Do Obywatela Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej w Warszawie. Pawła Tudruja, rolnika, zamieszkałego w Kolonii Marynin, poczta Motycz, województwo lubelskie, ojca Edmunda Tudruja, przebywającego w więzieniu. Prośba o ułaskawienie od kary śmierci. Wyrokiem Rejonowego Sądu Wojskowego w Warszawie, z dnia 15 listopada 1948 roku, numer akt Sr 904/48, został syn mój, Edmund Tudruj, skazany na karę śmierci, za udział w organizacji WiN i działalność przestępną, w związku z przynależnością do tej organizacji i udział w jej bandach. Syn mój, obecnie dwudziestoczteroletni chłopak, jako wyrostek pozwał się, za czasów okupacji niemieckiej, do walki z Niemcem. Uciekł z domu i przyłączył się do pierwszej napotkanej w pobliżu organizacji, którą niestety była organizacja Armia Krajowa. Po wyzwoleniu od Niemców naszych okolic przez wojska radzieckie, poniechał on wszelkiej działalności. Został jednak aresztowany i wywieziony do Rosji. Po roku zwolniono go i wrócił do domu. Chciał rozpocząć spokojne życie normalnego człowieka pracy i pomagał mi w pracy na roli. Jak się później dowiedziałem, dawni jego przełożeni z Armii Krajowej nie dopuścili jednak do tego i powołując się na rozkaz i przysięgę, złożoną ongiś w Armii Krajowej, kazali mu znów opuścić dom. Syn mój sprzeciwił się, lecz pomógł im przypadek. Syn spotkał jednego z dawnych kolegów, nie wiedząc nawet, że obecnie należy on do bandy WiN. Gdy się razem fotografowali, zbliżyły się Władze Bezpieczeństwa, które zamierzały osaczyć i aresztować wspomnianego kolegę syna. Na wezwanie organów bezpieczeństwa obaj uciekli, lecz aparaty, wraz ze zdjęciami, pozostały w rękach organów bezpieczeństwa. Syn, bojąc się, by nie aresztowano go w związku z tym incydentem, pozostał z bandą w lesie. Odtąd musiał już wykonywać wszelkie rozkazy przywódców, bo inaczej groziła mu śmierć z ich rąk. Nie splamił on jednak swych rąk bezpośrednim przelewem krwi. Z powyższego stanu rzeczy, popartego zresztą aktami sprawy, wynika, że syn mój przez przypadek jedynie, a nie z jakichkolwiek przekonań politycznych, znalazł się w szeregach Armii Krajowej. Gdyby w pobliżu, w czasie okupacji, znajdował się oddział Armii Ludowej, byłby się stał jego członkiem i nie byłby popadł w sidła zbrodniczej organizacji WiN. Syn mój, jak wspomniałem już, jest jeszcze młodym chłopcem. Losy wojny przeszkodziły mu w kształceniu się. Ogólnie wiadomy jest stosunek dawnych władz sanacyjnych do chłopa, zwalczanie wszelkich myśli postępowych, surowe represje w stosunku do partii robotniczych i jej członków. Ja, prosty człowiek, zajęty byłem ciężką pracą na kawałku ziemi, by wyżywić rodzinę. Może za mało zajmowałem się nim, by uchronić go od popadnięcia w złe ręce. Przypadek sprawił, że tak się z nim właśnie stało. Syn mój nie jest wrogiem klasowym, a stał się przestępcą przypadkowym i jako taki rokuje nadzieję poprawy, tym bardziej, że jest człowiekiem młodym i okazał na rozprawie skruchę i zrozumienie swej przestępnej działalności. Jako taki stanie się pożytecznym obywatelem Polski Ludowej, której istotę tak późno zrozumiał, pozostając pod złym wpływem. Syn mój zbłądził, lecz czy nie ponoszą inni głównej winy? Czy nie ponoszą jej ci, którzy wichrzą w Londynie i innych dalekich miejscach zagranicą, którzy pchają, zbrodniczymi rękoma, nasze dzieci, nieuświadomione, do wystąpień przeciw prawowitemu i uznanemu, nawet przez zagranicę, Rządowi? Zdaje mi się, że oni raczej powinni siedzieć na ławie oskarżonych i niewątpliwie to się stanie. Z tych obałamuconych pionków ich agitacji zbrodniczej dadzą się jeszcze zrobić wierni żołnierze demokracji, postępu i socjalizmu. Z pełną ufnością składam tę prośbę i błaganie o łaskę, w dobrotliwe i ojcowskie Twe ręce, Obywatelu Prezydencie, i proszę daruj mu życie! Warszawa, dnia 20 listopada 1948 roku. Paweł Tudruj.