Fragment audycji radiowej „Wspomnienie o majorze Hieronimie Dekutowskim ps. »Zapora«”, nadanej 20 marca 1990 roku w Radiu Wolna Europa

Major Hieronim Dekutowski, cichociemny, pseudonim „Zapora”. Nazwisko to – a może jeszcze bardziej ten pseudonim – od ponad czterdziestu lat krąży po Ziemi Lubelskiej, jako hasło, jako symbol, jako wyzwanie wreszcie. Wyzwanie rzucane zresztą w obie, wrogie sobie strony. Niechciana, wprowadzona na sowieckich bagnetach ludowa władza rzucała tym niezłomnym, tym wciąż niepokornym, coraz mniej licznym „zaplutym karłom reakcji” szydercze wyzwanie – „Zapora” bandyta, „Zapora” podpalacz, burzyciel nowej, wspaniałej rzeczywistości. Godzien był tylko śmierci i został z woli prawa stracony. To czeka was wszystkich. A z drugiej strony był naród polski – zgnębiony przez faszyzm, osaczony i zastraszony przez komunizm, upodlony przez panoszące się w kraju N.K.W.D. i bliźniaczo podobny Urząd Bezpieczeństwa. Wyzwaniem narodu był cichy szept, powtarzany po cichu, na ucho, z ust do ust słowa prawdy – „Zapora” bohater, zamordowany, lecz nie pokonany, do końca niezłomny bohater narodowy. I ten oto cichy szept, idący przez Lubelską Ziemię, był – jak na owe czasy – bohaterskim wyzwaniem, rzucanym nowemu najeźdźcy. Wyzwaniem równoważącym cały napór totalitarnej propagandy. Ten szept przetrwał i stał się dziś głosem, gdy czasy nastały już bardziej normalne. Kim więc był major Hieronim Dekutowski „Zapora”, którego imię stało się symbolem? Urodził się w 1919 roku, w Tarnobrzegu, jako dziesiąte, najmłodsze dziecko w rodzinie. W rok później traci najstarszego brata, który jako polski legionista oddaje życie w wojnie polsko–bolszewickiej. Ten duch brata bohatera będzie już do końca towarzyszył młodemu Hieronimowi. Był harcerzem, dobrym uczniem. Lubiany i koleżeński. Wojna wybucha, gdy ma zaledwie lat dwadzieścia. Chce walczyć. Nieprzyjęty do wojska w Polsce, przedostaje się aż do Francji. Tu poznaje generała Ducha, bohatera spod Monte Cassino. Przedostaje się do Wielkiej Brytanii, gdzie trafia do ośrodka szkoleniowego cichociemnych. Pomyślnie kończy szkolenie i w nocy z 16 na 17 września 1943 roku skacze z brytyjskiego samolotu na polską ziemię, w rejonie Pułtuska. Zostaje oddelegowany do rejonu Zamość. W tym czasie Inspektorat Puławy–Lublin Armii Krajowej traci kolejno dwóch dowódców. Byli to „Siapek” i „Ewa”. Po nich dowódcą Inspektoratu zostaje właśnie „Zapora”. Jest już Kawalerem Krzyża Virtuti Militari. Zasłużony w boju, choć wiek niemal dziecinny, a niski wzrost i wątła budowa jeszcze to podkreślają. Lubiany przez okoliczną ludność i przez kolegów – podkomendnych. Przeprowadza znaczną ilość udanych, brawurowych akcji. Głównie na pociągi niemieckie. Po wejściu Sowietów nie oddaje broni. Nie wierzy w obietnice nowego najeźdźcy. Swoje ujawnienie warunkuje wypuszczeniem z więzień kolegów. Rwie się na odsiecz Warszawy, ale wraca, bo droga odcięta. Zostaje Komendantem „Wolności i Niezawisłości” na obszar Kielce–Rzeszów–Puławy. Otrzymuje stopień majora. Wzmaga się terror N.K.W.D. i Urzędu Bezpieczeństwa. Przy końcu 1945 roku z grupą żołnierzy dochodzi „Zapora” do Sanu. Wraca. Kleszcze zaciskają się. Wobec miażdżącej przewagi wroga musi się poddać lub uciec. O poddaniu nie myśli. Próbuje ucieczki. W nocy z 16 na 17 września 1947 roku, czyli dokładnie w czwartą rocznicę skoku do Polski, wraz z siedmioma kolegami zostaje ujęty w miejscowości Nysa. Od tej chwili rozpoczyna się dla nich okres sześciomiesięcznych prawie tortur w katowniach Urzędu Bezpieczeństwa. „Zapora” i tu biernym nie pozostał. Przebił nawet kanał, próbując ucieczki. Na próżno. Na Mokotowie, 7 marca 1949 roku, nieludzko torturowani giną kolejno: „Zapora”, „Ryś”, „Mundek”, „Żbik”, „Zawada”, „Junak”, „Biały”. Cześć Ich Pamięci! Oddali życie za ojczyznę. Z ósemki ujętych w Nysie żyje jedynie mecenas Nowicki. Tak oto – w wielkim skrócie – brzmi opis życia i walki majora Hieronima Dekutowskiego „Zapory”. My, którzy żyjemy później, chcemy jednak wiedzieć o człowieku więcej. Znacznie więcej. Szczególnie jeśli jego imię jest teraz symbolem. Świadomie chcemy doszukać się w nim cech normalnych, ludzkich. Wad może lub słabostek choćby. To po to, by odpowiedzieć sobie na tkwiące w każdym z nas, w głębi podświadomości, natrętne pytanie – czy ja byłbym też takim, czy i we mnie tkwi ten zalążek bohaterstwa, który czeka tylko na właściwy czas i miejsce?

Autor: Ireneusz Haczewski