Dwa życiorysy jednego człowieka

Likwidując przeinaczenia i białe plamy historii, nie zastępujmy jednych przemilczeń innymi, jednych fałszerstw drugimi… Należał do pokolenia „Kolumbów, rocznik 1920”, ale wywodził się z całkowicie odmiennego środowiska. Urodził się w Tarnobrzegu, jako jedno z dziewięciorga dzieci robotnika, znanego z socjalistycznych przekonań. Jednak dzięki nieprzeciętnym zdolnościom, zdołał ukończyć nie tylko szkołę powszechną, lecz również średnią, uzyskując, w roku 1939, świadectwo maturalne. Z wielkim zapałem działał w tarnobrzeskim harcerstwie, wspólnie z druhem Władysławem Jasińskim, późniejszym legendarnym dowódcą świętokrzyskiej partyzantki, „Jędrusiem”. We wrześniu 1939 roku przyłączył się, jako ochotnik, do walczących wojsk. Już jako żołnierz przekraczał granicę węgierską. Uciekł z miejsca internowania i, przez Jugosławię, Włochy, przedostał się do Francji, gdzie ponownie zgłosił się do tworzącej się armii. Służył w Drugiej Dywizji Piechoty, skąd został odkomenderowany do Szkoły Podchorążych. Upadek Francji nie pozwolił na dokończenie oficerskiej edukacji. Udało się to dopiero w Wielkiej Brytanii, w szeregach Pierwszego Korpusu. Ale zapalczywemu podporucznikowi, Hieronimowi Dekutowskiemu, nie odpowiadała garnizonowa służba na terenie Szkocji. Zgłosił się do zadań specjalnych – kończy kurs sabotażowo–dywersyjny, a potem jeszcze spadochronowy. Jako prymus, otrzymał z rąk, uczestniczącego w uroczystej promocji, wicepremiera Rządu Emigracyjnego, Stanisława Mikołajczyka, symboliczny, rycerski kordzik. W nocy z 16 na 17 września 1943 roku został zrzucony, na spadochronie, w rejonie Wyszkowa. Jako przeszkolony cichociemny, otrzymał przydział do dywersji w V Okręgu Armii Krajowej. Po objęciu dowództwa nad kompanią, złożoną w większości ze zbiegłych z niewoli jeńców radzieckich, przekształci ten oddział w znakomitą grupę bojową. Jedna z efektowniejszych akcji to wypad na zasiedloną przez osadników niemieckich z Besarabii, ufortyfikowaną i uzbrojoną, wieś Źrebce, w powiecie zamojskim. Była to jedna z tych operacji, które skłoniły hitlerowców do zaniechania realizacji planu pacyfikacji Zamojszczyzny. W styczniu 1944 roku „Zapora” (taki pseudonim obrał sobie podporucznik Dekutowski) powołany został na stanowisko Szefa „Kedywu” Inspektoratu Armii Krajowej, obejmującego Lublin i Puławy. W terenie tym operowały dwa plutony lotne, działające stale, oraz cztery plutony garnizonowe, których żołnierze przebywali w domach, bądź stałych kwaterach, skąd byli wzywani do poszczególnych akcji. „Zapora” dokonał reorganizacji, podnoszącej wybitnie operatywność bojowych oddziałów. Stworzył sztab operacyjny, pod swoim dowództwem. Jego zastępcą został doświadczony partyzant, znający świetnie teren, z którego pochodził – Stanisław Wnuk pseudonim „Opal”. Stworzono cztery sekcje: administracyjno–gospodarczą, łączności, saperów i sanitarną – z lekarzem na czele. Właściwa organizacja zaplecza pozwoliła na zrezygnowanie z dużych taborów. Zwiększyło to operatywność i manewrowość grupy. W okresie od stycznia do lipca 1944 roku wykonano 39 poważniejszych akcji zbrojnych, nie licząc drobnych incydentów. Najważniejsze znaczenie dla przybliżającego się frontu wschodniego miały akcje kolejowe. Oddziały, pod dowództwem „Zapory”, zniszczyły 500 metrów torów ważnych linii kolejowych, wykoleiły cztery pociągi urlopowe z Wehrmachtem, trzy pociągi towarowe z amunicją i sprzętem wojskowym… Jeszcze wcześniej, w lutym 1944 roku, atak na kolej wąskotorową Poniatowa–Nałęczów, przyniósł bogatą zdobycz, w postaci sprzętu, mundurów oraz dwóch wagonów cukru, które przekazano na rzecz przesiedleńców. Atakowano transporty drogowe. Zniszczono 24 samochody. W tym terenie Niemcy zaczęli jeździć w większych, silnie uzbrojonych konwojach. Nie uchroniło to przed skutecznym ostrzałem samochodów. Według źródeł niemieckich, tylko 7 kwietnia, między Kurowem a Żyrzynem, ostrzelano pięć samochodów, w wyniku czego zostało zabitych siedmiu żołnierzy niemieckich. Znane były brawurowe ataki na posterunki żandarmerii, strażnice i inne obiekty. 19 lutego zorganizowano wypad na punkt obronny majątku SS Kręciszów. Zginęło pięciu wrogów. Straty własne – jeden człowiek. 28 marca atak na oddział przysłany do rekwizycji żywności w Borzechowie. Otoczeni i ostrzelani silnym ogniem Niemcy poddają się. Zostają rozbrojeni, rozebrani z mundurów i odesłani do Ratoszyna. Zastrzelony został jeden Ukrainiec, znęcający się nad ludnością. Niedługo potem wypad za Wisłę i brawurowy atak na Zwoleń. Walka na ulicach miasta, likwidacja bestialskiego burmistrza i kilku współpracowników Gestapo. Walka nasilała się w miarę przybliżania się frontu i zagęszczania wojsk okupanta. Poważna bitwa rozegrała się w pobliżu Krężnicy. Z kilkusetosobowego oddziału niemieckiego, zginęło 56 osób. Uszkodzonych zostało 16 samochodów. Walka trwała ponad dwie godziny. Przed całkowitym pogromem uratowało hitlerowców wysłanie wsparcia lotniczego, a następnie czterech kompanii wojska. Partyzanci wycofali się, tracąc czterech ludzi… 14 lipca, między Opolem a Karczmiskami, zorganizowano zasadzkę na oddziały okupanta, powracające z pacyfikacji Kluczkowic. Dziewięć samochodów, wyładowywanych wojskiem, żandarmerią i policją, zostało zaatakowanych. Zginęło kilkunastu wrogów. Na pomoc przybył oddział azerbejdzańskich kolaborantów, kwaterowany w Rozalinie. Mimo to partyzanci wycofali się bez strat. Już trzy dni później – 17 lipca – pod Kożuchowem rozbito silny oddział. Poległo 18 Niemców, zdobyto moździerz i wiele innego sprzętu. W krótkim czasie oddział rozrósł się do sześciu pełnych plutonów. Był już najsilniejszym i najlepiej uzbrojonym oddziałem – mimo że ze zrzutów otrzymał tylko jeden karabin maszynowy, jeden moździerz oraz 100 kilogramów materiałów wybuchowych. Większość uzbrojenia zdobyto na wrogu. Był tam jeden ciężki karabin maszynowy, cztery ręczne karabiny maszynowe, 98 sztuk broni długiej, pięć pistoletów maszynowych, duże ilości amunicji oraz sprzętu pomocniczego. Wkroczenie Armii Radzieckiej stworzyło nową sytuację. Brak było rozkazów i jakiegoś jasnego stanowiska. Dopiero w sierpniu dotarł rozkaz wyruszenia na pomoc walczącej Warszawie. „Zapora” ogłosił ponowną mobilizację oddziału. Ale przekroczenie Wisły okazało się niemożliwością. 22 sierpnia odwołano mobilizację i tę datę należy uznać za koniec partyzanckiej działalności „Zapory” i jego oddziału. Tu też kończy się jeden życiorys Hieronima Dekutowskiego. Bo dalsze dzieje wyglądają już na inny życiorys, innego człowieka. W opublikowanym, przed tygodniem, w „Kurierze Lubelskim”, artykule, czytamy, że już w lipcu, po niepowodzeniu planu „Burza”, zgodnie z rozkazem Wodza Naczelnego Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie, „Zapora” melinuje broń, utrzymuje siatkę w gotowości, pozostawia przy sobie grupę czterdziestu osób… Według relacji Stanisława Wnuka, „Opala”, pełniącego funkcję zastępcy „Zapory”, sytuacja nie wyglądała jednak tak jednostronnie. „Panowało ogólne zamieszanie. Jedni chcieli wracać do domu, inni – ja też byłem wśród nich – chcieli iść do wojska. Ale niepokoiły nas aresztowania i wywożenie ludzi przez N.K.W.D.. Kiedy w Lublinie zgłosiłem się do Rejonowej Komendy Uzupełnień, jakiś oficer przyjął moje dane ewidencyjne, ale gdy zostaliśmy sami, wyprowadził mnie z budynku i kazał uciekać, kryć się i przeczekać najgorsze. Inni mieli mniej szczęścia. Aresztowano od nas szefów sekcji saperów, oficerów Sikorę i Przepiórkę. Wiedzieliśmy też, że wywieziono Komendanta Okręgu, »Marcina«, i pełnomocnika wojewódzkiego, Cholewę. Wygarniano też oficerów, którzy już wcześniej trafili do wojska”. „Jak rozstaliście się z »Zaporą«?”. „Dostałem zapalenia płuc, z tego rozwinęła się gruźlica i nie wiadomo kiedy znalazłem się w szpitalu. Było to w strefie przyfrontowej. Tam było bezpieczniej. W tym czasie »Zapora«, z właściwą sobie ruchliwością, zbierał różnych rozbitków, uciekinierów. Był to głównie ruch poakowski, ale nie brakowało dezerterów z wojska, a nawet z przybyłego z terenów radzieckich oddziału Satanowskiego. Gdy, w maju 1945 roku, wróciłem do zdrowia, spotkałem się z »Zaporą« i zastanawialiśmy się wspólnie nad tym, co robić dalej. Ja uważałem, że dalsza konspiracja nie ma sensu, on czekał na jednoznaczny rozkaz. Pojechałem więc do Warszawy, aby skontaktować się z kimś miarodajnym. Dotarłem do »Radosława«, dowódcy »Kedywu«, oraz skontaktowałem się ze swym kolegą, Wójcikiem, który pełnił funkcję sekretarza Polskiego Stronnictwa Ludowego. On umówił mnie na spotkanie z Mikołajczykiem. Mikołajczyk, tak, jak wcześniej »Radosław«, zalecił wyjście z konspiracji. Wierzył, że w przyszłych wyborach uda się zyskać przewagę i zmienić sytuację. Następnego dnia przekazano mi wiadomość, że szef Urzędu Bezpieczeństwa w Lublinie ma już zalecenia porozumienia się z nami. Po powrocie nawiązałem kontakt z »Zaporą«. Telefonicznie połączyliśmy się z władzami bezpieczeństwa w Lublinie. Przybyło do nas trzech przedstawicieli z obstawą wojska. Po prawie przyjacielskim spotkaniu, zakończonym obiadem, udałem się z rewizytą do Lublina. Gdy przyszedłem do szefa, nazywał się Grabowski, usłyszałem: »Niech pan siada«. »Na ile lat?« – spytałem. Wywołało to ogólny śmiech. Nie śmiali się tylko doradcy N.K.W.D.. Myślałem, nie rozumieją… Ale na razie wszystko zapowiadało się dobrze. Na moją prośbę, zwolniono kilku ludzi z naszego oddziału. Powstała wspólna komisja likwidacyjna. Z ramienia Armii Krajowej, weszli do niej »Kmita«, »Wir«. Zaczęli się ujawniać pierwsi oficerowie. »Zapora« dał mi znać, że też to uczyni. Ale wtedy wydarzył się tragiczny wypadek, czy prowokacja, który przekreślił wszystko. Ujawnił się »Ostoja«. Postanowił motorem pojechać do Warszawy, aby tam załatwić swoje sprawy. Dostał nawet z urzędu benzynę. W czasie drogi jacyś funkcjonariusze usiłowali go zatrzymać, czy legitymować, wywiązała się strzelanina, w czasie której zginął. Po tym fakcie »Zapora« postanowił nie ujawniać się. Wtedy też skończył z taktyką unikania walki. Zaczęło się to najgorsze. Bardzo mi było szkoda żołnierza z tak piękną przeszłością i zasługami. Znakomitego dowódcy, zdolnego człowieka…”. Tak. To już był inny rozdział. Straszny i tragiczny. Wymownie świadczą o tym suche dane, wyciągnięte z dokumentów procesowych, dotyczących działalności band, pośrednio lub bezpośrednio, kierowanych przez „Zaporę”. 1945 rok. Banda „Zapory” dokonała napadu na posterunek Milicji Obywatelskiej w Kazimierzu, powiat Puławy. Zabito Zygmunta Hryniaka, Juliana Ptasińskiego, oraz dwóch żołnierzy Armii Czerwonej, i inżyniera Władysława Kozła. Uprowadzono dwóch funkcjonariuszy Urzędu Bezpieczeństwa – Stanisława Krupę i Mariana Budę, których następnie zastrzelono. We wsi Uciekajka, gmina Ludwin, banda „Uskoka” zamordowała ośmiu mężczyzn i jedną kobietę. We wsi Grądy, gmina Ludwin, banda „Uskoka” znienacka napadła na dziesięciu żołnierzy Wojska Polskiego i dwóch milicjantów. Uprowadzono ich do lasu i tam zamordowano. Przed rozstrzelaniem byli nieludzko pobici. Banda „Uskoka” dokonała napadu we wsi Spiczyn. Zamordowano Antoniego Żukowskiego, Bolesława Smyka, Wiktora Sowę, Hieronima Kudłę, Wacława Siepsiaka, oraz czterech milicjantów. Banda „Rysia”, w Józefowie, powiat puławski, zamordowała Stanisława Kanię, Antoniego Bonarskiego oraz postrzeliła dziecko, które zmarło. W Kolonii Ludwin banda „Uskoka” wymordowała sześcioosobową rodzinę Stefana Nowackiego. We wsi Rogóźno, gmina Ludwin, banda „Uskoka” zamordowała, bijąc pałkami, Katarzynę Szpitun, Katarzynę Matros i 8–letniego Eugeniusza. 1946 rok. Banda „Brzozy” dokonała napadu na mieszkańców wsi Natalin. Zabici zostali: Stanisław Szczepaniak, jego żona Wiktoria, syn Wacław, ciężko ranna została 17–letnia córka Irena. Banda „Boruty” uprowadziła i zamordowała Henrykę Zur, zamieszkałą w Majdanie Brzezińskim, gmina Piaski. Zabity i spalony został, wraz z domem, członek Polskiej Partii Robotniczej, Jan Drelig, zamieszkały w Pawłowie, gmina Piotrowice. W Woli Gałęzowskiej, gmina Bychawa, zamordowani zostali członkowie Polskiej Partii Robotniczej i Polskiego Stronnictwa Ludowego: Ignacy Kozioł, Józef Rubin, Adam Grabczyński i Ignacy Gadzała. Napadu dokonała banda „Zapory”. Podczas napadu na placówkę Ochotniczej Rezerwy Milicji Obywatelskiej, w Charlężu, banda „Uskoka” zamordowała dziewięciu członków Polskiej Partii Robotniczej: Mikołaja Trota, Franciszka Jakubczaka, Jana Dudziaka, Czesława Dudziaka, Bolesława Dudziaka, Stanisława Dudziaka, Józefa Dudziaka, Tadeusza Pastusiaka, Wojciecha Oleszka. Banda „Zapory”, pododdział „Misia”, napadła na Chmiel, gmina Piotrków, gdzie spalono domy dwóch członków Polskiej Partii Robotniczej i zabito jednego ormowca. Banda „Zapory” napadła na członka Ochotniczej Rezerwy Milicji Obywatelskiej, Andrzeja Gumieńczuka, zamieszkałego w Wólce Abramowickiej, gmina Zemborzyce. Bandyci zabili 3–letnie dziecko oraz ciężko ranili ojca. Banda „Uskoka” napadła na członka Polskiej Partii Robotniczej, Tarkowskiego, zamieszkałego w gminie Mełgiew. Bandyci wrzucili granaty do mieszkania i ostrzelali dom, zabijając gospodarza, jego żonę i syna. Pod Bełżycami, banda „Zapory” zabiła czternastu żołnierzy Wojska Polskiego i czterech milicjantów. Rannych żołnierzy dobijano pociskami eksplodującymi. Banda „Uskoka” uprowadziła sołtysa wsi Wólka Nowa oraz jego matkę. Oboje zostali bestialsko zamordowani. Banda „Szatana”, we wsi Nasutów, gmina Niemce, napadła na członka Ochotniczej Rezerwy Milicji Obywatelskiej, Piotra Woźniaka, którego zabito. Ciężko pobito żonę Woźniaka. Banda „Rysia” dokonała napadu na wieś Huta Turobińska. Spalono kilkanaście domów, zabito dwanaście osób, kilkanaście ciężko pobito. 1947 rok. Banda „Zapory”, we wsi Pniówek, gmina Sitno, zamordowała pięcioosobową rodzinę, której ojciec był członkiem Polskiej Partii Robotniczej. Banda „Uskoka” zamordowała mieszkańców wsi Łęczna, powiat Lubartów, Konstancję Soczon, Halinę Soczon, Jana Stasiaka i Lucynę Maciorowską. Banda „Brzozy” dokonała napadu na mieszkanie milicjanta we wsi Sosnówka, Henryka Komsty. Ponieważ nie zastali go w domu, zastrzelili jego żonę, Helenę, i 3–letniego syna. Pod wsią Rozkopaczew, gmina Ludwin, zamordowani zostali członkowie Związku Walki Młodych: Paweł Budka, Zdzisław Czubacki, Bolesław Sipta, Zygmunt Duda, Zygmunt Zarobski, Bolesław Skrzypczak i Mieczysław Jesionek. Banda „Uskoka”, podczas napadu na wieś Puchaczów, gmina Brzeziny, zamordowała 21 osób i 3 raniła… Mijają terminy kolejnych amnestii. Dopiero po rozbiciu oddziałów, „Zapora”, oraz jego dwaj towarzysze, „Boruta” Abraszewski i „Stefan” Nowicki, usiłują przedostać się na Zachód. Zostają aresztowani w nadgranicznej miejscowości. Otrzymują karę śmierci. Wstawiennictwo wpływowych osób pozwala uratować tylko jednego z nich. Zdawało się, że długi czas zatrze ostrość minionych dramatów. Ale tak nie jest. Inicjatywa uczczenia pamięci Hieronima Dekutowskiego, specjalną tablicą, budzi gorące sprzeciwy ze strony rodzin ofiar, funkcjonariuszy milicji, bezpieczeństwa, wojska. Mnożą się listy i uchwały protestacyjne. Z drugiej jednak strony, koła nieprzejednanych przeciwników, wojującej opozycji, usiłują sprawę tę wykorzystać jako jeszcze jedną okazję konfrontacji z władzą, systemem, ustrojem. Oni z kolei przemilczają, bądź pomniejszają, skutki działań w tej, nie nazwanej, strasznej wojnie domowej… A przecież wielki dramat Hieronima Dekutowskiego, tych, którzy z nim byli i tych, do których strzelali, winien skłaniać do wniosków wręcz odmiennych. Chodzi o to, aby nie tylko wyjaśnić mroki tamtych czasów, ale również stworzyć wspólnie taką rzeczywistość, w której patriotyzm, wierność przekonaniom, będą służyć wszystkim. Nie odwrócą się przeciw nikomu spośród naszych braci.

Autor: Lesław Gnot