7 marca 1949 roku, z wyroku sądu wojskowego Rzeczypospolitej Polskiej, wykonano wyrok – karę śmierci – na kapitanie cichociemnym Hieronimie Dekutowskim ps. „Zapora”, oraz jego sześciu podkomendnych, strzałem w tył głowy. Działo się to w Warszawie, przy ulicy Rakowieckiej, między godzinami 19:00 a 20:30, w więziennej piwnicy. Miejsce pochówku do dziś nie jest znane. Wiadomym jest jednak to, że skazanych potajemnie chowano w zbiorowych mogiłach, gęsto zasypując wapnem, aby po jakimś czasie zwłoki były nie do rozpoznania. Może jego ciało leży na cmentarzu służewieckim, na Gocławiu, Cytadeli, Polu Mokotowskim, w modlińskiej twierdzy, w Ostrowii Mazowieckiej lub stołecznych Powązkach – w miejscach spoczynku ofiar sądów kapturowych z lat 40–tych i 50–tych? Kim był „Zapora”, jeżeli zabito go jako „wroga ludu”, „krwawego oprawcę”, jeżeli po dziś dzień nęka się jego osobę? Czyżby w obawie przed prawdą? Urodził się 24 września 1918 roku w Tarnobrzegu, w domu Marii i Jana Dekutowskich, jako dziewiąte dziecko. „Był beniaminkiem całej rodziny”. Pan Jan Dekutowski prowadził zakład blacharski w Tarnobrzegu i tym samym należał do skromnej elity powiatowego miasteczka. Kiedy syn zaczął działać w harcerstwie, ojciec należał do Koła Przyjaciół Harcerstwa. Hieronim wychowywał się w patriotycznej atmosferze domowej. Najstarszy brat, Józef, zginął w wojnie polsko–bolszewickiej w 1920 roku. W wieku 16 lat znalazł się w szeregach tarnobrzeskiej organizacji harcerskiej. Nie był zuchem. Do Związku Harcerstwa Polskiego wstąpił 7 września 1934 roku, do Pierwszej Drużyny Harcerzy imienia generała Henryka Dąbrowskiego, działającej przy tarnobrzeskim Gimnazjum imienia Hetmana Jana Tarnowskiego. Zasilił drugi zastęp „Lisów”. Po zdobyciu stopnia młodzika, 21 listopada 1934 roku, został dopuszczony do przyrzeczenia harcerskiego, rozkazem drużyny L 15, z 30 listopada 1934 roku. „Mam szczerą wolę, całym życiem, pełnić służbę Bogu i Polsce, nieść chętną pomoc bliźnim, być posłusznym Prawu Harcerskiemu”. Z rąk hufcowego, harcmistrza Ignacego Płonki, otrzymał Krzyż Harcerski, seria C XII 78, numer 25264. Wytrwale przechodził kolejne stopnie wtajemniczenia. Otrzymał przydział w nowopowstałej Drugiej Drużynie Harcerzy imienia Janka Mastalerczyka w Tarnobrzegu, w której działał od jej powstania, czyli od 7 września 1935 roku. Drużynowym Drugiej Drużyny Harcerzy był ćwik Adam Przybylski, a Hieronim już w 1936 roku prowadził dobrze funkcjonujący 11–osobowy zastęp. W tej drużynie zdobywa kolejno stopnie: wywiadowcy (21 listopada 1935 roku) oraz ćwika (27 lipca 1936 roku). Posiadał jedne z trudniejszych sprawności harcerskich, jakimi były z pewnością: kucharz, pionier i kolarz. Pełnił funkcję zastępcy przybocznego Drużyny, ćwika Stanisława Jasińskiego, od 9 września 1936 roku. W kadrze obozowej był zastępowym, na obozie w Woli Jasienickiej, tarnobrzeskiego Hufca Harcerzy. W 1937 roku, na wakacjach, został drużynowym Drużyny Wakacyjnej. Rozkazem Komendanta Hufca, harcmistrza Ignacego Płonki, L 2, z 25 września 1937 roku, wszedł w skład komisji stopni na stopień: młodzika, wywiadowcy i ćwika, w tarnobrzeskim Hufcu. Od 31 października 1937 roku, po przekształceniu Drugiej Drużyny Harcerzy w Drugą Wodną Drużynę Harcerzy imienia generała Mariusza Zaruskiego w Tarnobrzegu, jest w składzie starszych chłopców, w zastępie „Latającego Holendra”. Został też mianowany trzecim przybocznym hufcowego harcmistrza Ignacego Płonki, do spraw opieki nad izbą harcerską, inwentarzem i kronikami (rozkaz Komendanta Hufca L 2, z 19 lutego 1938 roku). Jeszcze przed 1939 rokiem zdobył stopień Harcerza Orlego. Oprócz harcerstwa działał w Sodalicji Mariańskiej oraz, od 1 września 1935 roku, w szkolnym Hufcu Przysposobienia Wojskowego. W opinii rodziny, przyjaciół i przełożonych był oceniany jako odważny, wierny raz powziętym postanowieniom, opiekuńczy w stosunku do młodszych. Gdy hufcowy miał problemy z którymś z podwładnych, kierował go do zastępu „Reża” – tak nazywali go podopieczni i przyjaciele. Był lubiany w kręgach tarnobrzeskich harcerzy, czego dowodem jest, między innymi, wzmianka o jego przezwisku w „Litanii do Druha Hufcowego”, przedstawionej na uroczystej wendzie harcerskiej w Tarnobrzegu, przygotowanej przez członków redakcji „Nurka” (pisemka Drugiej Wodnej Drużyny Harcerzy imienia generała Mariusza Zaruskiego w Tarnobrzegu), czyli „Zakotwiczonego Koła Obijaczy”. Po ukończeniu tarnobrzeskiego gimnazjum, w maju 1939 roku, mimo zaostrzonej sytuacji politycznej, snuł marzenia o kontynuacji nauki na studiach medycznych we Lwowie. We wrześniu 1939 roku nie został zmobilizowany. Za zgodą rodziców zaciągnął się ochotniczo do Wojska Polskiego. Z resztkami Trzydziestej Dziewiątej Dywizji Piechoty Wojska Polskiego, wraz z dowódcą, pułkownikiem Bronisławem Duchem, przedarł się na Węgry. Podczas przebicia otrzymał od harcerek słowackich poświęcony medalik, który nosił do 1947 roku. Podczas jednej z akcji przekazał Dekutowski swój „talizman” synowi poległego oficera Armii Krajowej i szybko potem został uwięziony przez N.K.W.D.. Internowany na Węgrzech, wraz z nieliczną grupą, przez Jugosławię i Włochy, przedarł się do Francji, gdzie zasilił Czwarty Pułk w Drugiej Dywizji Strzelców Pieszych Wojska Polskiego. Rozpoczął tam naukę w Szkole Podchorążych. Walczył na froncie francuskim i w czerwcu 1940 roku, po kapitulacji Francji, przedarł się do Wielkiej Brytanii. A do kraju, na ręce Eugeniusza Dąbrowskiego, płynęły zapytania o tarnobrzeskich harcerzy. Pytał o nich przebywający na Węgrzech harcmistrz Ignacy Płonka – hufcowy. Pytał także o „Reża”. Wiedział na kogo może liczyć! W Wielkiej Brytanii Dekutowski otrzymuje przydział w Pierwszej Brygadzie Spadochronowej. Jako prymus kończy rozpoczętą Szkołę Podchorążych, za co na pamiątkę otrzymał, z rąk Stanisława Mikołajczyka, wicepremiera polskiego rządu na emigracji, rycerski kordzik. Awansuje do stopnia podporucznika. Ochotniczo, i rekomendowany przez generała Bronisława Ducha, przechodzi kurs dywersyjny i składa przysięgę „cichociemnych”, 4 marca 1943 roku. W nocy z 16 na 17 września 1943 roku wraca do okupowanego kraju, zrzucony na placówkę odbiorczą „Garnek”, na północny zachód od Wyszkowa. Porucznik Hieronim Dekutowski przyjął wtedy pseudonim „Zapora”. Po przerzuceniu z placówki odbiorczej do Warszawy, po okresie aklimatyzacji u „ciotek”, porucznika „Zaporę” przydzielono do Inspektoratu Armii Krajowej Zamość. Objął tam dowództwo nad skadrowaną Czwartą Kompanią Dziewiątego Pułku Piechoty Armii Krajowej. Od razu włączył się do działań wymierzonych w niemiecką akcję wysiedleńczą ludności polskiej z Zamojszczyzny. Praktyczny egzamin działania musiał „Zapora” zdać dobrze, gdyż już w lutym 1944 roku awansował na szefa Kedywu Inspektoratów Lublin i Puławy. Jego poprzednicy, cichociemni, polegli. „Zapora” szybko zorganizował Oddział Dyspozycyjny „Kedywu” (OP 8). Wraz z oddziałem „Przepiórki” (podporucznika Mariana Sikory), wykonał, do lipca 1944 roku, 83 akcje bojowe. Jedną z najsławniejszych bitew stoczył oddział „Zapory” 1 lipca 1944 roku pod Krężnicą. Zacięta walka trwała dwie godziny. Niemcy rzucili do walki cztery kompanie wojska, dwa bataliony SS, żandarmerię i samoloty zwiadowcze. Zginęło 44 żołnierzy Wehrmachtu, 12 dostało się do niewoli. Zdobyto dużo broni. Warto zaznaczyć, że po akcji nie było ze strony okupanta żadnych represji. „W krótkim czasie oddział »Zapory« rozrósł się do sześciu pełnych plutonów. Był jednym z najsilniejszych i najlepiej uzbrojonych oddziałów Armii Krajowej. Nie obywało się bez ofiar ze strony oddziału, lecz nie szafował krwią żołnierzy. Sam był dwukrotnie ranny, ale nie zaprzestał wykonywania obowiązków dowódcy. »Zapora« i jego żołnierze byli w lubelskich lasach jak duchy. Nigdy nie zostali rozpoznani przez Niemców, bo nigdzie nie zatrzymywali się dłużej. Najczęściej spali w lesie, nawet zimą”. „Mieszkali w ziemiankach, byli brudni, zawszeni, łapczywie jedli chleb i słoninę, którą przywiozłam. Przy pożegnaniu nie mogłam powstrzymać łez. Wtedy powiedział: »Nie płacz Zula. Zbliżają się Rosjanie. Już prawie słychać katiusze. Dołączymy do nich. Razem pójdziemy na Berlin. Dostaniemy żołnierskiej zupy i skończy się nasza leśna niedola… A teraz, chłopcy, zagrajcie coś dla mojej siostry!«. I poszła w las seria wystrzałów. Dla mnie była to najpiękniejsza muzyka” – wspomina Zuzanna Dekutowska. Jeszcze przed „Burzą” został awansowany do stopnia kapitana oraz odznaczony Krzyżem Virtuti Militari V klasy. Czy dobrze wypełnił raz złożoną obietnicę? Czy jako uczeń porucznika Józefa Sarny (obrońcy Skalnej Góry w 1939 roku), Władysława Jasińskiego ps. „Jędruś” (dowódcy oddziału partyzanckiego „Jędrusie”) czy Zygmunta Szewery ps. „Cyklop” (zastępcy Komendanta Obwodu Tarnobrzeg Armii Krajowej „Twaróg”), swoich gimnazjalnych nauczycieli, nie splamił imienia szkoły? Na pewno nie! Kiedy wybuchło Powstanie Warszawskie, 1 lipca 1944 roku, chciał przedostać się na drugą linię frontu, do Zgrupowań Armii Krajowej „Jodła” Radom–Kielce, aby iść z pomocą swoim kolegom. Jeszcze wtedy nic nie wiedział o tym, co dzieje się z żołnierzami, którzy zostali „oswobodzeni” przez Sowietów, na przykład z Trzecią lub Dwudziestą Siódmą Wołyńską Armią Krajową. Widmo to coraz bardziej zbliżało się i do jego żołnierzy. Oszczerstwa „Armia Krajowa – zapluty karzeł reakcji!”, wywózka żołnierzy Armii Krajowej na Sybir, wyroki sądów „pachołków Berii”, krwawa działalność N.K.W.D., sprawiły, że „Zapora”, mimo dwóch amnestii, „Radosława” i w 1947 roku, nie wyszedł z konspiracji. Nie stał też z bronią u nogi. Jako dowódca zgrupowań nowopowstałej organizacji „Wolność i Niezawisłość”, walczył o swoich żołnierzy – mordowanych, internowanych, wywożonych i nieludzko męczonych. Teraz coraz częściej pisze się o tych sprawach. Wtedy „Zapora”, wraz ze wszystkimi żołnierzami Armii Krajowej, był tylko „imperialistycznym wrogiem”, „przeszkodą dla mas pracujących w twórczym budownictwie socjalizmu”, „angielską prostytutką”. Nic więc dziwnego, że polowano na niego, jeszcze nieujarzmionego, do końca. Aresztowany został na punkcie przerzutowym w Nysie, 16 września 1947 roku, gdy chciał przedostać się na Zachód. Na rozprawę przywieziono ich w mundurach niemieckich, bojąc się odbicia przez podwładnych. Jakież to było poniżające dla oficera tej rangi, jakim był „Zapora”! Jeszcze w więzieniu podjął, wraz z innymi, próbę bohaterskiej ucieczki. Po zdradzie jednego z więźniów, nieludzko skatowany, przebywał w „karcu” – betonowej celi, o wymiarach metr na metr, ni to siedząc, ni leżąc, po kolana w wodzie i własnych fekaliach. Miał połamane ręce, pozdzierane paznokcie i wybite zęby. „Śmierć była dla niego zbawieniem”. Prowadzony na wyrok, krzyknął do więzionych: „Przyjdzie zwycięstwo!”. Z tego procesu, jedyną osobą, która szczęśliwie uniknęła śmierci – wyrok śmierci zamieniono na dożywocie – był mecenas Władysław Nowicki. W 1956 roku zwolniony, a w dwa lata później całkowicie zrehabilitowany, chociaż był skazany, przez tych samych oprawców, co Dekutowski (jego przyjaciel i współtowarzysz broni), czterokrotnie na karę śmierci. Historia życia, walki i męczeństwa będzie – pomimo szargania po dziś jego imienia, osoby pośmiertnie awansowanej do stopnia majora oraz odznaczonej Krzyżem „Wolności i Niezawisłości” – najważniejszym dowodem, iż Hieronim Dekutowski był prawym Polakiem, żołnierzem i … harcerzem Rzeczypospolitej!
Autor: Adam Baran