Medal dla „Zapory”

Jego prawdziwy pogrzeb odbył się czterdzieści lat po śmierci. Bo kiedy w Anglii sadzono dla „cichociemnych” róże, w Polsce strzelano im w tył głowy – to zamiast salw honorowych. Zamiast grobów dostali doły, a wszystko to działo się w 1949 roku, w centrum Europy, na oczach całego świata. O „cichociemnego” Hieronima Dekutowskiego ps. „Zapora” członkowie jego rodziny oraz mieszkańcy Tarnobrzega upomnieli się po raz pierwszy sześć lat temu. 12 marca 1989 roku, czterdzieści lat po śmierci Hieronima Dekutowskiego, w tarnobrzeskim kościele ojców Dominikanów odbyła się uroczystość wmurowania tablicy pamiątkowej ku czci zamordowanych 7 marca 1949 roku: pułkownika Hieronima Dekutowskiego oraz jego współtowarzyszy broni – Stanisława Łukasika „Rysia”, Romana Grońskiego „Żbika”, Edmunda Tudruja „Mundka”, Jerzego Miatkowskiego „Zawady”, Tadeusza Pelaka „Junaka” i Arkadiusza Wasilewskiego „Białego”. W uroczystości wziął udział mecenas Nowicki, współsądzony i współskazany razem z rostrzelanymi, w marcu 1949 roku, „cichociemnymi”. Po raz drugi Tarnobrzeg upomniał się o Hieronima Dekutowskiego, nazywając jego imieniem jedną z ulic w mieście. Po raz trzeci stało się to 30 października tego roku, kiedy rodzina „Zapory” zwróciła się do władz miasta o przyznanie Hieronimowi Dekutowskiemu medalu Sigillum Civis Virtuti. Odznaczenie to, zgodnie z uchwałą Rady Miasta z 1993 roku, ma być nadawane wybitnym tarnobrzeżanom oraz ludziom, którzy w szczególny sposób przysłużyli się temu miastu. Dotychczas jeszcze nikt nie otrzymał tego odznaczenia. W minioną środę powstała Kapituła Medalu, która w kwietniu ogłosi swoją decyzję. Jeśli pułkownikowi Dekutowskiemu zostanie przyznany medal, uroczystość odbędzie się 28 maja, w dniu Święta Tarnobrzega. Hieronim Dekutowski „Zapora”, urodzony w 1918 roku w Tarnobrzegu, był jednym z 316 spadochroniarzy, których w latach 1941–1944 przerzucono do Polski. Wszyscy oni przeszli staranne przeszkolenie w Anglii i złożyli przysięgę na „Rotę” Armii Krajowej. „Zapora” był prymusem w angielskiej podchorążówce, za co z rąk premiera Stanisława Mikołajczyka otrzymał symboliczny rycerski kordzik. Do Polski zrzucono go nocą z 16 na 17 września 1943 roku. Była to operacja „Neon 1”, którą dowodził porucznik Władysław Krywański. Najpierw trafił na Zamojszczyznę, gdzie objął dowództwo nad skadrowaną Czwartą Kompanią Dziewiątego Pułku Piechoty. Tam też brał udział w akcjach przeciwko przesiedlonym w Zamojskie Niemcom. Następnie został mianowany szefem Kedywu Inspektoratów Rejonowych Lublin i Puławy. Po wyzwoleniu Lubelszczyzny w zbrojnym podziemiu działał do 1947 roku. Przeprowadził ponad 50 akcji dywersyjnych. Kiedy rozpoczęło się polowanie na niego i jego ludzi, zamierzał uciec na Zachód, ale został zatrzymany na punkcie przerzutowym w Nysie. Zdradził jeden z aresztowanych wcześniej winowców. Przesłuchania Dekutowskiego trwały ponad półtora roku. Skazany przez sąd na karę śmierci, trzydziestoletni mężczyzna wyglądał jak starzec. Miał połamane ręce, zdarte paznokcie i wybite zęby. W trakcie procesu ubrany był w niemiecki mundur. Jak napisała w „Tygodniku Demokratycznym”, z 11 czerwca 1989 roku, siostrzenica „Zapory”, mieszkająca w Tarnobrzegu Krystyna Frąszczak, „śmierć była dla niego wybawieniem”. „Cichociemnym” w Anglii posadzono róże. U nas strzelano im w tył głowy. Być może właśnie teraz jest szansa, by choć tym skromnym medalem uczcić pamięć jednego z nich.

Autor: Katarzyna Sobieniewska