„Zapora”. Dziennik znaleziony na pobojowisku.

Pamiętnik, spisany na kartkach niewielkiego formatu, zaczyna się 1 listopada 1946 roku. Prowadził go podkomendny „Zapory”, z czwartego plutonu porucznika „Samotnego”, a podnieśli, z pobojowiska pod Albinowem Małym, koło Biłgoraja, żołnierze grupy manewrowej. Czytany po latach, odsłania obraz, dla mojego pokolenia, urodzonego w czasie spokojnym, zupełnie niepojęty. „Albinów Duży. Piątek. 1 listopada 1946 roku. Jest dzień 1 listopada, czyli Dzień Wszystkich Świętych. Dzień ten spędziliśmy bez żadnych robót. Wieczorem odmarsz do następnej kwatery. Po przemówieniu »Zapory« ruszyliśmy w dalszą drogę. Kolonia Wólka Abramowska. Sobota. 2 listopada 1946 roku. Bez żadnych przejść. Po drodze zatrzymaliśmy się we wsi Malina, zmarznięci i głodni. We wsi jest trudno znaleźć coś do jedzenia. Dopiero po gruntownych poszukiwaniach, znaleźliśmy w bród wszystkiego. Mimo to jednak musieliśmy brać jedzenie siłą, to znaczy bić się na pięści z babami o kromkę chleba i garnuszek mleka. Piłatka. Niedziela. 3 listopada 1946 roku. Cały dzień deszcz. Nad ranem dołączył »Faraon« z kilkoma chłopakami. Około południa ruszyliśmy na Wierzchowiska, gdzie spodziewaliśmy się roboty, gdyż Bezpieczeństwo nękało nas całą przeszłą noc, warkotem samochodów i strzałami. Nic nie znalazłszy w wiosce, zdobyliśmy konie i ruszyliśmy na dalsze kwatery. Kolonia Krzanowska. Wtorek. 5 listopada 1946 roku. Jeszcze dziś jesteśmy mokrzy. Bezpieczeństwo szuka nas, a wkoło słychać warkot maszyn. Siedzimy na kwaterach cicho i popijamy bimberek. Jedzenia mamy dosyć, gdyż »Stary« (»Zapora«) posłał do sklepu po żywność. Kolonia Abramowska. Środa. 6 listopada 1946 roku. Dobrze nam, choć mało jedzenia. Cały dzień siedzieliśmy na kwaterze. Gospodarza oderwaliśmy od roboty i musiał na harmonii nam grać. Wieczorem »Samotny« poprowadził nas na małą robotę. Po rozdzieleniu zdobyczy otrzymałem palto na futerko. Albinów Duży – Leszczyna. 7 listopada 1946 roku – 22 listopada 1946 roku. Cały przeciąg czasu przechodzi bez żadnych przeżyć. Otrocze. Sobota. 30 listopada 1946 roku. Kwatery zajęliśmy. Nazajutrz wybieramy się na robotę do wsi komunistycznej Huta. Tokary, Huta, Gródki. Niedziela. 1 grudnia 1946 roku. Dziś robota. Koniec wioski Tokary, gdzie mieszkają komuniści, rozbity. Następna wioska – Huta. Cała wioska, po krótkim ostrzelaniu, w naszych rękach. Baty członkom Ochotniczej Rezerwy Milicji Obywatelskiej, demolacja mieszkań, uzupełnienie mundurów, kożuchów, butów. Do jedzenia zabrano świnię. Ze wsią Gródki staje się to samo, tylko Komenda Ochotniczej Rezerwy Milicji Obywatelskiej spalona. Kocudza. Środa. 4 grudnia 1946 roku. Znowu »Moskiewka«. »Samotny« prowadzi akcję. Komuniści strzelają z mieszkań, lecz mimo to wieś przechodzi w nasze ręce. Historia podobna jak w Gródkach. Jedno zabudowanie spłonęło. Duża część domów zdemolowana. Teren »Jadzinka«. Święta Bożego Narodzenia. Boże Narodzenie spędziliśmy z »Jadzinkiem«. W Wigilię mieliśmy gości w postaci księdza kapelana, Komendanta Obwodu Zamojskiego, pana majora »Jara« (obecnie Inspektora Armii Polskiej), i Komendantów innych Obwodów. Zachodziły bardzo nieprzyjemne spory, jak na przykład wybicie jeden drugiemu oka i tym podobne, ale na ogół przeszły dobrze dni świąteczne. Trochę tęskniło się do matki, brata i rodziny, ale jakoś przejść musiało. Tereny »Bohuna«. Noc z 28 na 29 grudnia 1946 roku. Tej nocy, po odłączeniu się na krótki czas od »Jadzinka«, narobiliśmy trochę szumu. Było bicie w mordę komunistów i Ukraińców, demolacja mieszkań i tym podobne rzeczy. Wielu z nich nawróciło się na prawdziwą drogę i bez żadnego przymusu poprzysięgli sobie i Bogu stać wiernie przy prawdziwej Polsce, a nie służyć dalej bolszewikom. Po robocie odeszliśmy na kwaterę. Tereny »Bohuna«. Noc z 30 na 31 grudnia 1946 roku. W nocy idziemy na robotę. Komendant zapowiada polanie się krwi. Pierwsza robota – browar pod Zamościem (dwa kilometry od centrum miasta), gdzie dyrektor browaru, komunista, zostaje zabity. W tym miejscu zostają cztery trupy, oprócz dyrektora. Po pierwszej robocie wycofujemy się z Zamościa na pobliską wioskę, gdzie pada od naszych kul jeszcze czterech…”. To zaledwie wycinek, zapis dwóch miesięcy działań jednego plutonu zgrupowania „Zapory”, a oprócz „Samotnego” działają: „Renek” – na obszarze Bełżyce, Chodel; „Miś” – Kraśnickie, Urzędów; „Jadzinek” – Bychawa, Krzczonów; „Ryś” – Konopnica, Jastków, Niedrzwica; „Cygan” – Kraśnik. Do tego dodać jeszcze trzeba „Żbika”, i jego grupę, zwaną egzekutywą, i żandarmerię „Ducha”. Nieco luźniej ze zgrupowaniem związany jest „Uskok”. Niewielkie fiszki, układane na biurku historyka, nie robią specjalnego wrażenia. Suche informacje: imię, nazwisko, urodzony. Łączy je jednak ostatnia formułka: zginął, zabity… 328 karteczek, 328 życiorysów urwanych dramatycznie… I dwa pytania, stawiane w cztery dziesiątki lat po wydarzeniach: Dlaczego? Dlaczego aż tak? Trzy lata wcześniej. W nocy z 16 na 17 września 1943 roku, pod Wyszkowem, cichociemny podporucznik Hieronim Dekutowski ps. „Zapora”, „Odra” dotyka polskiej ziemi, po trzech latach nieobecności. Z przydziałem do Kedywu Okręgu Armii Krajowej Lublin, trafia na okres aklimatyzacji do Inspektoratu Zamość, potem otrzymuje nominację na szefa Kedywu Inspektoratu Lublin–Puławy oraz dowódcę Oddziału Dyspozycyjnego Kedywu (drugi pluton OP 8). W lipcu 1944 roku, wobec niepowodzenia planu „Burza”, Naczelny Wódz Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie podejmuje decyzję o pozostawieniu na ziemiach wyzwolonych … nowej konspiracji … „o zadaniach realnie wymierzonych i na razie skromnych”. „Zapora” melinuje broń, utrzymuje siatkę w gotowości, pozostawia przy sobie grupę czterdziestu osób. 29 stycznia 1945 roku rozkaz numer 1 powołuje „Pierwszy Partyzancki Oddział – Ósmy Pułk Piechoty Legionów – w celu walki z sowieckim okupantem”. Od tego momentu zaczyna się zdecydowany wzrost szeregów. „Zapora” podporządkował sobie bowiem wszystkie oddziały pozostające w konspiracji, tak, że w czerwcu 1945 roku zgrupowanie liczy już około 190–220 ludzi. Pierwszą kompanią dowodzi „Jagoda” (30 ludzi), drugą – „Jurand” (70 ludzi), trzecią – „Jerzy” (40 ludzi), czwartą – „Ryś” (35 ludzi). Z politycznego punktu widzenia tworzenie tych struktur zasadzało się na wyspekulowanej koncepcji przyszłego konfliktu zbrojnego pomiędzy państwami anglosaskimi a Związkiem Radzieckim. Po umowach poczdamskich te nadzieje rozwiały się. W sierpniu ogłoszona została ustawa amnestyjna. Zgrupowanie „Zapory” rozpadło się. Z konspiracji wyszli „Jagoda”, „Jurand” i „Jerzy”. Na Lubelszczyźnie, po powrocie jednostek frontowych, jest ciasno. W październiku 1945 roku, „Zapora”, z punktu w Lublińcu, przekracza granicę czechosłowacką, ale on i jego ludzie nie mają szczęścia. Pod Czeską Lipą zostają rozbici, dowódca chroni się w Pradze, skąd powraca jako repatriant. W Borowie, koło Chodla, w grudniu, na spotkaniu z „Jungiem”, Inspektorem Inspektoratu Lubelskiego „Wolności i Niezawisłości”, uzgadniają współdziałanie. „Zapora” wraca na scenę. Teoretycznie „Wolność i Niezawisłość” określała siebie jako organizację polityczno–wojskową, przyjmując program walki na płaszczyźnie politycznej, aż do rozstrzygających wyborów. Jaka zaś była praktyka? Kartoteka druga. 610 karteczek, z adnotacjami o napadach, to miara terroru, jaki objął powiaty Lublin, Lubartów, Kraśnik, Puławy, Krasnystaw, Zamość, Biłgoraj, Nisko i Kolbuszowa. 16 kwietnia 1945 roku. Napad na posterunek w Annopolu. Spalono dokumentację. Zabito dwóch milicjantów. 23 kwietnia 1945 roku. Napad na Zakrzew. Zabity sekretarz K.G. Polskiej Partii Robotniczej. 19 maja 1945 roku. Napad na posterunek w Kazimierzu Dolnym. Osobiście dowodził „Zapora”. Zginęło pięciu milicjantów, pracownik Narodowego Banku Polski i kierowca – żołnierz Armii Czerwonej. 30 maja 1945 roku. Huta Turobińska. Spalono zabudowania dziewięciu gospodarzy. „Zapora” zebrał wszystkie kobiety i powiedział, że jeśli ich synowie z wojska nie wrócą, wieś będzie spalona, a mieszkańcy zostaną wymordowani… „Zaporowcy” wrócą do Huty jeszcze dwukrotnie. Ta wioska denerwuje ich bardzo. 32 chłopskich synów służy w wojsku, 9 jest oficerami. W czasie okupacji Huta była ostoją Gwardii Ludowej i Armii Ludowej, udzielała gościny partyzantom radzieckim, ale też znajdowały tu pomoc oddziały OP 9 Armii Krajowej. Podobnych miejscowości na terenie działania zgrupowania jest więcej, i wszystkim za lewicowe sympatie przychodzi zapłacić rachunki. Pastwą ognia padają Świeciechów, Chmiel II, Moniaki, gdzie z dymem idzie około 100 budynków. Porucznik „Samotny” skwitował to wydarzenie ulotką: „Dnia 24 września 1946 roku, maszerując przez wieś Moniaki, powiat Kraśnik, zamieszkałą przez zdrajców narodu, pepeerowców, zostałem ostrzelany. W wyniku walki trzech miejscowych agentów Urzędu Bezpieczeństwa–N.K.W.D. zostało zabitych. Kilkadziesiąt budynków spłonęło. Dowódca kompanii oddziału partyzanckiego majora »Zapory«, porucznik »Samotny«”. Dokumenty potwierdzają tylko jedną śmierć. Zginął Seweryn Pochroń, rolnik, bezpartyjny. Jego syn pracował w milicji i to wystarczyło. Strzały zaś, które witają nocnych przybyszów, tak jak w Moniakach, to chłopska samoobrona, placówki Ochotniczej Rezerwy Milicji Obywatelskiej, mikroskopijne posterunki milicji, bardzo słabo uzbrojone. A przeciwnik? Niejakie wyobrażenie daje dokumentacja z ujawnienia. Odnotowano w niej oddanych 7 ciężkich karabinów maszynowych, 83 ręczne karabiny maszynowe, 150 automatów. Rozważmy również, iż we wsiach zostali ci, którzy do wojska jeszcze pójść nie mogli albo już nie mogli. W patrolach „Zapory” walczył zaś świetnie wyszkolony element, ze stażem dywersyjnym, zaprawiony w walce przez lata konspiracji. Dlatego większość budynków atakowanych wówczas posterunków dziś zdobią płyty upamiętniające poległych milicjantów. Akcje typowe to napady na posterunki (68), sklepy i spółdzielnie (85) – to wszystko leży w konwencji partyzanckiej walki, ale są zapisy, których ani zrozumieć, ani zweryfikować się nie da. 14 lipca 1946 roku. „Cygan” uprowadził, ze wsi Bęczyn Przedmieście, siostry, Janinę i Sabinę Gajewskie. Znaleziono je 20 lipca, w lesie urzędowskim, z obciętymi językami, uszami, wybitymi zębami i wyrwanymi włosami. 7 października 1946 roku. Napad na majątek w Kłodnicy. Zabito dziewięciu jeńców wojennych z obozu w Popkowicach. Noc z 24 na 25 stycznia 1947 roku. Na cmentarzu w Kawęczynie wykopano z grobu i wyrzucono na wierzch zwłoki chorążego Leopolda Długosza, który poległ w walce z podziemiem trzy dni wcześniej. Zabrano kasę gminną (70 tysięcy). Ile w tym samowoli i okrutnej inwencji dowódców patroli, załatwiających swoje, często prywatne, porachunki? Na to pytanie dziś już nikt nie odpowie. Oddziały były samowystarczalne gospodarczo na koszt okolicznych chłopów, którym zarekwirowano między innymi 81 koni, 141 krów, 41 świń. Odnotowano tylko przypadki, po których zdesperowany chłop pobiegł na posterunek. A ilu machnęło ręką i milczało? Potrzeba „samowystarczalności” narodziła pomysł napadu na Izbę Skarbową w Lublinie. W biały dzień, z Krakowskiego Przedmieścia, „Ryś” zabrał ponad milion sto tysięcy złotych. Zginął wtedy z jego ręki kapitan Antoni Kulbanowski. Inne akcje miały mniej wyczynowy charakter. Tenże sam „Ryś”, 18 kwietnia 1947 roku, w Maszkach, w gminie Wojciechów, zabiera z domu Jana Ostrowskiego harmonię, kożuch, kapę na łóżko, dwie pary butów, płaszcz letni damski, trzy pary spodni, marynarkę i 790 złotych. W nieustannej walce manewrowej dowodzenie patrolami i ich kontrola miały charakter przypadkowy, toteż Inspektorat opracował instrukcje mające wytyczyć przynajmniej ramy ogólne postępowania. Między innymi próbowano stworzyć pozory prawne dla zwyczajnych zabójstw politycznych. Życie ludzkie zależało najczęściej od zbiegu okoliczności i humoru dowódcy patrolu. 328 razy zapadły rozstrzygnięcia najokrutniejsze, komu potrzebne? Częściowej odpowiedzi udzielił sam „Zapora”, komentując podkomendnym, wysłaną do władz 23 lutego 1947 roku, ofertę ujawnienia: „Wszyscy nie mogą ujawnić się, ponieważ nie można pokazywać ludziom, że działalność konspiracyjna była niepotrzebna, a walka niesłuszna i ludzie, którzy zginęli, zginęli niepotrzebnie. Gdyby z terenu odejść, to za dwa miesiące chłopi poszliby za rządem, a za pół roku, gdyby zaszła potrzeba, to nie moglibyśmy wrócić w teren, bo chłopi wydaliby nas w ręce Urzędu Bezpieczeństwa. Dlatego od terenu nie możemy się oderwać, bo stracilibyśmy go na zawsze”.

Autor: Adam Sikorski