Do Pana Prezydenta Rzeczypospolitej w Warszawie. Prośba o ułaskawienie Edmunda Tudruja, skazanego na śmierć, wyrokiem Wojskowego Sądu Rejonowego w Warszawie, z dnia 15 listopada 1948 roku. Panie Prezydencie Rzeczypospolitej! Jestem synem chłopa małorolnego z Lubelszczyzny. W chwili wybuchu wojny miałem 16 lat. Po wkroczeniu okupanta zdałem tajnie małą maturę i jednocześnie, mając lat 18, w roku 1941, wstąpiłem do organizacji podziemnej „K.S.Z.” („Krajowe Siły Zbrojne”), w celu walki z Niemcami. Chodząc do liceum budowlanego, ukończyłem konspiracyjną podchorążówkę. Z powodu wsypy musiałem studia przerwać na pół roku przed maturą, a nie rezygnując z walki z okupantem wstąpiłem do organizującego się oddziału partyzanckiego pod dowództwem „Rysia”. Od zawiązania oddziału, w styczniu 1944 roku, aż do wstąpienia Armii Czerwonej, brałem udział we wszystkich akcjach przeciwko Niemcom, które to oddział nasz prowadził niejednokrotnie wspólnie z oddziałami Armii Ludowej, jak akcja na majątek i cukrownię Garbów, obsadzone przez załogę niemiecką, oraz, jedna z ważniejszych, akcja na kolumnę niemiecką we wsi Lewandowszczyzna, powiat Lublin. Po wstąpieniu Armii Czerwonej oddział nasz został rozbrojony i ja zapisałem się do Służby Ochrony Kolei. W październiku 1944 roku zostaję aresztowany przez N.K.W.D. i wywieziony do obozu w Borowiczach za Moskwą. Było to dla mnie szczególnie bolesne, gdyż nie poczuwałem się do żadnej winy. W obozie przebywałem do marca 1946 roku. Przeszedłem tam ciężką chorobę serca i płuc. Po powrocie zapisałem się do liceum, w celu otrzymania matury, lecz niestety los chciał inaczej. Przy końcu maja, będąc w niedzielę na wsi, u rodziców, zostałem zawezwany przez dawnego swojego dowódcę, „Rysia”, który niedaleko kwaterował z kilkoma ludźmi. Nie miałem zamiaru wstępować do oddziału, ale chciałem zobaczyć dawnych swoich kolegów i towarzyszów broni, z którymi łączyły mnie wspomnienia wspólnej walki z Niemcami. Na kwaterze sfotografowaliśmy się razem i w chwilę potem zostaliśmy zaatakowani przez jednostkę wojskową. My uciekliśmy, lecz aparat i klisza wpadły w ręce wojska. Bojąc się, że zostanę rozpoznany, zostałem przy oddziale i w ten sposób przypadek spowodował moje zejście na błędną drogę. Z chwilą nastania amnestii zaprzestałem wszelkiej działalności i w maju 1947 roku wyjechałem z Lubelszczyzny na Ziemie Odzyskane. Dziś zdaję sobie dokładnie sprawę z mego wielkiego błędu, że się nie ujawniłem w okresie amnestyjnym, że nie skorzystałem z tak ogromnego dobrodziejstwa, które Polska Odrodzona, Polska Robotnicza i Chłopska wyświadczała swoim zbłąkanym dzieciom. Ciężki pobyt w obozie zrujnował mnie nerwowo. Bałem się też, że mogę być uznany za niepoprawnego, z tej racji, że wróciłem do konspiracji już po pobycie w obozie. Przyczynił się do tego też zgubny wpływ kolegów, którzy sami się nie ujawnili. Dalsze nielegalne życie i ciągła obawa przed aresztowaniem skłoniły mnie do opuszczenia Ojczyzny. Długi pobyt w więzieniu dał mi możność zastanowienia się nad różnymi sprawami, dotychczas wcale nieprzemyślanymi. Zdobyłem szereg wiadomości, od towarzyszów celi, i zrozumiałem olbrzymie zdobycze Demokracji. Jako syn chłopa zastanawiałem się nad wagą reformy rolnej i tego, że chłop uprawia teraz swoją własną ziemię i nie jest wykorzystywany przez obszarnika. Jako uczeń liceum budowlanego oceniłem doniosłość upaństwowienia przemysłu. Żałuję bardzo, iż zamiast przyłączyć się do umocnienia tych wielkich zdobyczy, opóźniałem, swoją błędną działalnością, ich pełną realizację. Pragnę serdecznie, późniejszym życiem, naprawić swoje błędy i proszę bardzo Pana Prezydenta Rzeczypospolitej o łaskę. Warszawa, dnia 18 listopada 1948 roku. Edmund Tudruj.