Prośba o łaskę Władysława Nowickiego z 18 listopada 1948 roku

Do Pana Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej w Warszawie. Prośba o ułaskawienie Władysława Nowickiego, skazanego na karę śmierci, wyrokiem Wojskowego Sądu Rejonowego, z dnia 15 listopada 1948 roku. Zwracając się do Pierwszego Obywatela Rzeczypospolitej z prośbą o ułaskawienie, pragnę dokładnie umotywować, jakie przyczyny zaprowadziły mnie na ławę oskarżonych i jakie pobudki kierowały mną, w mej dotychczasowej działalności. W czasie wojny 1939 roku, jako oficer rezerwy, dowodziłem plutonem kawalerii, a po rozbiciu naszego pułku stanąłem na czele, sformowanej z rozbitków różnych jednostek wojskowych, kompanii piechoty. Ciężko ranny, zdołałem uniknąć niemieckiej niewoli, i po wyleczeniu się przedostałem się na Litwę, dążąc do Wojska Polskiego we Francji, jako jedynej wówczas możliwości dalszej walki zbrojnej. Z Litwy nie zdołałem przedostać się dalej i w roku 1941 powróciłem do Warszawy, gdzie poświęciłem się całkowicie pracy konspiracyjnej, politycznie w Stronnictwie Pracy, wojskowo zaś w plutonie dywersji bojowej Warszawa–Śródmieście. Plutonem tym dowodziłem w czasie Powstania. Dwukrotnie ciężko ranny, odznaczony zostałem Krzyżem Walecznych. Po wyzwoleniu Polski, w lecie 1945 roku, przystąpiłem do nielegalnej organizacji „WiN” („Wolność i Niezawisłość”), gdzie kolejno zajmowałem stanowiska szefa propagandy, Komendanta Miasta Lublina, następnie zaś, w końcowym okresie amnestii 1947 roku, Inspektora Inspektoratu Lubelskiego. Uzasadnić pragnę mój krok – przystąpienia do konspiracji człowieka już w wieku dojrzałym, zaangażowanego ponadto czynnie w legalnym stronnictwie politycznym. Pracę konspiracyjną uważałem już wówczas za rzecz w zasadzie swej szkodliwą, wobec tego jednak, że była ona faktem, doszedłem do przekonania, że lepiej będzie, gdy w nielegalnej organizacji zaangażowani będą ludzie umiarkowani, którzy wpływać będą hamująco i uspokajająco na całość działalności podziemnej. Ponadto fakt, że „WiN” uważał się za spadkobiercę Armii Krajowej, z którą łączyła mnie tradycja walki z Niemcami, a także fakt udziału kolegów z konspiracji w pracy podziemnej, wpłynęły decydująco na moją decyzję w lecie 1945 roku. W pracy swojej, na wszystkich zajmowanych przeze mnie stanowiskach, starałem się unikać pogłębiania konfliktów w społeczeństwie. Działalność moja nosiła charakter umiarkowany – jako przykład podaję, iż otrzymawszy, jako Komendant Obwodu Lublin–Miasto i faktyczny zastępca Inspektora Lubelskiego, materiał propagandowy tzw. akcji „O”, uznałem go za niedopuszczalny i materiał ten, na terenie mojej działalności, wykorzystany nie został. Jako Inspektor Lubelski, któremu podlegały oddziały leśne „WiN”, starałem się działalność grup ścieśnić i ograniczyć, zalecając jak najdalsze unikanie rozlewu krwi. Zdawałem sobie bowiem sprawę z tragizmu sytuacji – z jednej strony zbrojnej walki przeciwko Państwu Polskiemu, z drugiej faktu, że szereg jednostek, znalazłszy się poza prawem, pozostaje w sytuacji bez wyjścia. Wyjście to dała ludziom ustawa amnestyjna z 1947 roku. Zrozumiałem całą wagę i doniosłość aktu amnestyjnego i, jako człowiek czynnie zaangażowany w pracy konspiracyjnej, uważałem za swój obowiązek uczynić wszystko, aby w sposób możliwie najdokładniejszy przeprowadzić ujawnienie podległych mi członków podziemia. Cały szereg przyczyn, z których najważniejszymi były zbyt późna decyzja Okręgu Lubelskiego „WiN”, jak również opór szeregu jednostek, które nie mogły zrozumieć tego wielkiego przełomu, jakiego dokonała amnestia i pozbyć się nieuzasadnionych obaw, sprawił, iż ujawnienie to w całości przeprowadzone nie zostało i, wbrew mojej woli i intencjom, pewna część broni i drobna część ludzi pozostała w terenie. Zerwawszy, po ujawnieniu się, z jakąkolwiek konspiracją, widziałem to i zdawałem sobie sprawę z tego faktu i już po upływie terminu amnestyjnego, w maju i czerwcu 1947 roku, za wiedzą i w porozumieniu z Władzami Bezpieczeństwa, będąc samemu człowiekiem ujawnionym, przeprowadzałem z nieujawnionymi kolegami, mymi dawniejszymi podkomendnymi, rozmowy na temat ich całkowitego wyjścia z podziemia. Starania te, ku memu wielkiemu żalowi, nie zostały uwieńczone pomyślnym skutkiem. Wobec faktu, że również późniejsze rozmowy byłego Komendanta Okręgu Lubelskiego „WiN” nie doprowadziły do rezultatu, we wrześniu 1947 roku, wraz z grupą nieujawnionych kolegów, do których przyłączyło się dwóch ludzi ujawnionych, lecz obawiających się aresztowania, usiłowałem nielegalnie wyjechać z Polski i zostałem, wraz z nimi, zatrzymany. Uważam za swój obowiązek wobec Pana Prezydenta Rzeczypospolitej wyjaśnić przyczynę mego osobistego wyjazdu i faktu, że grupie kolegów wyjazd ten usiłowałem ułatwić. Jestem przeciwnikiem wyjazdów z Polski. Uważam, że, niezależnie od przekonań politycznych, miejsce każdego uczciwego Polaka jest w Polsce i że tylko w Polsce można Polskę budować. Lecz sam osobiście, po niepowodzeniu moich poamnestyjnych prób rozładowania terenu, nie czułem się pewnym, obawiałem się, iż Władze Bezpieczeństwa, widząc w tym fakcie moją winę, będą mnie podejrzewać i że, wcześniej lub później, doprowadzi to do mego aresztowania. Dawni moi podkomendni, z którymi obecnie łączyły mnie wyłącznie stosunki osobiste – z niektórymi wielkiej osobistej przyjaźni – zaniechali wprawdzie od okresu amnestii wszelkiej działalności politycznej, niemniej, nie ujawniwszy się i ukrywając się przed Władzami Bezpieczeństwa, byli przez nie ścigani. Wobec faktu, że chcieli wyjechać, uważałem, że mniejszym złem będzie, jeżeli kraj opuszczą, niż jeśli, pozostając w nim, wcześniej czy później, bytując, z bronią w ręku, w terenie, zginą sami i w walce o swoje życie rozleją jeszcze pewną ilość krwi, ścigających ich funkcjonariuszów Państwa. Koledzy moi z wszelkiej politycznej walki zrezygnowali, widząc, że byli na błędnej drodze. Obawiając się o siebie, bez broni, bez pieniędzy, bez stosunków, zdecydowali się na smutną ostateczność – ciężki los emigranta. Chciałem im ułatwić ich zamiar, widząc w nim zło najmniejsze. Zdaję sobie sprawę, że podpisując dokument ujawnienia, brałem na siebie moralne zobowiązanie w stosunku do Władzy Państwowej, z dobrodziejstwa której korzystałem. Z tego w szczególności względu podkreślić pragnę, że jedynym motywem chęci dopomożenia kolegom moim w wyjeździe z kraju było moje głębokie przekonanie, że muszę uczynić wszystko, co jest w mej mocy, aby zapobiec dalszemu rozlewowi polskiej krwi. Rozumiem dziś, że droga nielegalnej walki politycznej jest błędna i szkodliwa, i widzę zarazem, że olbrzymią zdobyczą Polski Ludowej jest umiejętność wykorzystywania dla Polski ludzi o najrozmaitszych przekonaniach politycznych. Moje szersze demokratyczne zapatrywania dają mi pewność, że mógłbym znaleźć dla siebie miejsce w Polsce Ludowej i przyłączyć moje wysiłki do wspólnego dzieła odbudowy. Przyczyny i motywy mojej pracy nielegalnej i moich błędów przedstawiłem szczerze – jako człowiek, którego życie znajduje się w rękach Pana Prezydenta. To wszystko, co czyniłem za czasów okupacji, uważałem jedynie za swój twardy, obywatelski obowiązek. Na udowodnienie, że przekonania moje są istotnie i prawdziwie demokratyczne, mogę podać jeszcze to, że w najcięższym okresie okupacji, w roku 1943, przyjąłem do swego domu i umożliwiłem przetrwanie pod moim dachem, do czasu Wyzwolenia, młodej dziewczynie, Żydówce z Białegostoku, nazwiskiem Barbara Nowak. Może fakt, iż jedynie z poczucia moralnego obowiązku, udzielenia pomocy człowiekowi, prześladowanemu ze względów rasowych, ryzykowałem życiem, nie tylko własnym, ale również życiem mojej żony i moich dzieci, przyczyni się obecnie do tego, że dzieci moje nie pozostaną sierotami. Zwracam się do Pana Prezydenta Rzeczypospolitej z prośbą o ułaskawienie. Warszawa, dnia 18 listopada 1948 roku. Władysław Nowicki.