Prośba o łaskę Feliksa Łukasika, Heleny Łukasik i Józefy Łukasik z 22 listopada 1948 roku

Do Pana Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej Obywatela Bolesława Bieruta w Warszawie. W sprawie numer Sr 904/48 Wojskowego Sądu Rejonowego w Warszawie. W sprawie skazanego na karę śmierci Stanisława Łukasika. Prośba o ułaskawienie. a) Feliksa Łukasika – ojca skazanego, ślusarza, emeryta Polskich Kolei Państwowych, zamieszkałego w Dąbiu Szczecińskim, gmina Śmierdnica, poczta Grypin, wieś Jezieryce. b) Heleny Łukasikowej – przy mężu, matki skazanego, zamieszkałej tamże. c) Józefy Łukasik – żony skazanego, zamieszkałej we Wrocławiu, ulica Kościuszki numer 154 mieszkania 3, imieniem własnym i dwojga nieletnich dzieci. Dostojny Panie Prezydencie! Wyrok Wojskowego Sądu Rejonowego w Warszawie, odczytany naszemu synowi i mężowi, Stanisławowi Łukasikowi, uderzył bolesnym ciosem w nasze zdruzgotane serce. Korzymy się przed Majestatem Sprawiedliwości i chcielibyśmy pogodzić się z twardym dla nas losem. Wzgląd na tragiczny los osierociałych wnucząt, a dzieci skazańca: 7–letniej jego córeczki Barbary i 3–letniego synka Stanisława, dopytujących się z bólem, gdzie ich ojciec, zniewala nas do wyciągnięcia błagalnych rąk o darowanie życia zbłąkanemu przestępcy, opętanemu przez innych, sprytniejszych, złych ludzi, którzy wykorzystali znane nam jego dobre serce, dla własnych, egoistycznych celów, i zrobili zeń narzędzie bezmyślne, a im posłuszne w robocie antypaństwowej. Na poparcie naszej prośby śmiemy nadmienić, co następuje. Stanisław Łukasik był omal dzieckiem, gdy wstąpił do wojskowej szkoły dla nieletnich w Koninie, bo liczył wtedy lat 15. Następnie służył w Pułku Piechoty we Włodzimierzu Wołyńskim, jako w końcu zawodowy plutonowy, umiłowawszy całą duszą zawód żołnierski. Wziął udział w wojnie przeciwko Hitlerowi w roku 1939. Nie spoczął na chwilę, gdyż po kampanii wrócił do domu, do Motycza koło Lublina, i bezzwłocznie porwał się do organizowania ruchu oporu przeciwko najeźdźcy germańskiemu. W kadrach byłej Armii Krajowej założył podchorążówkę i nią kierował, szkoląc przyszłych dowódców w walce o Niepodległość. Okryty został chlubnie chwałą dobrego partyzanta–żołnierza, i za swe zasługi otrzymał Virtuti Militari, „Na polu chwały” i inne odznaczenia bojowe. W roku 1943 zabija żandarma niemieckiego na stacji Motycz, na skutek czego my, jego rodzice i rodzina, musieliśmy uciekać, kryć się miesiącami przed aresztowaniami. Ja, ojciec, pracowałem w kolejnictwie i dopiero w roku 1944 zwolniony zostałem z tej pracy, jako poważnie chory, w swym 64–tym roku życia. Odtąd gospodaruję na skromnym gospodarstwie dwuhektarowym w Motyczu. Drugi mój syn, Marian, poległ śmiercią żołnierza na froncie pod Szczecinem, przy forsowaniu, w roku 1945, Odry pod Złocińcem. Trzeci syn pracuje w Urzędzie Skarbowym, zaś córka, zamężna Irena, boryka się ze swoim losem. Syn Stanisław ożenił się, w roku 1941, ze mną, Józefą z Jaworskich, i doczekał się dwojga dzieci, pozostających wraz ze mną, żoną, na łasce u brata mojego, Jana Jaworskiego, właściciela małego sklepiku spożywczego, czekającą z utęsknieniem na powrót męża, który by mógł się zająć wychowaniem maleńkich dzieci i pomóc mi w ich utrzymaniu, bowiem nie mogę się oglądać na niczyją pomoc ze strony niezamożnej rodziny. Majątku żadnego ani ja, ani mój mąż, nie posiadamy. Nieraz opowiadaliśmy dzieciom, jak ojciec ich, z gołymi rękami, rzucał się na Niemców, by ich rozbroić, co mu się często udawało, lub jak bohatersko odbijał, aresztowanych przez zbirów niemieckich, jeńców polskich w Wojcieszynie. Nie umiemy znaleźć odpowiedzi, w sumieniu naszym, co mogło spowodować, iż wziął po Wyzwoleniu udział w nielegalnej robocie przeciwpaństwowej. Dopatrujemy się przyczyny jego ucieczki do lasu w jego aresztowaniu, zaraz z początkiem 1945 roku, przez Władze, z którego to aresztu uciekł, a, bojąc się ponownego ujęcia, przepadł w lasach. Czcigodny Panie Prezydencie! Jest rzeczą ludzką błądzić. Nasz Stanisław nie miał tyle wykształcenia i zrozumienia rzeczy, by się zorientować w zmienionych warunkach. Nie miał koło siebie dobrych nauczycieli, by mu otwarli oczy na rzeczywistość. Był tylko żołnierzem i spełniał to, co mu rozkazano wykonać. Wykonywał. Czyż więc całkowitą odpowiedzialność, za swoje przestępne czyny, ma on osobiście ponieść, gdy inni, którzy go do tego złego dzieła użyli albo uciekli przed wymiarem sprawiedliwości, albo też w porę umieli skorzystać z amnestii i cieszą się bezkarnością? Znając jego charakter, możemy to stwierdzić, iż nie on sam, ze swej woli, dopuścił się tych rabunków, zamachów i zabójstw, lecz uczynił to z rozkazu swoich leśnych, przewrotnych dowódców, którzy w chwili decydującej, po wydaniu ostatniej amnestii, pozostawili swoich podwładnych i żołnierzy w ciasnej matni, sami ratując swe życie i mienie. Błagamy o litość nad nieszczęsnym naszym synem i mężem, przez wzgląd na jego uczciwą pracę, w okresie okupacji, w szeregach bojowników o wolność, przez wgląd na chwalebną śmierć za Ojczyznę naszego syna Mariana, przez wzgląd na nic niewinną starość nas, rodziców, schylających się już ku grobowi, dla których, marzyliśmy, syn ów, Stanisław, będzie podporą, wreszcie przez wzgląd na małe dzieci skazanego, zdane na ciężką dolę w razie nieodzyskania ojca. Tuszymy, że wyrwany śmierci syn nasz i mąż, łaską Dostojnego Pana Prezydenta, odpokutuje grzechy młodych i nierozważnych lat rzetelną pracą ku dobru Polski. Ja, Józefa Łukasik, jako żona skazanego, ślubuję ze swej strony, iż okazaną nam łaskę wysoce sobie cenić będę, wychowując me dziatki na dobrych synów Społeczeństwa, by i one mogły w przyszłości dać zadośćuczynienie za błędy swojego ojca. Ufni w ojcowskie wyrozumienie i wspaniałomyślność Pana Prezydenta, błagamy o zachowanie życia skazanemu, przez umożliwienie mu odpokutowania zbrodni w więzieniu, po czym o jego powrócenie w grono ludzi – obywateli, pełnowartościowych synów Społeczeństwa. Warszawa, 22 listopada 1948 roku. Feliks Łukasik. Helena Łukasik. Józefa Łukasik.