Czas wyborów

„Naszym najważniejszym zadaniem” – mówił szef Wojewódzkiego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego w Lublinie, na ogólnej naradzie powiatowych sekretarzy Polskiej Partii Robotniczej i komendantów milicji, szefów Powiatowych Urzędów Bezpieczeństwa Publicznego i starostów, zwołanej w grudniu 1946 roku – „jest ochrona aktywu politycznego, obsługującego zebrania i spotkania przedwyborcze, zabezpieczenie lokali wyborczych i całej dokumentacji związanej z wyborami. Musimy zrobić wszystko, aby dzień wyborów (19 stycznia 1947 roku), w naszych miastach i wioskach, był spokojny, a obywatele bez przeszkód mogli oddać swoje głosy. Po referendum (30 czerwca 1946 roku) podziemie wzmogło działalność. Bandy, w części rozbite, ale nie zlikwidowane, buszują jeszcze śmielej, bezwzględniej. Liczbą napadów, rabunków i morderstw wyróżniają się »Zapora«, »Bohun« i »Uskok«”. „Czy to ten »Zapora«, który w sierpniu 1945 roku ujawnił się?” – cichutko zapytał lubartowski starosta siedzącego przy nim komendanta. „Ten sam. Jesienią ujawnił się, a wiosną wrócił na nasz teren i zorganizował zbrojne podziemie o nazwie Ruch Oporu Armii Krajowej” – wyjaśnił pytany. „Są to bandy groźne, dobrze uzbrojone i zorganizowane” – kontynuował szef. „Według naszych informacji, oddział »Zapory« liczy 180–200 ludzi, »Bohuna« i »Uskoka« od 30 do 50 każdy. Oddziały te są podzielone na większe i mniejsze grupy. Znamy niektórych dowódców tych grup, na przykład »Jagodę« i »Jerzego« z Narodowych Sił Zbrojnych, »Jadzinka«, »Cygana«, »Iwana«, »Wiktora« i »Ordona«. Najbardziej krwawy i bezwzględny jest »Uskok«. To on i jego zgraja wymordowali w Spiczynie, 9 maja 1945 roku, 12 osób – członków partii, rolników, funkcjonariuszy Milicji Obywatelskiej i Urzędu Bezpieczeństwa, na zabawie zorganizowanej dla uczczenia zakończenia wojny. To on, ze swoimi kompanami, 11 dni przed referendum, podszywając się pod funkcjonariusza służby bezpieczeństwa, wtargnął do wsi Charlęż i zamordował Józefa (ojca), Stanisława, Bolesława, Czesława i Jana (synów) Dudziaków, Tadeusza Pastusiaka, Mikołaja Procha, Franciszka Jakubczaka i Wojciecha Oleksiaka – członków Ochotniczej Rezerwy Milicji Obywatelskiej. To prawda, band do tej pory nie udało się zlikwidować. Przyczyn jest kilka. Większość członków band to tutejsi, znają więc teren i mają sprzymierzeńców. Zatrzymaliśmy kilkunastu ich współpracowników i meliniarzy. Dowódcy band to z reguły synowie bogatych chłopów, byłych właścicieli ziemskich, właścicieli fabryczek. Zieją nienawiścią do władzy ludowej, gotowi zabijać każdego, kto choć słówkiem poprze tę władzę. I zabijają”. „Jak już wspomniałem” – ciągnął szef – „podziemie wzmogło terrorystyczną działalność. Zastraszeniem, szantażem i mordem reakcja próbuje wygrać tę drugą polityczną kampanię. Ma to być próba sił. Nie chcemy przelewu krwi, ale też nie możemy dać się mordować. Wzmocniliśmy załogi posterunków, pomaga nam wojsko, uzbroiliśmy członków Ochotniczej Rezerwy Milicji Obywatelskiej, którzy, pod nadzorem milicji, bronią swoich wiosek, rodzin i domów. 4 grudnia, »Uskok« dokonał nocnego skoku na wieś Rozkopaczew, z zamiarem wymordowania członków partii i ormowców, ochraniających lokal wyborczy. Nie wymordował, bo podjęto walkę. Po prawie dwugodzinnej strzelaninie banda musiała ustąpić, ale zniszczenia i straty były ogromne. Spłonęło 26 zabudowań gospodarskich i zginął członek Ochotniczej Rezerwy Milicji Obywatelskiej, Zbigniew Szymański. Wczoraj na posterunek milicji i lokal wyborczy w Zwierzyńcu napadł »Bohun«. I tam podjęto walkę. Od kul polegli: Stefan Bździuch, Roman Lewandowski, Szczepan Łazarczyk, Andrzej Talanda i Jan Zenko – ormowcy, oraz Józef Paluch – funkcjonariusz Milicji Obywatelskiej. Bandy nie rezygnują, ale też wszędzie napotykają zdecydowaną obronę. Rzecz w tym, aby w tej obronnej walce nie dać się zaskoczyć bandzie, podejść, oszukać”. Spotkali się w drugi dzień Świąt Bożego Narodzenia, w gajówce. Mimo mrozu i wysokich śniegów, ściągnęli na to odludzie wszyscy, a więc: „Bohun”, „Jerzy”, „Lis”, „Jagoda”, „Miś”, „Jadzinek”, „Ryś”, „Lew”, „Cygan”, „Kędziorek”, „Strzała”, „Żelazny”, „Stańczyk”, „Ordon”, „Wiktor”, „Uskok”, kilku innych dowódców grup oraz ludzie z osobistej ochrony „Zapory”. Żona gajowego, przy pomocy rodziny, przygotowała pieczoną i gotowaną sarninę, nie skąpiła kiszonej kapusty i chleba własnego wypieku. Gospodarz postawił na stole bańkę okowity, zabranej, przed tygodniem, z browaru w Zwierzyńcu. „Wszystko w porządku, panie Goś?” – zapytał „Zapora” gospodarza, wchodząc do sieni. „A jakżeby inaczej, panie Dekutowski. U nas musi być porządek. W te strony żaden ubek i milicjant nie trafią”. „Zapominasz, przyjacielu, o moim rozkazie, a ja tego bardzo nie lubię. Przypominam ci, że nasi żołnierze noszą pseudonimy i stopnie, a nie nazwiska. Tym razem ujdzie ci to na sucho, bo Święta i jestem w humorze” – „Zapora” uśmiechnął się, ściągnął kożuch i wszedł do pokoju. Buchnęło ciepłem i gwarem. Na jego widok uciszyło się. Pozdrowił zebranych i usiadł obok „Bohuna”. Po drugiej jego stronie siedział „Uskok”, za nim jego zastępca „Stańczyk”, dowódca pierwszej grupy „Ordon” i dowódca drugiej grupy „Wiktor”. Ktoś podsunął „Zaporze” talerz, napełnił szklankę wódką. „Uskok” wzniósł toast za spotkanie. Wypili. „Jestem z ciebie, »Uskok«, zadowolony. Zrobiłeś dobrą robotę w tym Rozkopaczewie. Czerwoni o mały figiel nie upiekli się. Ilu straciłeś ludzi?”. „Trzech. Jednego musiałem rozwalić. Uciekł do komunistycznego wojska. Za świętej pamięci naszych poległych żołnierzy!” – wyrwało się „Uskokowi”. Wypili. „Zapora” milczał. Obserwował czerwone twarze swoich dowódców. „Śmierć komunistom! Na pohybel reżimowi!” – „Bohun” wyraźnie był podniecony. „Mam do omówienia kilka spraw” – głos „Zapory” był wyraźny. Ktoś stuknął w szklankę. Uciszyło się. Wszystkie oczy skierowano na mówiącego. „Sprawa pierwsza. Naczelne dowództwo Ruchu Oporu Armii Krajowej udziela pochwały oficerom i żołnierzom z oddziałów panów »Uskoka« i »Bohuna« za sprawnie i skutecznie przeprowadzone akcje w Rozkopaczewie i Zwierzyńcu”. „G… z tego będę miał” – szepnął „Bohun” do ucha „Jerzemu”, tak niefortunnie, że usłyszał to „Zapora”. „Tak nie jest, »Bohun«. Dowódcy otrzymali nagrody pieniężne po 10000 złotych, a żołnierze po 3000 złotych. Proszę, licz się ze słowami”. Drzwi się otworzyły i stanął w nich młody chłopak w kożuszku. Przez chwilę obserwował zebranych, zanim podszedł do „Uskoka”. „Na drodze z Ostrowia pokazały się samochody z wojskiem. Jadą w kierunku Tyśmienic” – meldował chłopak. „Jakie samochody, jakie wojsko … co tu się dzieje, »Uskok«?” – pytał „Zapora”. „Nic się nie dzieje, panie kapitanie. Tu nic nam nie grozi. Do tego zadupia nawet czołg nie przejedzie” – wyjaśnił „Uskok” i odesłał chłopaka z jakimś poleceniem. „Sprawa druga” – „Zapora” wyraźnie się spieszył. „Komuniści, na 19 stycznia, wyznaczyli wybory. Rozkazuję zacząć akcję »W«. Każdy z dowódców ma prawo i obowiązek rozwalić bez sądu wszystkich podejrzanych o sprzyjanie komunistom. Tam, gdzie tylko można, palić te lokale wyborcze. Pozwalam, według uznania, na akcje masowe. Tam, gdzie buntuje się wiejskie chamstwo i sprzyja komunistom, czynić tak, jak to zrobili »Uskok« i »Bohun«. To wszystko panowie. Życzę powodzenia i proszę o meldunki. Łączność między nami, jak do tej pory” – „Zapora” podniósł się zza stołu. Gospodarz usłużnie podał mu kożuch. Następnego dnia, w gajówce, pojawiło się wojsko. Nawet gajowy Goś się zdziwił, że przyszli rano i o nic nie pytali. Żołnierzy nie było wielu, dziesięciu, może dwudziestu, i oficer, podporucznik. Wszyscy młodzi i wyglądali na zmęczonych. Gajowy zaproponował oficerowi śniadanie. Żołnierzom również. Zgodzili się. Ciepłe mleko i ciemny razowy chleb pałaszowali z apetytem. „Rozmowni to oni nie byli” – opowiadał przed południem gajowy „Uskokowi”. „Nic nie chcieli, najedli się, popalili i poszli. Nigdzie nie zaglądali. Broń mieli bolszewicką i orły bez koron. Na mój rozum za czymś węszą”. Pierwszy dał o sobie znać „Bohun”. Z 30 na 31 grudnia, z grupą „Jadzinka”, zaatakował wieś Jakutowo i lokal wyborczy, znajdujący się w miejscowym browarze. Milicja i członkowie Ochotniczej Rezerwy Milicji Obywatelskiej nie dali się zaskoczyć. Podjęli walkę. Po kilkugodzinnej strzelaninie banda wycofała się, ale nie obyło się bez ofiar. Od kul zginęli: Stanisław Grabiec – dyrektor browaru, komendant placówki Ochotniczej Rezerwy Milicji Obywatelskiej, Lesław Bednarczuk – rolnik, członek Ochotniczej Rezerwy Milicji Obywatelskiej, Antoni Bernaszek – zetwuemowiec, członek Polskiej Partii Robotniczej, ślusarz i Józef Kowalczyk – ormowiec. Tydzień przed wyborami (12 stycznia 1947 roku), „Uskok” usiłował wtargnąć do wsi Łuszczowo Wygoda i zniszczyć lokal wyborczy. Nie wtargnął. Obrońcy lokalu przywitali go ogniem. Siekł z broni maszynowej po oknach i drzwiach, rzucał granaty, ale bez skutku. Swoich zabitych i rannych musiał zabrać i uciekać. Ale i obrońcy mieli straty. Polegli: komendant posterunku w Wólce Paweł Grabowski, milicjant Jan Woliński i członkowie Ochotniczej Rezerwy Milicji Obywatelskiej, rolnicy, Bolesław Bernat i Czesław Nowomiński. W przeddzień wyborów do gajowego wrócił ten sam podporucznik z wojskiem. „Najpierw ten ich oficerek nakazał mojemu chłopu, aby został w pokoju i nic nie gadał” – relacjonowała wieczorem „Uskokowi” żona gajowego. „Mój został. Pilnował go żołnierz. Inni żołnierze szukali w chlewie i w stodole, zaglądali na strych i znaleźli tych waszych rannych w piwnicy. Naszli też ten karabin i dubeltówkę. Wszystkich chłopów zabrali na sanie i pojechali. Mojego też wzięli. Tak to było, panie”. Dzień wyborów, jak i następne tygodnie, minęły bez wydarzeń. Wydawało się, że wrócił spokój, a dla milicji, służby bezpieczeństwa i wojska nastała pora odpoczynku. Tak jednak nie było. W robotnicze święto 1947 roku, banda „Uskoka” zaczaiła się na powracających furmanką z pierwszomajowych uroczystości, z Lubartowa do Rozkopaczewa, rolników zetwuemowców. Bezbronnych młodych ludzi poddano torturom i zabito strzałami w tył głowy. Zginęli: Paweł Budka, Zdzisław Czubacki, Zygmunt Duda, Bolesław Sipta, Bronisław Skrzypczak, Zygmunt Zarobski i Mieczysław Jesionek. Najstarszy miał 27 lat, najmłodszy – 17. Wzmocnione grupy operacyjne milicji i wojska wszczęły pościg. Zamknięto główne drogi, przebiegające przez masywy leśne, poddano kontroli podejrzane domy, gajówki, leśne bunkry i okopy. Wprawdzie udało się zatrzymać wielu współpracowników i meliniarzy band, ale żadnego z dowódców. Dzień i noc trwały akcje. Czesano lasy i okoliczne niedostępne mokradła, organizowano zasadzki. Bez rezultatu. Banda „Uskoka” zniknęła, jakby zapadła się pod ziemię. Sądzono nawet, że watażka przeniósł się gdzieś na Zachód. I oto, prawie pod samym Lubartowem, z 1 na 2 lipca, „Uskok”, „Ordon” i „Wiktor” napadli na wieś Puchaczew i dokonali tam rzezi 21 osób – mężczyzn, kobiet i dzieci. „»Za głosowanie na komunistów, za popieranie czerwonych – śmierć!« – krzyczeli i zabijali bez pardonu” – zeznawali świadkowie, którym udało się ocalić życie. Amnestia, ogłoszona 22 lutego 1947 roku, jako akt łaski, przede wszystkim dla tych z lasu, wniosła w ich szeregi spore zamieszanie. Z oddziału „Zapory”, wbrew jego rozkazom, ujawniło się ponad 100 ludzi. Z „Bohuna” i „Uskoka” kilkunastu. We wrześniu 1947 roku służba bezpieczeństwa i grupa operacyjna milicji otoczyła melinę „Zapory”. Został, wraz ze swoim sztabem, aresztowany. „Uskok” zebrał niedobitków i grasował jeszcze przez cały rok 1948. Dopiero w maju 1949 roku, po kolejnym napadzie i mordzie, został zastrzelony podczas pościgu.

Autor: Władysław Śniadowski