Kryptonim „Czerwone krawaty”

„Zapora” był zadowolony. Ostatnie raporty dowódców oddziałów zawierały informacje bardzo budujące. Tak, Hieronim Dekutowski, czyli „pułkownik” „Zapora” – dowódca południowego obszaru „Wolności i Niezawisłości”, był dumny z działalności swych podkomendnych. Miesięczne zestawienie, dokonane przez szefa sztabu „Zapory”, na podstawie raportów dowódców oddziałów „Wolności i Niezawisłości”, działających na terenie województwa lubelskiego, było niezwykle wymowne. Wykonano 153 wyroki śmierci, 410 napadów terrorystycznych, 31 podpaleń, zabito w walce 37 milicjantów… Rozbrojono i zlikwidowano kilkadziesiąt posterunków Milicji Obywatelskiej. Wszystkie większe akcje, zaplanowane przez samego „Zaporę” i jego sztab, wykonano. „Wszystkie?” – „pułkownik” nachylił się nad plikiem papierów. Chwilę szukał czegoś w stosie raportów. Wreszcie znalazł. „Raport specjalny Komendy Obwodu »Wolności i Niezawisłości« w Lubartowie” – przeczytał półgłosem nagłówek. Szybko przebiegł oczyma tekst. Zmarszczył brwi w gniewie. O Rozkopaczewie i Wólce Starej nie było w raporcie ani słowa. A przecież „pułkownik” wiedział doskonale, że zetwuemowcy w tych wioskach solidnie dali się we znaki jego podkomendnym. Właśnie ich interwencja zniweczyła kilka wspaniale przygotowanych akcji „Wolności i Niezawisłości” w Lubartowskiem. Nie udał się także napad na Wólkę. Oddział „Wolności i Niezawisłości”, który zadanie to otrzymał do wykonania, wrócił z akcji bardzo przetrzebiony. Byli zabici, ranni. „Pułkownik” pamięta również, że jeszcze niedawno, najwyżej 2–3 tygodnie temu, doszły go wieści o potyczce, stoczonej przez młodych zetwuemowców, z Wólki i Rozkopaczewa, z oddziałem „Wolności i Niezawisłości”. Walka zakończyła się dla podwładnych „Zapory” klęską. „Pułkownik” zaklął szpetnie. Klasnął w dłonie. Drzwi do drugiej izby otworzyły się. Wszedł adiutant dowódcy – wysoki, szczupły brunet, z wąsami i baczkami a la książę Poniatowski. Służbiście stuknął obcasami. „Zapora” skreślił na kartce kilka słów. „Wysłać natychmiast gońca do »Uskoka«” – wręczył adiutantowi kartkę. „O wykonaniu polecenia »Uskok« zamelduje mi osobiście…” – zawahał się chwilę – „2 maja o godzinie 20:00” – dokończył. Brunecik znowu stuknął obcasami. Wyszedł. Po chwili odezwał się za oknem jego młodzieńczy, dźwięczny głos: „»Piłka«! Do mnie!”. „Zapora” podszedł do okna. Na podwórku gajówki goniec oddziału, mały, 20–letni „Piłka”, siodłał konia. Leśne poszycie stłumiło odgłos końskiego galopu. „Uskok”. Tylko nieliczni podwładni znali prawdziwe nazwisko „Uskoka”. Zdzisław Broński nie był nowicjuszem w bandyckiej branży. Jego kariera w szeregach „Wolności i Niezawisłości” datuje się od pamiętnych dni lipca 1944 roku. Był jednym z pierwszych, którzy skierowali lufy swych automatów przeciwko nowej władzy. Szybko piął się po drabinie winowskiej hierarchii. Wiosną 1947 roku był dowódcą jednego z największych oddziałów „Wolności i Niezawisłości” – na Lubelszczyźnie. To wiedzieli wszyscy. Ale bardzo niewielu wiedziało, że tam, w górze, gdzieś jeszcze nad „Zaporą”, „Uskok” był pierwszym kandydatem do zajęcia miejsca „pułkownika”. „Uskok” wiedział o tym. Musiał się tego domyślać również „Zapora”. Stąd też stosunki między obu watażkami nie były zbyt przyjazne. Kiedy więc goniec od „Zapory” zjawił się w bunkrze „Uskoka”, ten ostatni przyjął go więcej niż niechętnie. Szybko odczytał treść rozkazu. Żachnął się. Przez chwilę mełł w ustach wściekłe przekleństwa. Przemógł się jednak. „Zamelduj »pułkownikowi«, że rozkaz będzie wykonany” – zwrócił się do wyprostowanego jak struna „Piłki”. Goniec wyszedł. „Uskok” wezwał dowódców plutonów. Po krótkiej dyskusji plan akcji został opracowany i zatwierdzony. Nadano mu kryptonim „Czerwone krawaty”. Świąteczny dzień. Dzień był prześliczny. Ani jedna chmurka nie przesłaniała błękitnej kopuły. Członkowie koła Związku Walki Młodych, z Wólki Starej, przyszli do Lubartowa wczesnym rankiem. Było ich siedmiu. Najmłodszy, 15–letni Mietek Jesionek, pełnił funkcję chorążego. Wielka czerwona płachta sztandaru łopotała na wietrze, jakby chciała zerwać się z drzewca. Mietkowi drętwiały ręce, ale na propozycje pomocy starszych kolegów odpowiadał niezmiennie: „Bez łaski”. Wreszcie skończyły się przemówienia, rozległy się znane dźwięki „Międzynarodówki”. Potem ruszył pochód. Chłopcy z Wólki Starej i Rozkopaczewa szli w zwartej kolumnie Związku Walki Młodych. Drżąc z emocji i wysiłku, Mietek salutował sztandarem stojących na trybunie przedstawicieli władz. Był radosny, dumny, nie czuł w ogóle zmęczenia. Dopiero, gdy kilkutysięczny pochód przeszedł przed trybuną i rozlał się po wąskich uliczkach Lubartowa, Mietek zgodził się przekazać sztandar jednemu z kolegów. Pokręcili się trochę po mieście, postrzelali z wiatrówek w budzie na rynku, potańczyli ze znajomymi dziewuszkami i o szarym zmierzchu ruszyli w powrotną drogę. Mord. „Stać! Ręce do góry!”. Błysnęły lufy automatów. Światło kieszonkowej latarki omiotło twarze chłopców, wydobyło z mroku czerwień krawatów, utknęło na zwiniętym w rulon sztandarze. „Uskok” zaśmiał się ochryple. „No cóż, bojownicy–proletariusze, skończy się ruszanie z posad bryły świata” – zakpił. Chłopcy milczeli. Zbici w ciasną gromadę, z uniesionymi do góry rękami, czekali. „Uskok” nie spieszył się. Świecił kolejno w pobladłe twarze, kpił z krawatów, sztandaru, pierwszomajowej manifestacji. W pewnej chwili sięgnął ręką po sztandar. Szarpnął. Ręka trzymającego sztandar chłopca opadła. Czerwone płótno rozwinęło się, zafalowało. Stojący w środku gromadki, Mietek Jesionek, rzucił się z pięściami na uzbrojonego watażkę. Bandyta zachwiał się od niespodziewanego ataku. Ręce chłopca chwyciły skraj czerwonego płótna. Jednocześnie bluznęły serie wystrzałów. Chłopcy z jękiem padali na wilgotną od wieczornej rosy ziemię. W zaciśniętej kurczowo dłoni Mietka został płat czerwonego płótna. Tak zginęło siedmiu członków koła Związku Walki Młodych z Wólki Starej. Oto ich nazwiska: Mieczysław Jesionek, lat 15, Zdzisław Szubacki, lat 19, Paweł Budka, lat 20, Zygmunt Duda, lat 18, Bolesław Sipta, lat 22, Zygmunt Zarobski, lat 23, Bolesław Skrzypczak, lat 22. Rankiem, 2 maja 1947 roku, znaleziono ich zmasakrowane zwłoki. Obok, na zatkniętym w ziemię drzewcu sztandaru, bandyci powiesili zerwane chłopcom czerwone krawaty. W dwa tygodnie po zamordowaniu siedmiu zetwuemowców, w lesie pod Rozkopaczewem, banda „Uskoka” została okrążona, w okolicy Ludwina, przez grupę operacyjną Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Czterech bandytów zginęło, trzydziestu ujęto. Reszta rozproszyła się. Sam „Uskok” zbiegł i kontynuował bandycki proceder jeszcze przez dwa lata. Został zabity w walce, dnia 21 maja 1949 roku. W roku 1957 młodzież Lubelszczyzny ufundowała siedmiu bohaterom z Wólki Starej marmurowy pomnik. W trzynastą rocznicę śmierci siedmiu chłopców w czerwonych krawatach, grób ich pokryły, jak co roku, wieńce i wiązanki kwiatów – od ich spadkobierców, dziewcząt i chłopców Lubelszczyzny.

Autor: Roman Graza