Do Pana Prezydenta Rzeczypospolitej w Warszawie. Prośba o łaskę Stanisława Łukasika, skazanego na śmierć, wyrokiem Wojskowego Sądu Rejonowego w Warszawie, z dnia 15 listopada 1948 roku. Panie Prezydencie! Jestem synem małorolnego. Mając 15 lat, w 1933 roku, wstąpiłem do Podoficerskiej Szkoły dla Małoletnich w Koninie. W trzyletniej, twardej szkole wojskowej, od najmłodszych lat ukochałem wszystko to, co polskie, szlachetne i prawe. Po ukończeniu szkoły, z wynikiem dobrym, dostałem przydział do Dwudziestego Trzeciego Pułku Piechoty, gdzie, jako wzorowy podoficer, wychowanek szkoły dla małoletnich, starałem się jak najlepiej wykonywać swoje obowiązki. W stopniu plutonowego zawodowego, brałem udział w wojnie 1939 roku, w Armii generała Bortnowskiego, walcząc od Chojnic do ujścia Bzury. W czasie tej krótkiej wojny odznaczony zostałem Krzyżem Walecznych osobiście przez generała Szyszko Bohusza, dowódcę Szesnastej Dywizji. W niewoli niemieckiej nie byłem. Wróciłem do domu 7 października. Obowiązkiem moim, jako Polaka, a tym bardziej żołnierza zawodowego, było wstąpienie do konspiracji. Tak też zrobiłem, wstępując, pod pseudonimem „Ryś”, w dniu 11 listopada 1939 roku, do tajnej organizacji pod nazwą „Z.C.Z.” („Związek Czynu Zbrojnego”). Była to organizacja czysto wojskowa, apolityczna. Początkowo praca konspiracyjna była bardzo ograniczona. Ja byłem na funkcji podoficera łącznikowego Komendy Okręgu „Z.C.Z.”. Przez scalenie się trzech organizacji, organizacja moja przyjęła nazwę „P.O.Z.” („Polska Organizacja Zbrojna”). Była to również organizacja czysto wojskowa, apolityczna. W ramach tej organizacji awansowany zostałem do stopnia sierżanta i otrzymałem nominację na stanowisko Komendanta Rejonu, który obejmował trzy gminy powiatu lubelskiego: Jastków, Konopnicę i Wojciechów. Wywiązując się z nałożonych obowiązków jak najlepiej, stanowisko Komendanta Rejonu zajmowałem do 1943 roku, otrzymując, z Komendy Okręgu „P.O.Z.”, wyróżnienie, na piśmie, za wybitnie ofiarną i bohaterską pracę w służbie. W 1943 roku, przy scaleniu się mojej organizacji z organizacją „Z.W.Z.” („Związek Walki Zbrojnej”), otrzymałem, od swoich przełożonych, rozkaz przekazania Rejonu porucznikowi „Czarnocie”, ponieważ Rejon mój terenowo się powiększył. Ja otrzymałem funkcję szefa tego Rejonu. Organizacja moja przyjęła nazwę „P.Z.P.” („Polski Związek Powstańczy”), a następnie „A.K.” („Armia Krajowa”). Latem 1943 roku, na rozkaz Komendanta Obwodu, organizuję, na terenie mojego Rejonu, konspiracyjny kurs podchorążych. Jako jedyny wykładowca i instruktor, szkolę uczestników kursu. Przyjmuję tam wszystkich żołnierzy, bez względu na przynależność organizacyjną i zapatrywania polityczne. Kurs liczył 25 ludzi. W grudniu 1943 roku, na stacji Motycz, zabijam oficera żandarmerii niemieckiej, przez co pościg za mną, trwający od 1941 roku, został nasilony. W styczniu 1944 roku, na rozkaz Komendanta Obwodu, organizuję oddział lotny, z członków kursu oraz ludzi spalonych Rejonu. Na czele 18 ludzi, bardzo słabo uzbrojonych, wyruszam w teren. W pierwszych dniach, celem zdobycia broni, przeprowadzam cały szereg akcji, na terenie powiatu lubelskiego i nad Wisłą. Zaopatrzywszy się w broń, odbiłem, na szosie Lublin–Bełżyce, we wsi Wojcieszyn, liczący 23 osoby, transport więźniów na Majdanek, do osławionego obozu śmierci. Otrzymałem za to awans do stopnia podporucznika i odznaczony zostałem Krzyżem Walecznych. W tym samym czasie nawiązuję kontakt z dowódcą oddziału Armii Ludowej, „Sępem”, oraz jego przełożonym, pułkownikiem Skrzypkiem, pseudonim „Kotwica”, późniejszym wiceprezydentem miasta stołecznego Warszawy. W ścisłej, bratniej, koleżeńskiej współpracy, przeprowadziliśmy kilka akcji z oddziałami Armii Ludowej, dowodzonymi przez „Sępa”. Były to między innymi akcje na zarządzane przez Niemców majątki i na cukrownię Garbów. Najpoważniejszą z naszych akcji, przeprowadzonych wspólnie, był atak na wojskową kolumnę niemiecką we wsi Lewandowszczyzna, gmina Krzczonów, powiat lubelski. W maju 1944 roku przerzucony zostałem na teren wschodni powiatu lubelskiego. W terenie tym nawiązuję kontakt z oddziałem Armii Ludowej kapitana „Franka”. W dowód braterskiej i koleżeńskiej współpracy, otrzymuję, z rąk kapitana „Franka”, pistolet maszynowy oraz 2000 sztuk amunicji. W czerwcu, wspólnie z oddziałem „Nerwy”, robię zasadzkę. W przeciągu 10 dni i nocy oczekujemy na pociąg, którym to miano przewozić 900 jeńców sowieckich. Zasadzkę robiliśmy na linii Chełm–Lublin, w pobliżu stacji Dominów. Niestety pociąg puszczono inną trasą. W lipcu odznaczony zostałem Krzyżem Virtuti Militari i awansowany do stopnia porucznika. Nawiązuję kontakt, osobiście, z oddziałem Armii Ludowej pułkownika Satanowskiego, we wsi Żabia Wola, gmina Piaski Luterskie, powiat Lublin. Powróciwszy na teren powiatu Lublin–Południe, przygotowuję się na spotkanie z wojskami Armii Czerwonej. Dnia 21 lipca, we wsi Polanówka, zostaję rozbrojony, z całym swoim oddziałem, liczącym wówczas 126 ludzi, przez jednostkę Armii Czerwonej. Złamany psychicznie, w cywilnym ubraniu, wróciłem do domu, do rodziców, mieszkających pod Lublinem. Po kilku dniach pojechałem do Lublina, gdzie spotkałem swoich przełożonych, z którymi czułem się związany poprzednio złożoną przysięgą. Przełożeni ci utrzymywali, że nastąpi porozumienie, między władzami naszymi a władzami Armii Czerwonej, i będzie można wspólnie wstąpić do Wojska Polskiego. Dnia 25 sierpnia 1944 roku zostaję aresztowany przez władze sowieckie. Powodem aresztowania miała być rzekomo przynależność do „Armii Krajowej”. Bojąc się wywiezienia do Rosji, uciekam, a następnie ukrywam się do marca 1945 roku. Chciałbym wytłumaczyć dlaczego, w marcu 1945 roku, ostatecznie zerwałem z życiem legalnym i rozpocząłem czynną działalność w konspiracji, niestety skierowaną już nie przeciw okupantowi, a przeciw legalnej władzy Państwa Polskiego. Będąc od najmłodszych lat żołnierzem, i nie mając wyrobionych umiejętności samodzielnego rozumowania, uważałem się za związanego przysięgą i rozkazem, i uważając błędnie, że spełniam żołnierski obowiązek, rozkaz ten wykonywałem. W konsekwencji doprowadziło to do wszystkich moich późniejszych czynów. Z chwilą nadejścia okresu amnestii w 1947 roku, zaprzestałem wszelkiej działalności politycznej, zrozumiawszy już przedtem, że znajdowałem się na błędnej drodze. Jak, ze względu na interes publiczny, żałuję czynów moich, popełnianych do lutego 1947 roku, tak, ze względu na siebie, żałuję, że nie skorzystałem z tej możliwości, jaką mnie, osobiście, dawała ustawa amnestyjna. Byłem jednak dowódcą oddziału, przez długi okres przebywałem w terenie, i przechodziło moje żołnierskie pojęcie, aby Państwo mogło, w pełni i bez reszty, wybaczyć mi wspaniałomyślnie moje przewinienia. Przeszedłem dobrą szkołę w Wojsku Polskim, jednak wielką wadą ówczesnego wyszkolenia wojskowego było to, iż nie dawało ono żołnierzowi wyrobienia politycznego. Przeszkolenie polityczno–wychowawcze stało się dopiero wielką zdobyczą Demokracji. W skutek tego byłem tylko dobrym żołnierzem, pozostawszy ślepym w polityce. Zerwawszy z życiem konspiracyjnym, nie powróciwszy w pełni do życia legalnego, obawiałem się aresztowania i usiłowałem Polskę opuścić. Był to ostatni z moich błędów, za które gorzko żałuję. Dziś oceniam całe moje postępowanie i zmarnowany okres życia. Zamiast budować Polskę, opóźniałem i utrudniałem jej odbudowę. Jeśli zwracam się teraz, do Pana Prezydenta, z prośbą o łaskę, czynię to w tym przeświadczeniu, że zło, wyrządzone przeze mnie, nie pochodziło z mojej złej woli, lecz z moich błędów. Dziś rozumiem olbrzymie zdobycze Demokracji. Pojąłem całą wagę faktu, iż chłop stał się właścicielem uprawianego zagonu, iż nikt nie ośmieli się teraz wykorzystać i krzywdzić polskiego robotnika. Z rozmów z towarzyszami w celi dowiedziałem się i zrozumiałem, że tylko Polska Ludowa mogła osiągnąć granice zachodnie, które gwarantują rozwój i potęgę naszego Państwa. Dzisiaj, w obliczu zjednoczenia Partii Robotniczych, i jeszcze pełniejszej przez to konsolidacji narodu, wyrażam gorące pragnienie, abym i ja kiedyś mógł swoje błędy naprawić. Jestem żołnierzem i raz błąd zrozumiawszy już do niego nie powrócę. Marzeniem moim, jako żołnierza, jest, abym mógł stać się kiedyś członkiem Demokratycznej Armii Polski Odrodzonej. Mam lat 30. Rodzony mój brat, Marian, zginął, szturmując Berlin w roku 1945. Mam żonę i dwoje dzieci, w wieku 7 i 3 lat. Dotąd nie mogłem im poświęcić swego czasu, a pragnę bardzo wychować je na dobrych obywateli Polski. Mam też staruszków rodziców, dla których byłem jedyną nadzieją i podporą ich życia. Sądząc, że nie jestem niepoprawnym, i że życie moje może być jeszcze użytecznym, i dla Ojczyzny, i dla moich najbliższych, proszę Pana Prezydenta Rzeczypospolitej o łaskę. Warszawa, dnia 18 listopada 1948 roku. Stanisław Łukasik.