Wojskowy Sąd Rejonowy w Warszawie. Sr 904/48. Protokół rozprawy głównej w sprawie karnej Nowickiego Władysława i innych, oskarżonych z artykułów 86 § 1 i 2 Kodeksu Karnego Wojska Polskiego i dalszych. Warszawa, dnia 3–15 listopada 1948 roku. Skład Sądu: przewodniczący – major Józef Badecki, ławnik – plutonowy Obiada Kazimierz, ławnik – kapral Wacław Matusiewicz, protokólant – chorąży Wiktor Matusiak. Oskarżyciel publiczny – prokurator kapitan Malik Tadeusz. Po wywołaniu sprawy, jawią się oskarżeni: 1) Nowicki Władysław, 2) Dekutowski Hieronim, 3) Łukasik Stanisław, 4) Groński Roman, 5) Tudruj Edmund, 6) Miatkowski Jerzy, 7) Wasilewski Arkadiusz i 8) Pelak Tadeusz – doprowadzeni, pod eskortą, z więzienia. Oraz zjawili się obrońcy: 1) adwokat Stillerowa – obrońca oskarżonego Nowickiego Władysława z wyboru i oskarżonego Pelaka Tadeusza z urzędu, 2) adwokat Sobczyński Stanisław – obrońca z urzędu oskarżonego Dekutowskiego Hieronima, 3) adwokat Szymaszek Władysław – obrońca z wyboru oskarżonego Łukasika Stanisława i oskarżonego Wasilewskiego Arkadiusza z urzędu, 4) adwokat Soroka – obrońca oskarżonego Miatkowskiego Jerzego z wyboru, a oskarżonych Grońskiego Romana i Tudruja Edmunda z urzędu. Przewodniczący sprawdza prawidłowość obsady Sądu i ogłasza jego skład. Oskarżeni, zapytani, co do ich stosunków osobistych, podają: 1) Nowicki Władysław – syn Aleksandra i Antoniny z domu Wyrzykowska, urodzony 25 sierpnia 1909 roku w Pińsku, narodowości polskiej, obywatelstwo polskie, żonaty, ojciec dwójki dzieci, w wieku 8 i 5 lat, mający wykształcenie wyższe, tj. magister prawa, bez zawodu, nieposiadający majątku, stale zamieszkały w Lublinie, ulica Peowiaków 8, w wojsku służył w latach 1931–1932 w W.C.K.W. Grudziądz, podporucznik rezerwy, nieodznaczony, pochodzący z rodziny urzędniczej, członek partii pracy, nie karany. 2) Dekutowski Hieronim – syn Jana i Marii z domu Sudacka, urodzony 24 września 1918 roku w Tarnobrzegu, bez stałego miejsca zamieszkania, narodowości polskiej, obywatelstwo polskie, kawaler, mający wykształcenie gimnazjalne humanistyczne, bez zawodu, w wojsku służył w latach 1939–1943 w Armii Polskiej, na terenie Francji i Anglii, w stopniu podporucznika, nieodznaczony, pochodzący z rodziny rzemieślniczej, nie karany. 3) Łukasik Stanisław – syn Feliksa i Heleny z domu Blicharz, urodzony 2 sierpnia 1918 roku w Lublinie, bez stałego miejsca zamieszkania, narodowości polskiej, obywatelstwo polskie, mający wykształcenie w zakresie sześciu klas gimnazjum humanistycznego, podoficer zawodowy w stopniu plutonowego, w służbie wojskowej od 1933 do 1939 roku, żonaty, ojciec dwójki dzieci, w wieku 3–7, nieodznaczony, bez majątku, pochodzący z rodziny pracowników kolejowych, nie karany. 4) Groński Roman – syn Konstantego i Janiny z domu Ciechońska, urodzony 28 lutego 1926 roku w Kraśniku, bez stałego miejsca zamieszkania, narodowość i obywatelstwo polskie, mający wykształcenie w zakresie siedmiu klas szkoły powszechnej i jednego roku szkoły mechanicznej, z zawodu ślusarz, w Wojsku Polskim nie służył, kawaler, bez majątku i bez odznaczeń, pochodzący z rodziny rzemieślniczej, nie karany. 5) Tudruj Edmund – syn Pawła i Teofili z domu Kozak, urodzony 22 października 1923 roku w Stasinie, powiat Lublin, bez stałego miejsca zamieszkania, narodowość i obywatelstwo polskie, kawaler, mający wykształcenie w zakresie czterech klas gimnazjum, bez zawodu, w Wojsku Polskim nie służył, bez majątku i bez odznaczeń, pochodzący z rodziny rolniczej, posiadający 12 hektarów ziemi, nie karany. 6) Miatkowski Jerzy – syn Józefa i Janiny z domu Śmieciszewska, urodzony 8 czerwca 1923 roku w Jabłonnie pod Warszawą, zamieszkały w Warszawie, ulica Mokotowska 45 mieszkania 3, narodowość i obywatelstwo polskie, kawaler, mający wykształcenie w zakresie czterech klas gimnazjum, bez zawodu, bez majątku i bez odznaczeń, w Wojsku Polskim nie służył, pochodzący z rodziny urzędniczej, nie karany. 7) Wasilewski Arkadiusz – syn Stanisława i Heleny z domu Paszkiewicz, urodzony 4 stycznia 1925 roku w osadzie Sterdyń, powiat Sokołów Podlaski, bez stałego miejsca zamieszkania, narodowość i obywatelstwo polskie, kawaler, mający wykształcenie w zakresie jednej klasy gimnazjum, z zawodu elektromonter, w Wojsku Polskim służył od września 1944 roku do maja 1945 roku, w stopniu plutonowego, bez majątku i bez odznaczeń, pochodzący z rodziny pracowników kolejowych, nie karany. 8) Pelak Tadeusz – syn Władysława i Agaty z domu Rachwał, urodzony 1 października 1922 roku we wsi Wilkołaz, powiat Janów Lubelski, zamieszkały na Kolonii Halinówka, powiat Puławy, narodowość i obywatelstwo polskie, mający wykształcenie w zakresie siedmiu klas szkoły powszechnej, rolnik, bez majątku i bez odznaczeń, w Wojsku Polskim nie służył, pochodzący z rodziny rolniczej, posiadający 9 hektarów ziemi, nie karany. Na pytanie przewodniczącego, oskarżeni oświadczają, że akt oskarżenia został im odczytany dnia 27 października 1948 roku. Przewodniczący poucza oskarżonych o prawie wyłączenia członków Sądu, oskarżyciela i protokólanta, oraz zgłaszania nowych dowodów. Oskarżeni oświadczają, że zarzutów, co do tych osób, nie mają. Obrońca, adwokat Stillerowa, wnosi o powołanie, zapodanych w prośbie oskarżonego Nowickiego Władysława, z dnia 2 listopada 1948 roku, świadków, a ponadto o powołanie, w charakterze świadka, Łaczyńskiej Barbary, zamieszkałej w Lublinie, ulica Północna 37. Obrońca, adwokat Szymaszek, wnosi o dopuszczenie dowodu ze świadków, a to: Skrzypka, „Kotwicę”, byłego prezydenta miasta stołecznego Warszawy, Wolińskiego Mieczysława, z Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego w Warszawie, kapitana Józefa Wilczka, zamieszkałego wieś Motycz, powiat Lublin – na okoliczności scharakteryzowania działalności oskarżonego Łukasika, w czasie okupacji. Prokurator oponuje, z uwagi na to, iż świadkowie nic istotnego do sprawy nie wniosą. Sąd postanowił powziąć decyzję w tym przedmiocie, w toku postępowania dowodowego. Oskarżony Nowicki prosi o danie mu akt do wglądu, ponieważ w śledztwie nie miał możności z aktami sprawy się zapoznać. Adwokat Stillerowa wnosi, z uwagi na prośbę oskarżonego Nowickiego, o odroczenie rozprawy, ponieważ, wobec krótkiego czasu, i obrona nie mogła się zapoznać z aktami sprawy. Sąd postanowił: nie uwzględnić wniosku oskarżonego Nowickiego i obrońcy, adwokat Stillerowej, gdyż, jak wynika z protokołu (karta 357), oskarżeni zostali zaznajomieni z materiałami śledztwa, w śledztwie, i wtedy żadnych wniosków nie przedstawiali. Sąd, po myśli artykułu 209 § 1 Kodeksu Wojskowego Postępowania Karnego, postanowił wykluczyć jawność całej rozprawy, albowiem mogłyby się ujawnić okoliczności, których zachowanie w tajemnicy jest niezbędne dla Bezpieczeństwa Państwa, lub dobra służby. Przewodniczący odczytał akt oskarżenia w całości. Oskarżeni, zapytani, czy zrozumieli treść aktu oskarżenia, czy przyznają się do zarzucanych im czynów, jakie wyjaśnienia chcą złożyć, oświadczają: 1) Oskarżony Nowicki – „Do zarzuconych mi czynów przyznaję się częściowo, a do winy poczuwam się tylko, jeśli chodzi o przestępstwo z artykułu 191 Kodeksu Karnego”. 2) Oskarżony Dekutowski – „Do zarzuconych mi czynów przyznaję się częściowo, a to: do popełnienia przestępstwa z artykułu 86 § 1 i 2 Kodeksu Karnego Wojska Polskiego przyznaję się, z tym, że działalność w nielegalnej organizacji rozpocząłem w lutym 1945 roku, zaś co do napadów, to oświadczam, że była to tzw. »samoobrona«. Do rabunków i podżegania, do napadów, nie przyznaję się, natomiast przyznaję się do posiadania broni palnej i fałszywego dokumentu”. 3) Oskarżony Łukasik – „Do zarzutów popełnienia przestępstw w punkcie I aktu oskarżenia przyznaję się częściowo, w punkcie II – przyznaję się i poczuwam się do winy, jeśli chodzi o branie udziału w pewnych zamachach i oświadczam, iż była to stosowana tzw. »samoobrona«. Odnośnie przestępstw z artykułu 225 Kodeksu Karnego przyznaję się do pewnych czynów, co zaś się tyczy napadów rabunkowych, to nie przyznaję się, natomiast przyznaję się do podżegania do zabójstw, do posiadania broni palnej i fałszywych dokumentów”. 4) Oskarżony Groński – „Do zarzucanych mi czynów, z artykułu 86 § 1 i 2 Kodeksu Karnego Wojska Polskiego, przyznaję się, z tym, że działalność rozpocząłem od lutego 1945 roku. Odnośnie dokonywanych zamachów, przyznaję się do niektórych faktów. Odnośnie zabójstw, przyznaję się, z tym, że dokonywałem takich, tylko i wyłącznie, na bandytach i złodziejach. Co zaś się tyczy napadów rabunkowych, również się przyznaję, ale to były tylko akcje dochodowe, w celu utrzymania ludzi w terenie. Następnie, przyznaję się do posiadania broni i fałszywych dokumentów”. 5) Oskarżony Tudruj – „Do popełnienia przestępstw, z artykułu 86 § 1 i 2 Kodeksu Karnego Wojska Polskiego, przyznaję się, z tym, że byłem wprawdzie dowódcą oddziału, ale żadnych akcji, na własną rękę, nie przeprowadzałem. Co zaś się tyczy zamachów, to była tzw. »samoobrona«. Co zaś się tyczy zabójstw, to były one wykonywane, ale tylko na osobach złodziei i bandytów. Również przyznaję się do posiadania broni i fałszywych dokumentów”. 6) Oskarżony Miatkowski – „Przyznaję się do przynależności do nielegalnej organizacji i do posiadania broni palnej, z tym, że trwało to tylko do okresu ujawnienia się, tj. do dnia 30 kwietnia 1947 roku”. 7) Oskarżony Wasilewski – „Do przynależności do nielegalnej organizacji i do pełnienia w niej powierzonej funkcji, do dezercji z Wojska Polskiego, do napadów na urzędy społeczne, państwowe i samorządowe, oraz do posiadania broni i fałszywego dokumentu, przyznaję się”. 8) Oskarżony Pelak – „Do przynależności do nielegalnej organizacji, do przechowywania broni, do zabójstwa milicjanta, we własnej obronie, przyznaję się, z tym, że działalność moja skończyła się z chwilą ujawnienia się, w okresie ustawy amnestyjnej”. 1) Oskarżony Nowicki Władysław wyjaśnia: „Od sierpnia 1945 roku, na terenie lubelskim, byłem szefem propagandy nielegalnej organizacji. W czasie okupacji pracowałem politycznie w Stronnictwie Pracy, a wojskowo, jako oficer plutonu dywersyjnego Armii Krajowej, aż do Powstania Warszawskiego. W sierpniu 1945 roku nawiązałem kontakt z Franciszkiem Abraszewskim, który wówczas był Komendantem »Wolności i Niezawisłości« w Obwodzie Lublin–Miasto. Ja, w tym Obwodzie, objąłem wówczas funkcję kierownika propagandy. Działalność moja przedstawiała się w ten sposób, że, będąc kierownikiem propagandy, działałem tak, jak mi nakazywał mój honor. W tym mniej więcej czasie Armia Krajowa została rozwiązana, a wyłoniła się »Wolność i Niezawisłość«, w której w dalszym ciągu kontynuowałem swoją pracę, zdając sobie sprawę z działalności swojej jako nielegalnej. Propaganda, którą prowadziłem na podległym mi terenie, była raczej spokojna i mało intensywna, a materiały propagandowe były w małej ilości rozprowadzane. Z Komendy »Wolności i Niezawisłości« z Warszawy otrzymywałem prasę nielegalną, ulotki i broszury – również w małej ilości. Co zaś się tyczy mojego aparatu propagandowego, to składał się wtedy tylko z dwóch ludzi. W tym czasie nie miałem kontaktów z oddziałami leśnymi, ponieważ działalność moja ograniczała się tylko do terenu miasta Lublina. W paru wypadkach pisałem sam pewne ulotki, ale co do treści i nazwy ich teraz przypomnieć sobie nie mogę. Obowiązki kierownika propagandowego pełniłem od sierpnia 1945 roku do stycznia 1946 roku. W tym czasie jeden z moich ludzi został aresztowany, ja natomiast objąłem stanowisko Komendanta Obwodu Lublin–Miasto, a Abraszewski objął stanowisko Inspektora Obwodu Lubelskiego. Zaznaczam, że jako kierownik propagandy żadnych sprawozdań ze swej działalności do Okręgu nie składałem. Jako Komendantowi Miasta Lublin podlegała mi siatka organizacyjna z czterech Rejonów. Działalność informacyjna polegała na zbieraniu wiadomości z terenu gospodarczego i partii politycznych. Raporty gospodarcze i polityczne sporządzałem i przez Inspektora Lubelskiego przekazywałem do Okręgu »Wolności i Niezawisłości«, którego władze mieściły się w Warszawie. Odnośnie wiadomości gospodarczych, przedstawiałem rozwój przemysłu i handlu, warunki materialne rzemieślników, robotników i urzędników. Czy wyżej wymienieni mogą się utrzymać z otrzymywanych wynagrodzeń za pracę, czy też muszą jeszcze w inny sposób zarabiać. Orientowałem się dobrze w działalności partii politycznych, ponieważ sam pracowałem w Stronnictwie Pracy czynnie, i zajmowałem stanowisko wice–prezesa w województwie Lublin, do lipca 1946 roku. Od kwietnia 1946 roku do lipca 1946 roku miałem przerwę w pracy w nielegalnej organizacji »Wolność i Niezawisłość«, z uwagi na pracę w Stronnictwie Pracy. W lipcu 1946 roku wróciłem ponownie do swojej pracy, pełniąc funkcję Komendanta Obwodu Miasta Lublin w nielegalnej organizacji »Wolność i Niezawisłość«. Ponieważ Inspektor Obwodu Lublin, Abraszewski, został »spalony«, w lipcu 1946 roku powierzył mi pewne czynności z Inspektoratu do wykonywania. Inspektor Abraszewski miał swego zastępcę. Ja pewne rozkazy przekazywałem do Inspektoratu. Otrzymałem polecenie »Boruty«, skontaktowania się z kapitanem »Wisłą«, w sierpniu 1946 roku, któremu przekazałem ustne polecenie Inspektora – był to pierwszy mój kontakt z oddziałami leśnymi. Następny kontakt z oddziałami leśnymi miałem w październiku 1946 roku, z majorem »Zaporą«, któremu przekazałem instrukcje dotyczące pracy propagandowej w terenie. »Zapora« był dowódcą oddziałów leśnych w Lubelskim. Jeżeli chodzi o akcję »O« – propagandową, to materiał był bardzo tczy i nie był on propagowany na terenie Lublina. W spotkaniu z »Zaporą« występowałem jako faktyczny zastępca Inspektora Lubelskiego, zaś »Zapora« zajmował wtedy stanowisko Komendanta wszystkich oddziałów leśnych na terenie województwa lubelskiego, jednak własnego oddziału nie miał. Jak sobie przypominam, na terenie tym były pewne grupy, jak »Uskoka«, licząca około 20 ludzi, dobrze uzbrojonych, »Jadzinka« – około 25 ludzi, »Samotnego« – około 20 ludzi, »Misia« – również około 20 ludzi, »Renka« – około 25 ludzi, »Rysia« – też około 20 ludzi, i sztab majora »Zapory« – około 10 ludzi. Wszystkie te grupy były bardzo dobrze uzbrojone. Z chwilą aresztowania, w listopadzie 1946 roku, Inspektora »Boruty«, ja zostałem oficjalnym Inspektorem Inspektoratu Lubelskiego. Funkcja Inspektora była funkcją raczej polityczną. Należało do niego wydawanie instrukcji do oddziałów leśnych, nastawianie polityczne oddziałów. Wytyczne działalności dla Inspektoratu przysyłał Okręg. Ja, jako Inspektor, spełniałem zarazem i funkcję łącznika, robiłem odprawy i wydawałem pewne zarządzenia dla oddziałów leśnych. Jako polityczny przełożony biorę całkowitą odpowiedzialność za działalność oskarżonych. Moi podkomendni uważali się za organizację wojskową, a nie za jakąś luźną grupę. Wartość ich, jako żołnierzy, była bardzo dobra. W myśl naszych rozkazów, przeprowadzali na swoich terenach wszelkie akcje. Wytyczne Okręgu szły po linii bezkompromisowej, zaznaczali, że słuszność jest po »naszej« stronie. Jeżeli zaś chodzi o działalność zbrojną, to Okręg uważał, że należy ją ograniczyć, a w wypadku koniecznie stosowanej »samoobrony« walczyć z Urzędem Bezpieczeństwa, Milicją Obywatelską i Wojskiem Polskim. Działalności zaczepnej raczej unikać. Ja, jako Inspektor, miałem częste kontakty z oddziałami leśnymi, a mianowicie: w listopadzie i w grudniu 1946 roku z kapitanem »Wisłą«, w grudniu tegoż roku z majorem »Zaporą«, w styczniu z kapitanem »Wisłą«. Wyżej wymienieni byli dowódcami całości oddziałów. Nie przeczę jednak, by w czasie mojej inspekcji i kontaktów nie byli ich ludzie obecni. Takie kontakty miałem do okresu amnestyjnego. Odnośnie akcji zbrojnych, sam, osobiście, żadnych rozkazów im nie dawałem. W pewnych wypadkach, na odprawach, dowódcy oddziałów leśnych przedstawiali mi swoje plany, które ja omawiałem wspólnie z nimi. Odnośnie akcji pod Krężnicą, to żaden z oskarżonych nie może odpowiadać, ponieważ akcją tą dowodził kapitan »Wisła«. Akcja została przeprowadzona na posterunku w Bełżycach, bez rozlewu krwi. Jednak, następnie, pościg za oddziałem »Wisły« był tragiczny, ponieważ »Wisła« poniósł pewne straty w ludziach. Kapitan »Wisła« oświadczył mi, że należy, w celu zademonstrowania »naszej« siły, stworzyć większe grupy, tłumacząc mi, iż to jest konieczne, ponieważ małym oddziałom grozi niebezpieczeństwo w terenie. Drugiego dnia, czy nawet tego samego, tj. 22 września 1946 roku, została przeprowadzona akcja na miejscowość Moniaki, i pociągnęła za sobą tylko jedną ofiarę, skutkiem wywiązanej się tam strzelaniny. Wieś Moniaki występowała czynnie przeciwko naszym oddziałom. Komendant »Zapora« oświadczył, że należy tę ludność poskromić, i w tym celu przeprowadzono akcję. Akcją na Moniaki dowodził oskarżony »Zapora«, i był bardzo opanowany, nie dopuszczając do większego rozlewu krwi. Te dwie akcje, które wymieniłem, uważałem je jako akcje większe i nawet głośne w terenie. Mniejsze akcje to były napady na posterunki Milicji Obywatelskiej i inne, ale dokładnie ich sobie nie przypominam. Przeprowadzanie tych akcji polecał Okręg, zaznaczając, że należy takie akcje przeprowadzać bezkrwawnie, i żołnierze nasi do tych rozkazów się stosowali. W okresie amnestyjnym, dnia 17 stycznia 1947 roku, była przeprowadzona akcja w Albinowie, i miała charakter obronny. Oddział Wojska Polskiego napadł na nasz oddział, dowodzony przez »Jadzinka«. W akcji tej oddział wojska poniósł straty – około 15 zabitych, zaś w oddziale »Jadzinka« zostało zabitych 5 osób. Mnie, jako Inspektorowi, podlegali wszyscy dowódcy oddziałów znajdujących się na terenie Inspektoratu, i przekazywali mi raporty, w których zestawiali dokładnie swoją działalność. Sprawozdania przesyłali okresowo, to znaczy co miesiąc i na każdym kontakcie bezpośrednim z nimi. Sprawozdań schematycznych nie było. Jeżeli chodzi o likwidowanie konfidentów Urzędu Bezpieczeństwa i Milicji Obywatelskiej, było to z konieczności oddziałów, stacjonujących w danym terenie, i to uważam za środek »samoobrony«. Akcje tego rodzaju miały miejsce w okresie przedamnestyjnym. Wypadki takie były nieliczne. Meldowano mi o około 10 wypadkach. Meldunki o przeprowadzanych tej kategorii akcjach otrzymywałem po ich dokonaniu. Były również likwidacje elementu przestępczego. Ponieważ nasze oddziały utrudniały akcje Urzędu Bezpieczeństwa i Milicji Obywatelskiej, więc, w pewnej części, musiały przejąć część ich pracy. Zależnie od stopnia przewinienia były stosowane kary, od kary chłosty, aż do kary śmierci przez rozstrzelenie. Przed wymierzeniem kary musiano przeprowadzić dokładne śledztwo. Mogę stwierdzić, że wypadków takich było nawet nie kilkanaście. Co do likwidowania i karania tych elementów przestępczych, były to instrukcje Okręgu. Co zaś się tyczy rabunków, muszę stwierdzić, że oddziały leśne będące w terenie musiały się utrzymać i w związku z tym przeprowadzały akcje »dochodowe« w ramach potrzeb organizacyjnych. Akcji tych przeprowadzano bardzo mało i przeprowadzane były na właścicieli anonimowych”. O godzinie 15:00 przewodniczący zarządza przerwę w rozprawie do dnia 4 listopada 1948 roku, godzina 10:00. Dnia 4 listopada 1948 roku, godzina 10:00. Dalszy ciąg rozprawy. Obecni ci sami. Dalej wyjaśnia oskarżony Nowicki: „Akcje dochodowe były przeprowadzane, przez oddziały leśne, w ten sposób, że rabowano mienie państwowe i spółdzielcze. O akcjach tych ja wiedziałem i uważałem, że przeprowadzanie takich akcji było koniecznością, ponieważ na utrzymanie oddziałów leśnych w Inspektoracie Lubelskim nie mieliśmy gotówki. Okręg, jak i Inspektorat, znając warunki bytowania oddziałów leśnych, honorował to, uważając, że to jest konieczne, z tym, że nie należy grabić poszczególnych obywateli, a tylko spółdzielnie. Ja, kiedy objąłem Inspektorat, akcje takie należały już do rzeczy starych. Dowódcy oddziałów, o dokonanych akcjach »dochodowych«, składali mi meldunki. Zaznaczam, iż oskarżeni byli znani na terenie Lubelszczyzny jako ludzie wybitnie zdolni do przeprowadzania wszelkich akcji, bez względu na ich charakter. Muszę jednak stwierdzić, że działali dla egzystencji, a nie dla korzyści osobistych. Co zaś się tyczy akcji na miejscowość Moniaki, meldunek o przeprowadzeniu tej akcji złożył mi major »Zapora«, w dwa tygodnie po jej dokonaniu. Natomiast z przeprowadzonej akcji na miejscowość Albinów Mały, sprawozdanie zdał mi porucznik »Jadzinek«, w czasie mojej inspekcji oddziałów leśnych, w lutym 1947 roku, na terenie powiatu zamojskiego. Akcja na Albinów Mały miała miejsce w okresie przedwyborczym, w styczniu 1947 roku, i nie była akcją zaczepną. Na okres wyborczy zostały wydane instrukcje do oddziałów leśnych, by zmniejszyć akcje, by unikać spotkań z oddziałami Wojska Polskiego, Urzędu Bezpieczeństwa i Milicji Obywatelskiej. W dniu 17 stycznia 1947 roku oddział »Jadzinka« został zaskoczony przez oddział Wojska Polskiego, liczący około 100 ludzi. »Jadzinek« miał oddział wyborowy, liczący około 25 ludzi, bardzo dobrze uzbrojonych. W wyniku akcji, jaką stoczył oddział »Jadzinka« z oddziałami Wojska Polskiego, zostało zabitych 13 żołnierzy Wojska Polskiego, zaś 15 zostało zabranych do niewoli, którzy następnie zostali wypuszczeni, jak również ranni żołnierze zostali, po opatrzeniu ran, zwolnieni. Straty naszego oddziału wynosiły około 5 osób rannych i zabitych. Bój trwał około kilku godzin. Zaznaczam, że oddział »Jadzinka« był wówczas na kwaterze, a oddział Wojska Polskiego nie spodziewał się spotkania z naszym oddziałem, i dlatego poniósł większe straty niż oddział »Jadzinka«. Jeżeli zaś chodzi o akcję pod Krężnicą, to akcja ta była przygotowana. Oddział Wojska Polskiego w tej akcji stracił 18 osób, a oddział nasz nie stracił ani jednego człowieka. Pragnę jednak zaznaczyć, że jeżeli chodzi o ustosunkowanie się Okręgu do amnestii, to było w pewnej mierze pozytywne, ponieważ już wcześniej dążono do częściowego rozładowania oddziałów leśnych, co zresztą zostało zrobione. Jednak część oddziałów leśnych pozostała w dalszym ciągu w konspiracji. W grudniu 1946 roku, na spotkaniu z majorem »Zaporą«, omawiałem sprawę wyborów i akcję amnestyjną, jednak o zasięgu amnestii nie orientowaliśmy się. Stosunek nasz do amnestii był pozytywny. Chodziło nam o poznanie zasięgu i czy będzie ona możliwa do przyjęcia przez nas. W grudniu 1946 roku przeprowadzałem odprawy z oddziałami leśnymi, omawiając ogólnikowo amnestię. Jeżeli chodzi o akcje przedwyborcze, więc omawiałem z »Zaporą«, by unikać wszelkich akcji zbrojnych z oddziałami Wojska Polskiego i innymi. Tu chcę podkreślić, że »Zapora« podporządkował się w myśl wydanej mu instrukcji, wydając odpowiedni rozkaz do oddziałów leśnych, by ograniczyć się do akcji obronnych, unikając przelewu krwi, a tylko przeprowadzać akcje »dochodowe«, jako konieczne dla bytowania oddziałów. Również w tym czasie miałem rozmowę z kapitanem »Wisłą« na temat amnestii, ale tylko ogólnikowo, ponieważ szczegółów, jak zaznaczyłem, nie znałem. Amnestia, jak orientowałem się z prasy, miała wyjść po 5 lutym 1947 roku. Z chwilą wyjścia ustawy amnestyjnej, Okręg Lubelski nie był przygotowany do ujawnienia się. Decyzja natomiast powstała w marcu 1947 roku. Stosunek Okręgu do ustawy amnestyjnej był pozytywny, ale w jakim stanie skorzysta Okręg z tej amnestii, tego nie omawiano. Chodziło Okręgowi »Wolności i Niezawisłości« o to, by jak najwięcej ludzi swoich zostało zwolnionych z więzienia, na zasadzie ustawy amnestyjnej. Ja, w czasie obowiązującej ustawy amnestyjnej, odbywałem odprawy z oddziałami leśnymi, jednak z Okręgu nie było rozkazu wojskowego do ujawnienia. Była tylko wzmianka, by ludzi z oddziałów leśnych przychylnie ustosunkować do ujawnienia. W połowie lutego 1947 roku wyjechałem na teren Zamojszczyzny, chcąc się spotkać z »Zaporą« lub jego zastępcą, i jednak ich tam nie zastałem. Dokonałem inspekcji oddziałów »Jadzinka« i stwierdziłem, że część ludzi była ustosunkowana do ujawnienia się pozytywnie, a część była temu przeciwna. Od majora »Zapory«, po 20 lutym 1947 roku, otrzymałem meldunek, że w sprawie ujawnienia oddziałów toczą się pertraktacje z Urzędem Bezpieczeństwa, za pośrednictwem kapitana »Opala« i oficerów Armii Ludowej. Na pierwsze spotkanie, w dniu 20 czy też 22 lutego 1947 roku, przybył pułkownik Hański, szef Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego, i miał mieć rozmowę ze sztabem oddziałów leśnych, w osobach majora »Zapory« i innych. Na miejsce spotkania z wyżej wymienionymi udał się »Zapora«, wraz z innymi. W pewnym momencie został zaskoczony przez oddział Wojska Polskiego. Wyszedł jednak, szczęśliwie, bez strat. Było to nieporozumienie, ale po pewnym czasie oddział wojska odwołano i spotkanie doszło do skutku. Muszę zaznaczyć, że ja w tej rozmowie udziału nie brałem, jednak, jak mi wiadomo, Władze Bezpieczeństwa kładły nacisk na natychmiastowe ujawnienie oddziałów leśnych i zostały nawet wyznaczone terminy. Okręg, jak mi wiadomo, zajął stanowisko wyczekujące, i jak również i major »Zapora«. Terminy były bardzo krótkie i było to niemożliwością do wykonania, ze względu na nastawienia różne naszych ludzi. Meldunek o wszczęciu rozmów z Władzami Bezpieczeństwa przysłał mi major »Zapora«. Ja byłem tym zaskoczony, że Władze Urzędu Bezpieczeństwa chcą z nami pertraktować. W dniu 25 lutego 1947 roku widziałem się z majorem »Zaporą«, zaś 28 lutego udałem się do Bełżyc i, 1 marca 1947 roku, przeprowadziłem rozmowę z trzema osobnikami Urzędu Bezpieczeństwa. Najważniejsza kwestia to była sprawa naszych ludzi przebywających w więzieniach. Władze Bezpieczeństwa częściowo nam przyrzekły poparcie w sprawie ich zwolnienia. W marcu 1947 roku przedłożyłem, w Wojewódzkim Urzędzie Bezpieczeństwa Publicznego w Lublinie, listę osób do ujawnienia. 4 marca 1947 roku przeprowadziłem rozmowę z pułkownikiem Czaplickim i szefem sztabu, pułkownikiem Hańskim. Z naszej strony byli prawie że wszyscy dowódcy oddziałów leśnych. Pułkownik Czaplicki oświadczył, że władze Urzędu Bezpieczeństwa przychylnie się ustosunkowywują do ujawnienia grupowego i, jak również, że w terenie będzie znajdowało się wojsko. Nasze oświadczenie natomiast było, że będziemy się ujawniać jednostkowo. Z dowódców ujawnił się kapitan »Wisła« i część sztabu. Ja, z »Zaporą«, udałem się na tereny Zamojszczyzny, by przygotować ludzi do ujawnienia. Około 10 marca 1947 roku byłem w Okręgu w Warszawie, gdzie dowiedziałem się, że są prowadzone rozmowy w sprawie ujawnienia Okręgu. Około 15 marca 1947 roku ja podkreśliłem swoje stanowisko, aby amnestię rozszerzyć. Komendant Okręgu Lubelskiego, pułkownik »Drugak«, z szefem sztabu »Wolności i Niezawisłości«, Bartoszewskim, oraz wszyscy Inspektorowie Okręgu, za wyjątkiem Bialskiego, odbyli odprawę. Pułkownik »Drugak« oświadczył, że nad kwestią ujawnienia muszą się zastanowić i wszyscy to zaakceptować. 22 marca 1947 roku nastąpiło ujawnienie Okręgu. Ja również się w tym czasie ujawniłem. Uchwała była powzięta kolegialnie. Uważam, że uchwała Okręgu była tylko zaleceniem do ujawnienia, a nie rozkazem. Wróciłem następnie w teren, z poleceniami, aby oddziały ujawniały się grupowo i w tym celu przeprowadziłem rozmowy z Komendantami oddziałów. Ustaliliśmy, że grupowe ujawnienie będzie miało miejsce 3 kwietnia 1947 roku w Ratoszynie. Z dowódców ujawnili się »Jadzinek« i »Samotny«, wraz ze swymi grupami. Inni ludzie z terenu ujawniali się indywidualnie, w kwietniu 1947 roku, w Lublinie. Część grupy Łukasika ujawniła się również, natomiast sam Łukasik nie ujawnił się. Major »Zapora«, kapitan »Ryś«, porucznik »Renek«, »Kędziorek« i grupa »Uskoka«, jak również porucznik »Mundek«, nie ujawnili się, i pewna grupa ludzi pozostających z nimi. Grupa »Szatana« nie chciała się ujawnić, ze względu na pewne trudności, i ze względu, że bali się, że po ujawnieniu mogą być przez swoich kolegów zlikwidowani. Była obawa, że ludzie ujawnieni, wcześniej czy później, zostaną aresztowani. Tu chciałbym zaznaczyć, że ludzie z organizacji rzadko dawali się brać żywcem przez Urząd Bezpieczeństwa, natomiast jeżeli były aresztowania, to przeważnie ludzi współpracujących z organizacją. Chodziło nam, aby władze tych ludzi zwolniły nam z więzienia, jednak, do 25 marca 1947 roku, nie zostali z więzienia zwolnieni. Nadmieniam, że prosiłem swoich ludzi z organizacji, aby ujawniali się. Jeżeli obawiają się przebywania na tym terenie, gdzie działali przed tym, by wyjechali, o ile możliwości, na inne tereny. Co zaś się tyczy broni, to nie byłem nastawiony, aby broń, przy ujawnianiu, zdawano niezdatną do użytku, a dobrą melinowano. Takich rozkazów nie dawałem i byłem przeciwnym melinowaniu broni, gdyż uważałem, że to będzie dla mnie niekorzystne. Zaznaczam, że broń, którą posiadali ludzie organizacji, była to broń zdobyta przez nich i mieli do niej duże przywiązanie. Mimo to jednak ja byłem zwolennikiem zdawania broni w ogóle. Co zaś się tyczy kierowania ludzi na Zachód, to nie robiłem tego, z tych względów, że budziłem nieufność do władz Urzędu Bezpieczeństwa. Chodziło mi jedynie o bezpieczeństwo tych ludzi, wobec ludności z danego terenu, na którym ci ludzie działali. Po 25 stycznia 1945 roku spotykałem się z ludźmi z organizacji, w pierwszym okresie, do czerwca 1947 roku, za wiedzą władz Urzędu Bezpieczeństwa, a następnie, w sierpniu i wrześniu tegoż roku, bez wiedzy władz. Chodziło mi o to, by jak najwięcej nakłonić ludzi organizacji do ujawnienia się. Oddział »Uskoka«, »Kędziorka«, pewna grupa Łukasika ps. kapitan »Ryś« i grupa porucznika »Renka«, ponieważ ten ostatni był przeciwnikiem ujawnienia się, pozostały w terenie nieujawnione. Oskarżony Dekutowski dążył, w myśl zleceń Okręgu, do ujawnienia, jednak stosunek jego, po 25 kwietnia 1947 roku, był taki, jak mi o tym mówił, że nie ujawnił się, dlatego, ponieważ ludzie jego nie ujawnili się, a on, jako ich dowódca, uważał się nadal za dowódcę ludzi nieujawnionych. Jeżeli chodzi o moje stykanie się z ludźmi z organizacji po okresie amnestyjnym, to znaczy po moim ujawnieniu się, to spotykałem się z nimi tylko jako starszy ich kolega, związany dawniej z nimi wspólną pracą w nielegalnej organizacji. Ponieważ, jak już zaznaczyłem, w terenie zostały jeszcze pewne oddziały, które się nie ujawniły, ja uważałem, iż ludziom ujawnionym zagraża niebezpieczeństwo i władze Urzędu Bezpieczeństwa będą musiały się borykać z ludźmi nieujawnionymi, narażając przy tym na aresztowania ludzi ujawnionych. Dążyłem, wobec tego, do dalszego rozładowania terenów. W związku z tym, w miesiącu maju 1947 roku, przeprowadziłem rozmowę z pułkownik Brystrygerową i generałem Rąbkowskim z Urzędu Bezpieczeństwa. Na rozmowach tych był obecny major »Zapora«, który omówił trudności ujawnienia się pozostałych oddziałów. Ja, po rozmowie z tymi przedstawicielami władz Urzędu Bezpieczeństwa, przeprowadziłem rozmowy z dowódcami oddziałów leśnych, a następnie wyniki rozmów z nimi przedstawiłem przedstawicielom władz Urzędu Bezpieczeństwa, że ludzie boją się ujawnić, gdyż za małe przestępstwo ludzie są sądzeni przez sądy na długoletnie więzienie, i po ustawie amnestyjnej nie zostają zwalniani. Z oskarżonym Dekutowskim uzgodniłem, że jeżeli zostaną zwolnieni czterej nasi ludzie, byli członkowie organizacji, a to Marian Gołębiowski ps. »Sten«, Jan Szatyński, Roman Jezior i Franciszek Abraszewski ps. »Boruta«, mój poprzednik na stanowisku Inspektora, wówczas oddziały nasze się ujawnią. Określiłem władzom Urzędu Bezpieczeństwa to jako kapitulację na warunkach honorowych – były to moje koncepcje. Z »Wirem« i Dekutowskim omawiałem, że zwolnienie tych osób będzie moralnym doświadczeniem dla ludzi – tych, którzy obawiają się ujawnić. Czterech wymienionych członków organizacji znali wszyscy ludzie z oddziałów leśnych, jako wybitnych działaczy organizacyjnych. Sprawa ta wałkowała się kilka tygodni. Po pewnym czasie przesłałem meldunek majora »Zapory« do Władz Bezpieczeństwa, w którym »Zapora« podał fakt zobowiązania, że jeżeli Władze Urzędu Bezpieczeństwa zwolnią tych czterech ludzi, wówczas »Zapora« ujawni swój cały oddział. Władze Urzędu Bezpieczeństwa oświadczyły, że jest rzeczą niemożliwą, aby tych ludzi zwolnić. Natomiast chcieli, aby ujawnić oddziały, bez decyzji zobowiązującej zwolnienia tych czterech osobników. Mimo że doszło do skutku ujawnienie, akcje zbrojne w terenie zostały ograniczone, z tym, że były przeprowadzane tylko akcje dochodowe. Miało to miejsce w czerwcu 1947 roku. Następne rozmowy prowadził major Dekutowski, z pułkownikiem »Drugakiem« i kapitanem »Wisłą«. O wyniku rozmów dowiedziałem się od kolegów, że podpisana deklaracja ujawnienia przez »Zaporę« została wycofana. Dokładnie nie mogę tej kwestii wyjaśnić, gdyż nie byłem w stanie dokładnie dowiedzieć się o tej całej sprawie. Następnie, przez dwa miesiące, nie kontaktowałem się z ludźmi z organizacji »Wolność i Niezawisłość«. Przez okres od połowy sierpnia do połowy września 1947 roku, prowadziłem rozmowy z ludźmi z organizacji, już bez wiedzy władz bezpieczeństwa, próbując jeszcze raz, na własną rękę, rozładować pozostałe w terenie oddziały. Powziąłem następnie decyzję wyjazdu zagranicę, ponieważ uważałem się za niepotrzebnego człowieka, jak również i część moich ludzi, dla których ujawnienie stało się rzeczą trudną i niemożliwą. Przypominam sobie, że w czasie rozmów z Władzami Urzędu Bezpieczeństwa powiedziałem, że będę starał się ujawnić ludzi, w wypadku zaś, gdy nie będę mógł, wyrobić dla nich lewe dokumenty, by mogli usunąć się z terenów, na których działali. W śledztwie zostałem na tę okoliczność przesłuchany. Wyjazd mój i innych kolegów zagranicę uważałem za rozładowanie terenów, ponieważ, pomimo usilnych starań, do całkowitego rozładowania lasów nie doszło. W lipcu 1947 roku Abraszewski oświadczył mi, że jest jeden człowiek, który podejmie się rozładowania lasów. Miała to być działalność wyłącznie likwidacyjna oddziałów leśnych. Abraszewskiemu oświadczyłem, że sprawa ujawnienia ludzi i sprawa ujawnienia broni nie uda mu się. Abraszewski oświadczył mi, że ten człowiek, którego on ma, będzie w stanie rozładować lasy, i również wyrobi nam kontakty, przez które będziemy mogli wyjechać zagranicę. Z oskarżonymi, Dekutowskim, Łukasikiem i Grońskim, w czasie poamnestyjnym, spotykałem się w terenie. Dekutowski widziałem, że posiadał broń krótką. Dekutowskiemu ujawniłem moją propozycję wyjazdu zagranicę, na którą się zgodził. Zagranicę mieliśmy wyjechać wszyscy ośmiu, którzy obecnie na ławie oskarżonych zasiadują. Co zaś się tyczy broni, przed wyjazdem naszym, miała być ona pozostawiona ludziom przebywającym w terenie, a zdaje się, że ostatecznie miała być zakopana. Ostatnie spotkanie, przed wyjazdem zagranicę, miało mieć miejsce 10 września 1947 roku. W tym mniej więcej czasie otrzymałem od Abraszewskiego 5 czy 6 lewych dokumentów, które, jak mi oświadczył, miał wyrobić ten człowiek, który podjął się rozładowania lasów. Jak również omówiliśmy kontakt spotkania, przed wyjazdem, w Nysie, gdzie mieli się stawić oskarżeni, w dniach od 15 do 16 września 1947 roku. Każdy z oskarżonych na miejsce to miał przyjechać indywidualnie. Dokumenty, jak pamiętam, oddałem Dekutowskiemu i prosiłem go, by tę sprawę, tzn. sprawę wyjazdu, omówił z pozostałymi oskarżonymi w ten sposób, by na umówione miejsce, w Nysie, stawili się, a stamtąd mieliśmy przekroczyć granicę”. Wobec sprzeczności wyjaśnień oskarżonego, złożonych w śledztwie i na rozprawie, Sąd, po myśli artykułu 222 § 2 Kodeksu Wojskowego Postępowania Karnego, odczytał protokół przesłuchania oskarżonego na kartach 9–10. Oskarżony podaje: „Sprzeczności tłumaczę tym, że treść protokołu przesłuchania była przez śledczego źle ujęta, a do podpisania protokołu zostałem zmuszony”. Dalej wyjaśnia oskarżony: „Inspektor nie był wyłącznie czynnikiem łącznikowym, ale był upoważniony do wydawania rozkazów w myśl wytycznych Okręgu, lub rozkazu z Okręgu, a, zależnie od potrzeb terenu, jako Inspektor, mogłem takie wytyczne lub rozkazy rozszerzać”. Odczytano protokół przesłuchania oskarżonego na karcie 19. Oskarżony podaje: „Jest błąd w protokole przesłuchania, ponieważ się pomyliłem. Zamiast »do czerwca« podałem »do maja«. Właściwie było »do czerwca«”. Na pytanie prokuratora, oskarżony wyjaśnia: „Okręg dawał wytyczne ograniczenia działalności zaczepnej. Nam chodziło o polityczne objęcie terenów, przy pomocy siły zbrojnej, ograniczając się do drogi bezkrwawej. Jeżeli chodzi o rozbrajanie posterunków Milicji Obywatelskiej, to akcje odbywały się prawie że bezkrwawnie. Do posterunku Milicji Obywatelskiej wchodził oddział, zabierał broń funkcjonariuszom, nakazywał im opuścić posterunek i teren. A w razie napotykania oporu, opór stłumić. Ja nie wydawałem rozkazów rozbrajania posterunków, a, ponieważ już były te rozkazy przed tym wydane, poleciłem tylko, by w czasie rozbrajania posterunku unikać rozlewu krwi. Do akcji obronnych zaliczałem każdą obronę przeciwko atakującym oddziałom Urzędu Bezpieczeństwa, Wojska Polskiego czy Milicji Obywatelskiej. Rozkazy, co do samoobrony i do akcji obronnej, były wydane jeszcze w roku 1944. W czasie okupacji również były wydawane takie rozkazy, więc uważam, że rozkazy takie były znane wszystkim dowódcom oddziałów, jak również i ich członkom. Przyjmując stanowisko Inspektora, byłem przekonany, że rozkazy te są znane wszystkim członkom i rozkazów takich nie potrzebowałem wydawać. Istnienie oddziałów wynikło z warunków zupełnie niezależnych od ludzi, a jeżeli istniały takie oddziały, to też istnienie ich w terenie było konieczne, i dlatego musiano stosować samoobronę. Ludzie będący w oddziale nie mogli wyjść z lasu przed ustawą amnestyjną, gdyż narażaliby się na aresztowania. Broni nie ujawniłem przy ujawnieniu, ponieważ o zamelinowaniu broni nie wiedziałem, tak, jak i inni Inspektorzy. Akcje dochodowe były przeważnie dokonywane w miejscowościach, gdzie ludność była dla nas nieprzychylnie ustosunkowana. Akcje te jednak uważano za zło konieczne”. Na wniosek prokuratora, przewodniczący odczytał protokół, karta 290, karta 302, odnośnie dokonanych napadów, od punktu 3 do 7. Oskarżony podaje: „Jak sobie przypominam, meldunki takie zostały mi przesłane”. Odczytano kartę 303. Oskarżony podaje: „Nic o tym nie wiem, gdyż »Sroka« nie należał do moich ludzi”. Odczytano kartę 304, pozycję 1 i dalsze. Oskarżony podaje: „Takiego meldunku sobie nie przypominam”. Odczytano karty 305–306. Oskarżony podaje: „Nie wiem czy te akcje zostały dokonane przez nasze oddziały, i nie pamiętam czy otrzymałem o tym od dowódców jakieś meldunki”. Odczytano kartę 311, pozycję 74 i dalsze. Oskarżony podaje: „Nic o tym nie wiem, ponieważ ani »Ptaka«, ani »Witosa« nie znałem. »Uskok«, na temat współpracy z »Jastrzębiem«, meldunku mi nie składał”. Odczytano kartę 312. Oskarżony podaje: „Nic mi o tym nie wiadomo. »Ordon« był jakimś dowódcą, jednak nie był moim podkomendnym”. Na pytanie obrońcy, adwokat Stillerowej, oskarżony wyjaśnia: „Obejmując Inspektorat, zastałem oddziały leśne i za mojej bytności oddziały te nie powiększyły się. Zdarzały się takie rzeczy, że bandy grasujące w terenie podszywały się pod nasze oddziały. Oddziały bardzo często przeprowadzały akcje bez porozumienia się ze mną. Bywały i akcje nieodpowiedzialne, za które dowódca lasu karał swoich członków, a mianowicie: za napadanie na samochody z wódką i tym podobne. Mogły być również i wypadki zabójstw. W czasie akcji na miejscowość Moniaki ja jeszcze Inspektorem nie byłem. Co do mojej decyzji, odnośnie wyjazdu zagranicę, to chciałem wyjechać, gdyż bałem się aresztowania, ze strony władz bezpieczeństwa, za nieudaną akcję ujawnienia”. Na pytanie obrońcy, adwokata Soroki, oskarżony wyjaśnia: „Po amnestii hierarchia organizacyjna znikła”. Na pytanie obrońcy, adwokata Sobczyńskiego, oskarżony wyjaśnia: „Jeżeli chodzi o oskarżonego Dekutowskiego, to w Inspektoracie był moim podwładnym”. Oskarżony podaje: „Pseudonim mój był »Stefan«”. 2) Oskarżony Dekutowski ps. „Zapora” wyjaśnia: „Zagranicą, na terenie Pierwszej Brygady, byłem do końca 1941 roku, a następnie przeszedłem do Dywizji generała Maczka, gdzie dosłużyłem się stopnia podporucznika. Przeszedłem przeszkolenie skoczka i kolejowe, i w roku 1943 zostałem z samolotu zrzucony na teren Polski. Od 1944 roku byłem w organizacji »Armia Krajowa«, na stanowisku dowódcy oddziału partyzanckiego na Zamojszczyźnie, mając pseudonim »Zapora«. Następnie byłem w Inspektoracie Puławy i Lublin, na stanowisku dowódcy oddziału sabotażowego, już w stopniu porucznika. Przed lipcem 1944 roku, w czasie jednej akcji, zostałem ranny i zadanie, jakie miałem, nie zostało przeprowadzone. Niemcy jednak w tym czasie zostali wyparci za Wisłę. Na skutek odniesionej rany jakiś czas odpoczywałem. Do 1945 roku nie miałem łączności z organizacjami, ani też z oddziałami leśnymi. Dopiero, zdaje się, że z końcem 1944 roku, czy na początku 1945 roku, na polecenie dowódcy Okręgu nielegalnej organizacji, nawiązałem kontakt organizacyjny. Chodziło tu wprawdzie o uchronienie ludzi z »Armii Krajowej« przed aresztowaniem i wywożeniem do Rosji. Oświadczono mi, że należy zorganizować tych ludzi i prowadzić akcję samoobrony. Zaznaczam, że po wkroczeniu Armii Czerwonej byłem w kontakcie z »Nurtem«. W 1945 roku, na terenie powiatu lubelskiego, otrzymałem rozkaz, przez Inspektora Puławskiego, zdaje się, że w miesiącu lutym 1945 roku, aby rozbroić posterunek Milicji Obywatelskiej w miejscowości Chodel. Zorganizowałem grupę ludzi, członków Armii Krajowej, którzy się ukrywali, i utworzyłem oddział, w liczbie około 25 ludzi. Posterunek Milicji Obywatelskiej rozbroiliśmy, zabierając broń i jednego milicjanta. Oddział mój uzbroił się we własnym zakresie. Po wymienionej akcji udaliśmy się na kwaterę, na drugi zaś dzień zaatakował nas oddział Wojska Polskiego i wywiązała się obustronna strzelanina, skutkiem czego zginęło około siedmiu żołnierzy. Z naszej zaś strony zdaje się, że zginęło dwóch ludzi. Milicjant, którego zabraliśmy ze sobą z Chodla, został, w czasie tej akcji z wojskiem, zabity, ale kto go zastrzelił, tego nie wiem. Wiem tylko, że miał go pilnować ps. »Roman«, i nie wiem również czy on go zastrzelił. W czasie tej akcji z wojskiem ja zostałem ranny w nogę. Napad na posterunek był zrobiony za to, że milicjanci zastrzelili nam jednego członka Armii Krajowej, a do innych strzelali. Ja, na skutek otrzymanej rany, leczyłem się przez okres trzech miesięcy. Po okresie trzech miesięcy przystąpiłem ponownie do pracy w nielegalnej organizacji. W tym czasie na oddziały nasze przeprowadzano duże akcje i dowództwo nasze uważało, abym z terenu lubelskiego usunął się na tereny lasów zamojskich. W kwietniu 1945 roku, wraz z oddziałem liczącym około 45 ludzi, udałem się do lasów zamojskich. »Rek« i »Jur« byli u mnie w oddziale drużynowymi. W tym mniej więcej czasie zatrzymałem się z oddziałem w powiecie Kraśnik. Jadący w tym czasie bryczką milicjanci zauważyli nasz posterunek. Zeskoczyli z bryczki, ostrzeliwując nas. Między moimi ludźmi a Milicją wywiązała się ostra strzelanina, skutkiem czego zostało zabitych dwóch milicjantów. Następnie od jednego złapanego milicjanta dowiedziałem się, że w areszcie posterunku znajduje się kilku ludzi. Udałem się z oddziałem na posterunek i wypuściłem zatrzymanych. Wyjaśniam, że na posterunku Milicji w tym czasie nie było. Złapanych w tej akcji milicjantów tylko rozbroiliśmy i następnie puściliśmy”. Godzina 16:00. Przewodniczący zarządza przerwę w rozprawie do dnia 5 listopada 1948 roku, godzina 10:00. Dnia 5 listopada 1948 roku, godzina 10:00. Dalszy ciąg rozprawy. Obecni, jak poprzednio, oprócz ławników, plutonowego Łobiady Kazimierza i kaprala Matusiewicza, w miejsce których wstąpili kapral Kantecki Józef i kapral Wasilewski Ryszard. Rozprawę prowadzi się od początku. Oskarżeni podają dane osobowe, jak w protokole, poprzednio, strony 1 i 2. Przewodniczący ogłasza skład Sądu. Oskarżeni, zapytani czy odczytano im akt oskarżenia, oświadczają, że akt oskarżenia został im odczytany dnia 27 października 1948 roku. Przewodniczący poucza oskarżonych o prawie wyłączenia członków Sądu, oskarżyciela i protokólanta, oraz o prawie zgłaszania nowych dowodów. Oskarżeni oświadczają, że zarzutów, co do tych osób, nie mają. Obrońcy podtrzymują swoje poprzednie wnioski dowodowe (strona 2). Co do jawności postępowania, Sąd postanowił, w myśl artykułu 209 § 1 Kodeksu Wojskowego Postępowania Karnego, wykluczyć jawność całej rozprawy, albowiem mogłyby się ujawnić okoliczności, których zachowanie w tajemnicy jest niezbędne dla Bezpieczeństwa Państwa lub dobra służby. Odczytano akt oskarżenia w całości. Oskarżeni oświadczają, że treść aktu oskarżenia zrozumieli i podtrzymują swoje początkowe wyjaśnienia, co do przyznania do zarzucanych im czynów, oraz bronią się, jak poprzednio (protokół rozprawy, strony od 2 do 11, który przewodniczący odczytał). Oskarżony Nowicki wyjaśnia: „Jeżeli chodzi o ujawnienie broni, to ja dokładałem wszelkich starań, aby broń wszystka, którą oddziały leśne posiadały, została zdana władzom Urzędu Bezpieczeństwa. Jednak ze strony ludzi były pewne przeszkody. Nawet do tego stopnia, że zabierali broń tym członkom, którzy szli się ujawnić. W związku z naszą propozycją, odnośnie zwolnienia czterech naszych ludzi z więzienia, major »Zapora« nadmienił, że dołoży wszelkich starań, by broń, która była w posiadaniu członków organizacji, zdana była władzom Urzędu Bezpieczeństwa. Co do meldunków z działalności oddziałów w Zamojszczyźnie i przeprowadzanych tam akcji, meldunki takie przychodziły do mnie z pewnym opóźnieniem, ponieważ stałej mojej siedziby nie było, tylko umawiałem się z dowódcami, co jakiś czas, na spotkanie, i na tych spotkaniach meldunki zostawały mi przekazywane”. Na pytanie przewodniczącego, oskarżony Nowicki wyjaśnia: „Jeżeli chodzi o akcję na miejscowość Moniaki, to była przeprowadzona dlatego, że ludność tamtejsza występowała czynnie przeciwko naszej organizacji. Oddziały nasze wkroczyły do wsi Moniaki. Wywiązała się strzelanina, skutkiem czego został zabity jeden człowiek. Od strzałów z broni maszynowej zostało zapalonych kilka budynków, a ponadto oddział nasz, jak mi jest wiadome, po opanowaniu wsi, uprowadził pewną ilość inwentarza, w celu zaopatrzenia oddziału”. Na pytanie obrońcy, adwokat Stillerowej, oskarżony Nowicki wyjaśnił: „»Wolność i Niezawisłość« grupowała ludzi o nastawieniu antymarksistowskim. Jeżeli chodzi o likwidowanie konfidentów Urzędu Bezpieczeństwa, to placówki terenowe najpierw ich wytypowały, przesyłając wytyczne, co do ich szkodliwej działalności dla organizacji. Następnie już oddział załatwiał te sprawy według uznania tzn. czy zlikwidować dane osoby, czy też wymierzyć im inną karę. Sprawy takie należały do kompetencji najstarszego dowódcy oddziału na danym terenie, na którym wypadek taki zaistniał”. Adwokat Stillerowa wnosi o dopuszczenie dowodu zeznań świadka, kapitana „Wisły”, na okoliczność, że nie było żadnego znęcania się na ludności, w czasie akcji, we wrześniu 1946 roku, pod Bełżycami, tj. w stosunku do 14 oficerów i żołnierzy Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Prokurator oponuje, z uwagi na to, iż sprawa ta została wyjaśniona komisyjnie, a dowody znajdują się w aktach sprawy. Sąd postanowił: odmówić wnioskowi obrońcy, ponieważ w tej sprawie miarodajnym jest protokół oględzin lekarskich, karty 245–251, zaś zeznania świadka, kapitana „Wisły”, jako zainteresowanego, mają znaczenie drugorzędne. Na pytanie obrońcy, adwokata Szymaszka, oskarżony wyjaśnia, iż Łukasik nie ujawnił się w czasie amnestii, ponieważ nie mógł się ujawnić, z obawy zemsty przez ludność z terenu, na którym działał, a ponadto był związany pracą nielegalną ze swoimi ludźmi z oddziału. Dalej wyjaśnia oskarżony Dekutowski: „Przypominam sobie, że jakaś grupa jeździła do Grabowin, nad Sanem, w maju 1945 roku, skąd przywiozła beczkę spirytusu. Ile było tego spirytusu i jaka to grupa dokonała tego napadu, nie przypominam sobie. Natomiast wiem, że spirytus został sprzedany, a pieniądze zostały zużyte na potrzeby oddziału. W tym samym czasie jedna z grup naszych rozbroiła na drodze trzech milicjantów, w okolicy Bojanowa. Następnie ja, z częścią oddziału, udałem się na posterunek do Bojanowa, skąd zabraliśmy broń i zniszczone zostały akta urzędowe. Następnie, w dalszej drodze, w okolicy Nysy, zostaliśmy zaskoczeni przez jadące wojsko, samochodami, którzy wieźli siano. My jechaliśmy furmankami. Żołnierze otworzyli pierwsi do nas ogień, skutkiem czego wywiązała się strzelanina, i zostało zabitych dwóch żołnierzy Wojska Polskiego. Wojsku zabraliśmy samochody i broń, i samochodami tymi udaliśmy się w Lubelskie. W końcu maja 1946 roku zatrzymaliśmy się koło Bełżyc. Bezpośrednio z Komendy Okręgu otrzymałem rozkaz, aby rozbroić kilka posterunków Milicji Obywatelskiej. Do rozkazu tego podporządkowałem się i jako pierwszy został rozbrojony posterunek Milicji Obywatelskiej w Bełżycach, gdzie, po rozbrojeniu posterunku, zlikwidowano jednego milicjanta. Ja bezpośredniego udziału w tej akcji nie brałem, tylko wydałem rozkaz »Misiowi«. Ponadto na posterunku znajdowało się dwóch żołnierzy Wojska Polskiego, którzy zostali uprowadzeni przez oddział i po przesłuchaniu zwolnieni. Zaznaczam, że w tym czasie miałem tę grupę, którą dowodziłem w czasie okupacji. Podlegały mi oddziały z dwóch Inspektoratów, a przede wszystkim oddział »Opala«, porucznika »Grota«, kapitana »Juranda«, a później został podporządkowany kapitan »Ryś« ze swoim oddziałem. »Ryś« został podporządkowany w połowie czerwca 1945 roku. W tym czasie teren mojej działalności zostaje ograniczony do Obwodu Lublin. Okres taki trwał do maja 1946 roku i w tym czasie powierzono mi dowództwo nad całością oddziałów w Inspektoracie Lubelskim. W porozumieniu z Inspektorem Zamojskim i za zgodą Okręgu, część swoich oddziałów przerzuciłem na teren Zamojszczyzny. Był to okres po referendum. »Jadzinek«, wraz ze swoim oddziałem, przeszedł na teren zamojski. Mnie pozostały oddziały w powiecie lubartowskim, w Obwodzie Lubelskim – oddział Łukasika, pseudonim »Ryś«, i oddział »Renka«. Nawiązałem również kontakt z dziką grupą »Szatana«, która działała w okolicy północnej od szosy Lublin–Puławy, wyrządzając duże szkody ludności, tym samym psując opinię naszym oddziałom. Rozkaz otrzymałem z »góry«, aby grupę tę zlikwidować, albo przejąć, i przydzielić ludzi do naszych oddziałów. Grupę tę przejąłem i włączyłem w skład naszych oddziałów. Dowództwo tej grupy powierzyłem oskarżonemu Tudrujowi. Ponadto było jeszcze w terenie kilka grup luźnych, których jednak nie zdołałem ująć. Z rozbitej przez wojsko półterenowej grupy zgłosiło się pięciu czy sześciu żołnierzy, których włączyłem do naszych oddziałów. Następnie, pewna ilość oddziałów, grupy »Uskoka«, »Jadzinka« i »Renka«, miała przejść na Zamojszczyznę. »Jadzinek« podlegał mi pośrednio, przez Inspektorat Zamojski. Grupa »Misia« to była grupa »Renka«, która działała na terenie powiatu Tkaczyn. »Bohun« nie miał grupy, tylko był w oddziale »Renka«. »Samotny« był dowódcą plutonu oddziału »Jadzinka«. Muszę zaznaczyć, że »Bohun«, mimo że nie miał własnego oddziału, przeprowadzał pewne akcje i ludzi do przeprowadzania akcji otrzymywał z oddziału »Jadzinka«. Z oddziału »Renka« była wydzielona pewna sekcja, którą dowodził Groński. Miała ona zadania specjalne, tj. pilnowania porządku w terenie. Grupa ta otrzymała instrukcję ode mnie bądź też od kapitana »Wisły«. Operowała na terenie czterech mil, w powiatach Kraśnik i Lublin. Łukasik ps. kapitan »Ryś« wyznaczył jednego ze swoich oficerów na dowódcę grupy »Szatana«. Oficerem tym był oskarżony Tudruj, jednak »Ryś« miał opiekę nad tą grupą. Po Tudruju dowództwo tej grupy objął ktoś inny. Samego »Szatana« powierzyłem kapitanowi »Rysiowi«. Nie jest mi wiadome, czy »Szatan« dowodził jakąś grupą w oddziale »Rysia«. Bandy »Jordana« ani »Brzozy« nie znałem i nic o ich działalności nie wiem. Ja w tym czasie własnego oddziału nie miałem. Podlegali mi bezpośrednio »Ryś« i »Renek«. Miałem tylko swoją ochronę składającą się z czterech ludzi. Chcę następnie dodać, że na moim terenie znajdujące się oddziały były mi podporządkowane w ogóle. W czasie przeprowadzania akcji były także wypadki, że ja obejmowałem dowództwo nad oddziałem i sam kierowałem. W większej części akcjami kierowali dowódcy swoich własnych oddziałów. »Uskok« miał bezpośredni kontakt z Inspektorem. Ponieważ »Uskok« nie mógł uchwycić dobrze swoich grup w terenie, ja, w tym celu, przekazałem mu instrukcje. Rozkazy otrzymywałem z Okręgu, przez Inspektorat, lub bezpośrednio od Inspektoratu. Rozkazy większej wagi przychodziły z Okręgu. Likwidacje posterunków przeprowadzane były na rozkaz Okręgu. Ja natomiast miałem wolną rękę w kierunku »samoobrony«. Rozbrajanie posterunków z punktu wojskowego było akcją zaczepną, zaś z punktu naszego widzenia były to akcje »samoobrony«, ponieważ posterunki działały przeciwko nam. O przeprowadzanych akcjach na posterunki Milicji Obywatelskiej wysyłałem meldunki do Inspektoratu, z pewnym uzasadnieniem, dlaczego zostały one zlikwidowane. Grupy, które podlegały mi w tym czasie, liczyły około 300 osób. Nieraz mniej, nieraz więcej. Zależne to było od potrzeby. W okresie końcowym grupy te liczyły około 150 ludzi. Uzbrojenie grup było bardzo dobre i dostosowane do walk terenowych. Przeważnie grupy posiadały broń maszynową, jak ręczne karabiny maszynowe i automaty. Broń ta pochodziła od rozbrojonych żołnierzy Wojska Polskiego, milicjantów i funkcjonariuszy Urzędu Bezpieczeństwa. Jeżeli chodzi o amunicję, to też jej było pod dostatkiem. Broni ciężkiej, jak działa, moździerze, grupy nasze nie miały. Jako łączność między oddziałami używaliśmy gońców. Oddział »Jadzinka«, jak mi wiadomo, miał radiostację, ale czy korzystał z niej, nie wiem. »Ordon« był jednym z dowódców grupy na terenie lubartowskim. Z końcem maja 1945 roku, wraz z grupą »Jadzinka«, dokonałem napadu na posterunek Milicji Obywatelskiej w Wojciechowie, i na spółdzielnię. Bezpośrednio tą akcją dowodził »Jurand«. »Lot« utrzymywał łączność między Okręgiem, a powiatem janowskim. Ja, przez niego, otrzymywałem pewne rozkazy z Okręgu. W czasie napadu na posterunek Milicji Obywatelskiej w Kazimierzu, wywiązała się walka z milicją, gdzie zginęło dwóch milicjantów. Następnie zostaliśmy zaatakowani przez oddział Wojska Polskiego, z którym również przyjęliśmy walkę, w wyniku czego zginęło sześciu czy siedmiu żołnierzy. Następnie brałem udział w napadzie na posterunek Milicji Obywatelskiej w Bychawie. Między innymi podporządkowałem sobie grupę Narodowych Sił Zbrojnych pod dowództwem »Jerzego«. Po rozbrojeniu posterunku obrabowaliśmy spółdzielnię, zabierając cukier, papierosy i żywność. Na akcję tę pojechaliśmy samochodami zdobytymi jeszcze w akcji nad Wisłą. Następnie po tym oddział nasz maszerował w kierunku na Hutę Turobińską. Wieczorem zatrzymaliśmy się w jednej z wiosek, chcąc zabezpieczyć oddział w żywność i w zmianę bielizny. W czasie naszej bytności w wiosce, w pewnym momencie ktoś z ormowców wystrzelił, na co żołnierze nasi odpowiedzieli również strzałami. Skutkiem strzelaniny spłonęła jedna chałupa. Z miejscowości tej został uprowadzony inwentarz, dokładnie sobie zresztą nie przypominam. Od czerwca 1946 roku ja wydawałem rozkazy, polecenia i instrukcje oskarżonemu Łukasikowi ps. »Ryś«. Zaznaczam, że do grupy kapitana »Rysia« nie miałem nigdy najmniejszych zastrzeżeń. Będąc na terenie powiatu janowskiego, dowiedziałem się, że w Janowie znajdują się samochody wojskowe. Wysłałem tam swoich ludzi, którzy bez walki zabrali te samochody, przyprowadzając je następnie do oddziału. Samochody te były wojskowe, na których znajdowali się sami kierowcy. Następnie przeprowadziliśmy akcję na posterunek Milicji Obywatelskiej w Urzędowie, skąd zabrano mundury i broń. Akta normalnie zostały zniszczone. W tym samym czasie rozbroiliśmy posterunek Milicji Obywatelskiej w Józefowie. Po rozbrojeniu posterunku, w pobliżu miejscowości Kluczkowice, na szosie, spotkaliśmy się z oddziałem radzieckim, przejeżdżającym samochodami. Żołnierze nasi otworzyli ogień i następnie wywiązała się obustronna walka, w wyniku czego zginęło czterech czy pięciu żołnierzy radzieckich. Zabraliśmy wtedy 2 ciężkie karabiny maszynowe, jednak terenu nie opanowaliśmy, ponieważ dalej znajdował się większy oddział wojska radzieckiego. Z oddziału naszego został tylko jeden żołnierz ranny. Następnego dnia opuściliśmy ten teren. Grupę swoją podzieliłem na dwa mniejsze oddziały, ze względu na bezpieczeństwo terenowe. W czasie amnestii w 1945 roku nie ujawniłem się, tylko z bronią krótką poszedłem w Kieleckie, gdyż w Lubelskim nie mogłem przebywać, będąc dobrze znanym. Przed opuszczeniem terenu wydałem rozkaz swoim ludziom zabrania pieniędzy z kasy młyna państwowego, gdzie zabrano około 10000 złotych, i z pobliskiego posterunku Milicji Obywatelskiej zabrano jakąś broń. W związku z powstaniem Rządu Jedności Narodowej nie miałem możności wyjścia z konspiracji, ponieważ pozostały mi tylko dwie drogi, albo do więzienia, albo do podziemia. Chciałem się w ogóle usunąć z kraju i z kolegami próbowaliśmy przejść granicę, koło Jeleniej Góry. Na miejsce udaliśmy się z bronią krótką. Przejście przez granicę było niemożliwe i po pewnym czasie znów wróciłem na teren Lubelszczyzny. W grudniu 1945 roku zezwoliłem jednemu z moich ludzi dokonania napadu na młyn w Bełżycach, gdzie została zabrana mąka, dla celów gospodarczych oddziału. Napadu tego dokonała grupa »Renka«. W tym czasie utrzymywałem kontakt z Inspektorem Lubelskim »Wolności i Niezawisłości«, ps. »Jung«, będąc na stanowisku Komendanta Obwodu Lublin. W styczniu 1946 roku został przeprowadzony napad na posterunek Milicji Obywatelskiej w Bychawie. Do rozbrojenia posterunku użyłem około 30 ludzi. Posterunek został rozbrojony i zostały zniszczone akta urzędowe. W tym samym okresie został rozbrojony posterunek Milicji Obywatelskiej w Wysokich, gdzie został zabity jeden milicjant. W lutym 1946 roku również dokonaliśmy napadu na posterunek Milicji Obywatelskiej w Krzczonowie, gdzie zabrano broń, pobito dwóch milicjantów i zniszczono akta urzędowe. Co do pobitych milicjantów, to był wniosek zlikwidowania ich. Ja jednak poleciłem wymierzyć im karę chłosty. W międzyczasie wydałem rozkaz zabrania, ze spółdzielni w Krzczonowie, żywności i paczek U.N.R.R.–owskich. Rozkaz został wykonany. Zabrano żywność i trzy duże paczki U.N.R.R.A.. Nie pamiętam, aby w tym czasie nastąpił podział grupy na trzy oddziały. W marcu 1946 roku udałem się na teren Inspektoratu Zamojskiego, chcąc spotkać się z Inspektorem. »Miś« miał zastępować wówczas »Renka« i dokonał napadu na Wolę Gałęzowską, likwidując tam czterech ludzi, jak dwóch działaczy politycznych, jednego agenta Urzędu Bezpieczeństwa i jednego milicjanta. O napadzie tym »Miś« mi zameldował, oświadczając, że otrzymał taki rozkaz od Komendanta Rejonu. Ja zgodziłem się na likwidację tych ludzi, a następnie o wyniku złożyłem meldunek w Inspektoracie. »Miś« ponadto zameldował mi, że będąc na kwaterze w Woli Gałęzowskiej został ostrzelany z jakiegoś domu, wydając następnie rozkaz dania ognia w kierunku domu, skąd posypały się strzały. W wyniku tej akcji zginął gospodarz domu i jeszcze jacyś osobnicy. Z nazwisk przypominam sobie nazwisko Gądzała. Innych nie pamiętam. W kwietniu 1946 roku, we wsi Borów, oddział »Renka« schwytał dwóch funkcjonariuszy Urzędu Bezpieczeństwa, których następnie zastrzelono. Wśród tych funkcjonariuszy była jedna kobieta i jeden mężczyzna. Zaznaczam, że »Renek« miał ode mnie takie polecenie, że w nagłych wypadkach, nie mogąc się porozumieć ze mną, mógł decydować sam i o wynikach miał mi składać meldunki. W tym samym miesiącu, z uwagi na natężenie wypadków rabunkowych, Komenda zwróciła mi uwagę i poleciła odstraszanie takich band, przez likwidowanie napastników, dla celów propagandy. Rozkaz taki otrzymałem od Komendy Obwodu. Z mojego polecenia, ps. »Żbik«, oskarżony Groński, przeprowadził taką akcję, zostawiając przy zabitych kartkę, ale treści sobie nie przypominam. Miało tam być zabitych troje osób, między innymi jacyś Ostrowscy. Zabójstwa tego dokonano we wsi Wały, powiat Kraśnik, w czerwcu 1946 roku”. Wobec sprzeczności wyjaśnień oskarżonego złożonych w śledztwie i na rozprawie, Sąd, po myśli artykułu 222 § 2, odczytał protokół przesłuchania oskarżonego w śledztwie, karty 44–45. Odnośnie polecenia zabójstwa tych osób, oskarżony podaje: „Protokół ten jest zgodny z prawdą. Rozkazy takie wydawałem, w myśl otrzymanych instrukcji z Komendy Obwodu”. Dalej wyjaśnia oskarżony: „W maju 1946 roku, »Renek«, ze swoją grupą, udał się na akcję do Niedrzwicy i w drodze zetknął się z jakimś oddziałem Wojska Polskiego. Wywiązała się strzelanina, skutkiem czego został zabity jeden oficer, do którego strzelał ps. »Motor«, członek oddziału »Renka«. Dokładnie tego wyjaśnić nie mogę, ponieważ ja tam nie byłem, tylko otrzymałem w tej materii krótki meldunek. Zaznaczam, że ze swoimi oddziałami przeprowadzałem dość częste odprawy. Rozkaz podporządkowania sobie »Uskoka« otrzymałem w maju 1946 roku, a wykonałem go dopiero w czerwcu 1946 roku. »Uskok« działał na terenie powiatu lubartowskiego i miał takie same stanowisko jak ja. »Uskokowi« miałem dać pewne wytyczne odnośnie przeprowadzania akcji, ponieważ akcje przeprowadzane przez »Uskoka« były złe. »Uskoka« miałem zabrać na akcję oczyszczania terenu z band dzikich, którą miał przeprowadzić razem z »Rysiem«. Oskarżony Groński otrzymał ode mnie instrukcje, w celu przeprowadzenia akcji przeciwko złodziejom i sposób wykonania tej instrukcji. Akcja, jaką miał przeprowadzać Groński, miała odstraszyć napastników od rabunków. Osoby do likwidacji Groński miał wskazane. Oddział Grońskiego składał się z czterech czy pięciu ludzi. Oddziały miały, w myśl instrukcji, swoją numerację, w ten sposób, że rzymska cyfra Obwodu była łamana przez cyfrę arabską kompanii. Grupę Grońskiego chłopi nazywali żandarmerią i straszyli nią złodziei. »Renek« działał na swoim terenie, w myśl moich wskazówek i rozkazów. Co zaś się tyczy likwidowania funkcjonariuszy Urzędu Bezpieczeństwa i działaczy demokratycznych, rozkazu takiego »Renkowi« bezpośrednio nie dawałem. W czasie referendum ludowego wydałem zarządzenie swoim podwładnym do przeprowadzania akcji propagandowej, w myśl dostarczonego materiału i wskazówek, w ten sposób, że należy rozklejać plakaty o treści antyrządowej, dawać ulotki takiej treści ludności, by głosowali dwa razy »nie«, a raz »tak«. W czerwcu 1946 roku udałem się do lasów na południe od Sanu. Ze mną byli razem »Renek«, »Miś« i »Jadzinek«, wraz ze swoimi grupami. Na tamtejszym terenie oddziały przeprowadzały akcję dochodową. W czasie jednego napadu na majątek, grupa »Renka« zabrała bydło, uprowadzając do lasu, i za śladami grupy szedł jeden milicjant, który został zauważony przez oddział i następnie zastrzelony. Po tej akcji oddział »Renka« stoczył walkę z oddziałem Urzędu Bezpieczeństwa, w wyniku czego zostało zabitych około 2 funkcjonariuszy Urzędu Bezpieczeństwa, a z jego ludzi był tylko jeden ranny. O wyniku tej akcji otrzymałem od »Renka« meldunek, ponieważ ja w tym czasie nie byłem przy oddziale. Następnie znaleźliśmy się na terenie rzeszowskim, utrzymując łączność z tamtejszym Inspektoratem i podległymi mu bandami. W sierpniu 1946 roku, w miejscowości Mielec, grupa »Renka« zetknęła się z oddziałem Wojska Polskiego, w wyniku czego zostało zabitych kilku żołnierzy. Ja na tej akcji nie byłem, a o przebiegu akcji otrzymałem tylko krótki meldunek”. Wobec sprzeczności wyjaśnień oskarżonego, Sąd, po myśli artykułu 222 § 1 Kodeksu Wojskowego Postępowania Karnego, odczytał protokół przesłuchania oskarżonego w śledztwie, karta 48. Oskarżony twierdzi, że tam nie był, a w śledztwie niewłaściwie zaprotokółowano. Dalej wyjaśnia oskarżony: „Kwaterując na terenie powiatu rzeszowskiego, otrzymałem wiadomość, że w pobliżu znajduje się spółdzielnia, a nam wtedy były potrzebne naczynia i żywność. Więc wysłałem grupę »Renka«, która tam dokonała napadu rabunkowego, przywożąc następnie naczynia, żywność i pewną ilość butelek wina. Jeżeli chodzi o »Lisa«, to jest mi wiadome, że miał kontakty zarówno z Narodowymi Siłami Zbrojnymi, jak i »Wolnością i Niezawisłością«. »Lis« oświadczył mi, abym wraz z oddziałem udał się na stację kolejową w Dębicach i dokonał napadu na pociąg, ponieważ tam mają przewozić jakieś wartościowe materiały. Zgodziłem się na propozycję »Lisa« i udałem się wraz z grupą do wymienionej miejscowości, i na stacji weszliśmy do pociągu, w którym znajdowało się wojsko. Żołnierzom zabraliśmy broń i ubranie. »Lis«, spośród pasażerów pociągu, zabrał jednego człowieka, którego następnie zastrzelił. Akcją tą dowodziłem wtedy ja. We wrześniu 1946 roku wróciłem na teren lubelski. Po przybyciu na kwaterę zastałem uzbrojoną grupę »Samotnego«, który oświadczył mi, że kapitan »Wisła« planuje przeprowadzenie akcji na miejscowość Moniaki i na posterunek Milicji Obywatelskiej w Bełżycach. Na przeprowadzenie tych akcji, jak mi oświadczono koniecznych, wyraziłem zgodę i sam poprowadziłem akcję na miejscowość Moniaki. Ponieważ ludzie moi, po przebyciu dość dużej drogi, byli zmęczeni, poleciłem pozostać im na kwaterach, zabierając tylko »Żbika«, ze swoją grupą, i część ludzi z oddziału »Samotnego«. Na akcję na Moniaki wziąłem grupę składającą się z około 20 ludzi. Akcja na Moniaki miała być odciążeniem akcji na Bełżyce, którą przeprowadzał kapitan »Wisła«, wraz z grupami »Jadzinka« i »Rysia«. »Wisła« miał zlikwidować posterunek Milicji Obywatelskiej w Bełżycach, ponieważ załoga tego posterunku była wrogo ustosunkowana do naszych oddziałów. Na akcję tę zgrupowano większe siły, chcąc zademonstrować i pokazać Urzędowi Bezpieczeństwa, jaką posiadamy siłę. Oddział, który miał uderzyć na Bełżyce, był oddziałem doborowym, bardzo dobrze uzbrojonym. W drodze oddział kapitana »Wisły« spotkał się z grupą Urzędu Bezpieczeństwa, którzy zajęli stanowiska i wywiązała się strzelanina. Kapitan »Wisła« tak umiejętnie skierował ogień na oddział Urzędu Bezpieczeństwa, że zabici funkcjonariusze otrzymywali strzały w głowę. Również w tej akcji zostały użyte granaty o silnej detonacji. Nie przypuszczam, aby ludzie nasi mogli się następnie dopuszczać bestialskiego mordu na funkcjonariuszach Urzędu Bezpieczeństwa. Akcja na miejscowość Moniaki, którą ja dowodziłem, odbyła się w ten sposób, że część oddziału wkroczyła do wsi, ja natomiast, z częścią oddziału, zatrzymałem się przed wsią. We wsi Moniaki znajdowała się placówka Ochotniczej Rezerwy Milicji Obywatelskiej, w liczbie około 70 ludzi. Następnie oddział nasz zaatakował wieś z dwóch stron i wywiązała się walka. W wyniku strzałów zostało spalonych kilkanaście gospodarstw. Po zajęciu wsi zabraliśmy kilku ludzi z sobą. Dwóm z nich wymierzono karę chłosty, bijąc ich kijem i pasami. Zabraliśmy jeden ręczny karabin maszynowy. W akcji tej został zabity jeden człowiek i jeden został ranny. Po opuszczeniu wioski, w lesie, »Samotny« zameldował mi, że jego ludzie zabrali trzy czy cztery kożuchy. Zaznaczam, że ja nie dawałem polecenia ani rozkazu palenia wsi. Nie jest jednak wykluczone, że do wsi strzelano pociskami zapalającymi, od których mogły spłonąć zabudowania”. Wobec sprzeczności, odczytano protokół przesłuchania oskarżonego, karta 49. Odnośnie strzelania pociskami zapalającymi, oskarżony podaje, że protokół ten jest zgodny z prawdą. Dalej wyjaśnia oskarżony: „Jesienią 1946 roku jeździłem do Inspektoratu Zamojskiego, w sprawie przerzucenia części oddziału na powiat zamojski i podporządkowania ich tamtejszemu Inspektoratowi. O akcji w Bełżycach i w Moniakach złożyłem raport oskarżonemu Nowickiemu. W październiku 1946 roku udałem się do Inspektoratu Zamojskiego, za uprzednim omówieniem tej sprawy z Inspektorem Inspektoratu Zamojskiego. Być może, że w tym czasie otrzymałem rozkaz od Nowickiego zmniejszenia oddziałów, ze względu na trudne warunki ich bytowania w terenie. Sprawę tę omówiłem z Nowickim, że należy pewną część oddziału przenieść na teren bezpieczniejszy, tj. na teren zamojski. W tym czasie, na terenie Inspektoratu Lubelskiego, zostały wzmożone silne akcje ze strony Urzędu Bezpieczeństwa. Należało więc, aby uniknąć strat w ludziach, wycofać się na teren Inspektoratu Zamojskiego, co też zostało zrobione. Oddziały, które przeszły na teren Inspektoratu Zamojskiego, miały być podporządkowane tamtejszemu Inspektorowi, z tym, że meldunki należało przesyłać również oskarżonemu Nowickiemu. Na teren Zamojszczyzny przeszły oddziały: »Jadzinka«, »Samotnego« i »Misia«. »Kędziorek« i »Bohun« nie mieli własnych oddziałów, lecz mogli przeprowadzać również akcje. 26 października 1946 roku został dokonany napad na spółdzielnię w Klemensowie, gdzie zostało zrabowane kilka furmanek cukru, kilka pasów transmisyjnych, skórzanych, jak również zabrano broń wartownikom. Akcją tą dowodziłem ja sam. 7 listopada 1946 roku, »Jadzinek«, wraz ze swoim oddziałem, przeprowadził akcję na posterunek Milicji Obywatelskiej w Krasnobrodzie. Ja jednak udziału w tej akcji nie brałem, ponieważ prowadziłem, względnie ubiegałem się o, rozmowę z Inspektorem. Oddział w tym czasie zostawiłem pod opiekę »Jadzinkowi«, z tym, że miał utrzymywać kontakt z Inspektorem. Zastrzegłem sobie jednak, że odpowiedzialności za przeprowadzane w tym czasie akcje, przez »Jadzinka«, nie biorę, i to oświadczyłem w Inspektoracie Zamojskim. Na teren lubelski wróciłem dopiero około marca 1947 roku. »Jadzinek« i »Samotny«, ze swymi oddziałami, mieli się ujawnić, jednak sprawa ujawnienia miała być dopiero zatwierdzona przez Okręg. Jak została załatwiona, nie wiem. »Jadzinek«, o swojej działalności na terenie Zamojszczyzny, składał meldunki Inspektorowi, oskarżonemu Nowickiemu, za pośrednictwem moich kontaktów. Na terenie lubelskim w tym czasie został »Ryś«, »Renek« i »Żbik«. O napadach na posterunki Milicji Obywatelskiej w Krasnobrodzie i w Łaziskach otrzymałem meldunki, ponieważ udziału w tych akcjach nie brałem. W Krasnobrodzie, w czasie napadu na posterunek, został zabity funkcjonariusz Milicji Obywatelskiej, Chywiak Michał. Tego samego dnia rozbito posterunek Milicji Obywatelskiej w Potoku, i dokonano napadu na urząd pocztowy oraz na browar w Zwierzyńcu. W Łaziskach został rozbity posterunek Milicji Obywatelskiej i zostało zabitych trzech funkcjonariuszy Milicji Obywatelskiej, jak Kozyra Józef, Hawryluk Mieczysław i Gierson Michał. Miało to miejsce w listopadzie 1946 roku. Dalej, w grudniu rozbito posterunek Milicji Obywatelskiej w Łabuniach, gdzie zabrano broń i zniszczono akta urzędowe. Również w grudniu tegoż roku, »Bohun«, ze swoją grupą, obrabował spółdzielnię w Zwierzyńcu, zabierając 59000 złotych kierownikowi spółdzielni, obywatelowi Pancerze, a następnie zabrano różne towary, na sumę około 200000 złotych. W czasie napadu na posterunek Milicji Obywatelskiej w Zwierzyńcu zostało zabitych pięciu osobników – funkcjonariuszy Milicji Obywatelskiej i Ochotniczej Rezerwy Milicji Obywatelskiej. Następnie, w grudniu, został dokonany napad na tartak w Zwierzyńcu, gdzie zrabowano z kasy około 40000 złotych. Zdaje się, że w styczniu 1947 roku, daty dokładnie nie mogę określić, »Jadzinek«, wraz ze swoją grupą, zetknął się z jednostką Wojska Polskiego i wszczął z nimi walkę. W wyniku tej walki zostało zabitych 15 żołnierzy Wojska Polskiego, jak również jeden oficer. O powyższych napadach przysłano mi meldunki, ale już po ich dokonaniu. Zaznaczam, że w czasie akcji ujawnienia nie zabierałem broni ludziom, a tylko sami ludzie, przy ujawnieniu, broń sobie wymieniali. Nie dawałem żadnego rozkazu do melinowania broni. Również w tym okresie żadnych rozkazów odnośnie akcji dochodowych nie wydawałem. Natomiast wydałem rozkaz, przed wyjściem ustawy amnestyjnej, aby nie przeprowadzać żadnych akcji. Rozkaz ten wydany był przeze mnie z polecenia Urzędu Bezpieczeństwa i wydałem taki rozkaz »Renkowi«, »Uskokowi« i oskarżonemu Łukasikowi, natomiast Grońskiemu rozkazu takiego nie dałem. Rozkaz był zakazujący przeprowadzania jakichkolwiek akcji. Okres przygotowania naszego do ujawnienia się trwał dość długo. Na skutek tego i na skutek tego, że w terenie były liczne oddziały Urzędu Bezpieczeństwa i Wojska Polskiego, członkowie naszych oddziałów byli poddenerwowani i oświadczali, że stanu takiego nie rozumieją. Akcje przeprowadzali na własną rękę i akcje takie były przeprowadzane bez mojej zgody w mniejszych rozmiarach. Nadmieniam, że rozkazu o odwołaniu zaprzestania działalności nie dawałem oskarżonemu Grońskiemu. W tym też czasie »Renek« oświadczył mi, że jego grupa przeprowadziła jedną akcję dochodową, ponieważ ludzie jego nie mieli już co jeść. Dowiedziałem się, że oddział »Renka« dokonał zabójstwa dwóch funkcjonariuszy, ale »Renek« o tym nie wiedział. Były jeszcze pewne wypadki, że oddziały przeprowadzały pewne akcje, ale o wynikach żadnych meldunków nie otrzymywaliśmy. Mogłem się tylko dowiedzieć bądź od ludzi, bądź też z prasy. Pamiętam, że »Żbikowi« mówiłem, aby sobie przygotował pieniądze na dokument. Pieniądze miał mieć »Renek«, ze sprzedaży pasów transmisyjnych. W okresie amnestyjnym nie ujawniłem się, dlatego ponieważ część moich ludzi nie chciała się ujawnić. Jak sobie przypominam, w maju 1946 roku z Nowickim widziałem się raz czy dwa razy. Terminu sobie nie przypominam, natomiast przypominam sobie, że omawialiśmy schemat meldunków, które miały być przesyłane do Inspektoratu na umówione miejsce. Po tej rozmowie przesłałem odpowiednie wytyczne, odnośnie przekazywania meldunków, podając im schematy”. Wobec sprzeczności, odczytano protokół przesłuchania oskarżonego w śledztwie, w myśl artykułu 222 § 1 Kodeksu Wojskowego Postępowania Karnego, karty 53, 54. Oskarżony podaje: „Tak, wyjaśnienia takie składałem i są one zgodne”. Dalej wyjaśnia oskarżony: „Sprawozdania, jakie składałem oskarżonemu Nowickiemu, obejmowały działalność wszystkich mu podległych grup, na terenie podległego mu Inspektoratu. W początkach lutego 1947 roku, tj. przed amnestią, miałem spotkanie z pułkownikiem Hańskim, z kapelanem Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego, i jeszcze z dwoma oficerami Urzędu Bezpieczeństwa, gdzie wyżej wymienieni przestawiali mi sprawę amnestii. Na ujawnienie oddziałów zgodziłem się, zastrzegając sobie, iż muszę w tej sprawie porozumieć się z Inspektorem. Tymczasem dostałem rozkaz pisemny od szefa sztabu Okręgu, aby nie ujawniać się. Komenda Główna ujawniła się w marcu. Mimo zakazu ujawnienia się, polecałem moim ludziom, by ujawniali się, a to dlatego, że nie miałem możności ludzi tych utrzymać. Zaznaczam, że nie rozumiałem w ogóle machinacji »góry« organizacji. W marcu 1947 roku otrzymałem rozkaz ujawnienia jednostkowego. Niektórzy ludzie z organizacji nie chcieli się ujawnić, wobec tego i ja postanowiłem nie ujawnić się, podejmując decyzję wyjazdu, z kilkoma ludźmi, zagranicę, ponieważ uważałem, że nie będę mógł nakłonić ludzi do ujawnienia, w tak krótkim czasie, jaki miałem zapodany, a niewykonanie polecenia, wobec zobowiązania się przed władzami Urzędu Bezpieczeństwa, mogłoby pociągnąć za sobą bardzo nieprzyjemne skutki. Ostatnia koncepcja moja była wyjechać zagranicę. »Uskok« i inni zostali nadal w terenie, nie chcąc się ujawnić. Ja, jako ich dawny dowódca, uważałem, że też nie powinienem się ujawnić. Jednak, ze względu na bezpieczeństwo osobiste, chciałem wyjechać z kraju”. O godzinie 17:00 przewodniczący zarządza przerwę w rozprawie do dnia 6 listopada 1948 roku, godzina 10:00. Dnia 6 listopada 1948 roku, godzina 10:00. Dalszy ciąg rozprawy. Obecni ci sami. Dalej wyjaśnia oskarżony Dekutowski: „Myśl przejścia granicy powstała u mnie w końcu sierpnia 1947 roku. W tym czasie oficjalnie żadnego stanowiska w konspiracji nie zajmowałem. Przerwa w działalności mojej w nielegalnej organizacji powstała z początkiem amnestii. Dowiedziałem się od Inspektora Nowickiego, że on się ujawnił i że sprawa postawiona jest przez Okręg w ten sposób, że kto chce może się ujawnić. »Jadzinek«, w okresie amnestii, ujawnił się, i jego grupa w zasadzie też się ujawniła. »Uskok« natomiast stał na stanowisku, że może się ujawnić. Sam wprawdzie czekał na rozkaz do ujawnienia. W końcu nie ujawnił się. Pozostał w terenie. Grupa Łukasika została rozwiązana i część ludzi ujawniła się. Sam jednak Łukasik nie ujawnił się. »Renek« nie ujawnił się, pozostając nadal z grupą w terenie. Mnie osobiście chodziło o to, aby po ujawnieniu w terenie był spokój i żeby ludzie ujawnieni mieli pewność bytowania. Jest mi wiadome, że »Renek«, mimo że pozostał ze swoją grupą w terenie, zaprzestał działania. Zaznaczam, że władze organizacyjne polecały mi, w czerwcu 1947 roku, ujawnić się osobiście. Oświadczyli mi, że dadzą mi pewną sumę pieniędzy, to jest około pół miliona złotych, i żebym się usunął z terenu i ujawnił się na innym terenie. Ta propozycja nie odpowiadała mi, ponieważ byłem związany ze swoimi ludźmi trudem i walką. Byłem przecież ich dowódcą, więc nie chciałem umyć rąk i pozostawić tych ludzi, jako grupy bandyckiej, w terenie, bez dowództwa. Miałem następnie drugą propozycję ujawnienia się w swoim terenie, gdzie ludzie mieli mieć również umożliwienie ujawnienia się. Widząc takie rozgrywki, nie dałem polecenia i rozkazu do ujawnienia się i sam pozostałem dalej nieujawniony, otaczając się małą grupką ludzi, składającą się zaledwie z kilku, dla własnej ochrony, ponieważ prowadziłem rozmowy i zastanawiałem się nad akcją. Było to gdzieś w początkach lipca 1947 roku. W tym też czasie przygotowywałem się do wyjazdu zagranicę, wyrabiając sobie lewy dokument na nazwisko Piątek Mieczysław. W okresie tym wypadki w terenie zdarzają się, ale bardzo rzadkie. Robili to ludzie z grupy »Uskoka« i luźni ludzie, którzy zostali w terenie nieujawnieni, nie mając innego wyjścia. Nie chcąc brać odpowiedzialności za wypadki, jakie miały miejsce w tym okresie w terenie, postanowiłem opuścić teren i wyjechać zagranicę. Zaznaczam, że w międzyczasie, tj. w lipcu 1947 roku, stykałem się z oskarżonym Nowickim ps. »Stefan«, prosząc go o pomoc w realizowaniu swoich planów. »Stefan« oświadczył mi, że ma kontakt z byłym Inspektorem, Abraszewskim, na terenie Lublina. Jak mi oświadczył »Stefan«, Abraszewski był również tego zdania, co i ja, przyznając mi całkowitą rację, ale w wypadku amnestii postępuję może niewłaściwie. Spotkanie z Abraszewskim miałem w Wólce Łukowskiej, gdzie był również i »Stefan«. W rozmowie przedstawiłem im swoją koncepcję usunięcia się z terenu i Abraszewski oświadczył mi na to, że udzieli mi pewnej pomocy, w ten sposób, że jeżeli godzę się na wyjazd zagranicę, dostarczy mi dokumenty, lewe, i pewną ilość pieniędzy, prosząc mnie jednak, bym o tym nie rozgłaszał. Wówczas poleciłem im broń, zostawiając sobie jedynie broń krótką, którą miałem mieć na wypadek własnej obrony. Zaznaczam, że stanowisko »góry« organizacji nie było wojskowe i uważałem ujawnienie się bez ludzi za nielojalne. Oskarżony Nowicki był również bezradny i nie zajął żadnego zdecydowanego stanowiska, co do ujawnienia ludzi, a tylko podporządkował się rozkazom Okręgu. Nowicki był również zdecydowany na wyjazd zagranicę. 10 września dał kilka lewych dokumentów dla oskarżonych, na wyjazd zagranicę, i oświadczył, że naszym zadaniem jest usunąć się z terenu, i usunąć najbliżej związanych z nami ludzi, tj. oskarżonych. Jedynie w ten sposób możemy zakończyć swoją działalność w nielegalnej »Wolności i Niezawisłości«. Wyjazd nasz zagranicę uważaliśmy jako nielegalny. Po rozmowie z Nowickim, i po otrzymaniu dokumentów, mieliśmy indywidualnie wyjechać na Śląsk, na umówiony kontakt w Nysie. Co do naszej broni, to oświadczyłem kolegom, że broń należy zdać »Borucie«. Ja »Borucie« dałem kontakt do grup »Uskoka« i »Renka«, aby przeprowadził z nimi czynności likwidacyjne oddziału”. Wobec sprzeczności, po myśli artykułu 222 § 2 Kodeksu Wojskowego Postępowania Karnego, Sąd odczytał protokół przesłuchania oskarżonego w śledztwie, karta 31. Oskarżony podaje: „Protokół ten jest częściowo niezgodny z prawdą i tłumaczę to tym, że prowadzący śledztwo napisał inaczej niż ja zeznawałem. Wprawdzie »Boruta« wspominał mi, że jest jakaś organizacja, ale mówił to w tym sensie, aby sobie tych ludzi zjednać, ponieważ oni byli wrogo nastawieni do obecnej rzeczywistości”. Na pytanie prokuratora, oskarżony wyjaśnia: „Planów pracy zagranicą nie miałem. Dla mnie to było obojętne, co będę tam robił. Chodziło mi tylko o usunięcie się z kraju”. Na pytanie przewodniczącego, oskarżony wyjaśnia: „We wrześniu 1947 roku przekazałem »Borucie« 50000 złotych na koszta związane z naszym wyjazdem zagranicę. Pieniądze te pochodziły od pułkownika »Drugaka«”. Na pytanie prokuratora, oskarżony wyjaśnia: „Oddziały wojskowe nielegalnej organizacji »Wolność i Niezawisłość« to były atuty do utrzymania stanowiska naszej organizacji”. Na następne pytanie prokuratora, oskarżony wyjaśnia: „Raporty z terenu przychodziły miesięcznie. Ja powinienem się zapoznawać z ich treścią, jednak z braku czasu nie wszystkie byłem w stanie przeglądnąć. W raportach były umieszczane meldunki, odnośnie działalności oddziału na danym terenie, i o jego dalszych zamierzeniach. Podawane były nastawienia społeczeństwa do nas, jak również do rzeczywistości Polski. Raporty te otrzymywał Inspektor i uważam, że był w zupełności zorientowany, co do działalności podległych mu grup leśnych. Schemat raportów, którym się posługiwano, był wydany jeszcze przez Inspektora Abraszewskiego ps. »Boruta« w maju 1946 roku. Przypominam sobie, że w 1947 roku, w styczniu, »Miś« kwaterował w Zakęciu, gdzie zetknął się z oddziałem Wojska Polskiego. Ponieważ wojskowi mieli przewagę, grupa »Misia« została rozbita, zginął »Miś« i jego zastępca. Akcje naszych oddziałów z władzami Urzędu Bezpieczeństwa i innymi jednostkami spowodowały globalne straty około 200 osób – jednak trudno mi jest to dokładnie ocenić. Przypominam sobie, że w okresie amnestyjnym podporucznik »Bohun«, za wyłamanie się spod dyscypliny organizacyjnej, został przez »Jadzinka« rozstrzelony. »Bohun« przeprowadzał akcje na własną rękę i ja, w takich wypadkach, »Jadzinkowi« dałem wolną rękę. Również przypominam sobie, że na mój rozkaz, za podobne wypadki, został zastrzelony jeden z naszych ludzi, Michalak. Michalak był Komendantem w jednej z placówek terenowych. Rozkaz ten wykonał Groński w listopadzie 1946 roku”. Na pytanie przewodniczącego, oskarżony wyjaśnia: „Przypominam sobie, że w grupie »Jadzinka« był taki mały chłopiec o pseudonimie »Drań«”. Na pytanie obrońcy, adwokata Szymaszko, oskarżony wyjaśnia: „O sprawie ujawnienia się decydował Okręg. Z Główną Komendą organizacji »Wolność i Niezawisłość« bezpośrednich kontaktów nie miałem. Od dnia 25 kwietnia 1947 roku czułem się jako zupełny człowiek prywatny. Oskarżonego Wasilewskiego przyjąłem do nielegalnej organizacji osobiście. Jeżeli chodzi o »Rysia«, to »Ryś« nie miał żadnego wpływu na mnie, odnośnie akcji ujawnienia, i w rozmowach z władzami Urzędu Bezpieczeństwa nie brał udziału”. Na pytanie obrońcy, adwokata Soroki, oskarżony wyjaśnia: „Każdy z dowódców miał prawo karania dyscyplinarnie. Oskarżony Tudruj był dowódcą podgrupy »Szatana«. Oskarżony Miatkowski w czasie amnestii ujawnił się i wyjechał do Warszawy. Jest mi wiadome, że ten spotykał się z Nowickim. Ja oskarżonego Miatkowskiego, po ujawnieniu, uważałem jako za niebyłego w organizacji”. Na pytanie obrońcy, adwokat Stillerowej, oskarżony wyjaśnia: „Dlatego w terenie bytowaliśmy, ponieważ nie mieliśmy innego wyjścia. Oskarżony Nowicki o broni organizacyjnej nie wiedział i nie wydawał rozkazów, odnośnie melinowania broni. Natomiast mówił, że w czasie ujawnienia należy broń zdawać. Nowicki dawał instrukcje oddziałom, aby jednak unikać akcji i przelewu krwi. W czasie amnestii oskarżony Nowicki wykazał się dużą pracą i z przyczyn od niego niezależnych pewna część ludzi w terenie pozostała nieujawniona. Po ujawnieniu się Nowickiego, ja traktowałem go jako człowieka spoza organizacji. Jest mi wiadome, że oskarżony Nowicki, w sprawie ujawniania, przeprowadzał rozmowy w Warszawie nawet już po okresie amnestyjnym, w czerwcu 1947 roku. Jest mi wiadome, że oskarżony Pelak ujawnił się w okresie amnestyjnym i raz czy dwa razy posłużył Urzędowi Bezpieczeństwa do odszukania mnie w terenie. Oskarżonego Pelaka do wyjazdu zagranicę namówiłem ja”. Na pytanie przewodniczącego, oskarżony wyjaśnia: „Swoje ujawnienie podpisałem w czerwcu 1947 roku, ale warunków ujawnienia nie wykonałem, ponieważ uważałem, że z mojego stanowiska nie będę mógł ich przyjąć. Zaznaczam, że ja, będąc długi czas w konspiracji, byłem bardzo zżyty z ludźmi organizacji i w dużej mierze chodziło mi o dalszy los tych ludzi”. 3) Oskarżony Łukasik Stanisław wyjaśnia: „Podtrzymuję swoje poprzednie przyznanie się, z tym, że przyznaję się w punktach 17 i 20 aktu oskarżenia, a co do dokonania zabójstw oraz podżegania do zabójstw odwołuję, a poprzednio dokonałem przyznania się, gdyż nie zrozumiałem dokładnej treści zarzutów objętych w tych punktach aktu oskarżenia, i wyjaśniam: pseudonim w organizacji miałem »Ryś«. W piętnastym roku życia wstąpiłem do Szkoły Podoficerskiej Piechoty dla małoletnich, odbywając następnie służbę zawodową, do roku 1939. We wrześniu 1939 roku brałem udział w wojnie z Niemcami, będąc w stopniu plutonowego. Za walkę z Niemcami zostałem odznaczony Krzyżem Walecznych. W czasie okupacji wstąpiłem do organizacji, by jako żołnierz walczyć z Niemcami. Początkowo, w pierwszej fazie, należałem do organizacji P.Z.Z., a następnie byłem w Armii Krajowej, już w stopniu sierżanta. W 1943 roku zorganizowałem Szkołę Podchorążych, a następnie oddział partyzancki. W styczniu 1944 roku wyszedłem z oddziałem, by zdobyć broń i nawiązać kontakt z innymi organizacjami. Przez dłuższy czas współpracowałem z Armią Ludową, następnie utrzymywałem kontakt z pułkownikiem Skrzypkiem. Jedna z większych akcji, jaką przeprowadziłem, to była akcja w Opolu, w celu odbicia 23 aresztowanych Polaków. Po dokonaniu następnie kilku większych akcji, udałem się, wraz z oddziałem, na wschodnie tereny Lublina, współpracując z Armią Ludową. Akcje przeprowadzaliśmy wspólnie z oddziałami Armii Krajowej i Armii Ludowej. W czasie wkroczenia wojsk Armii Czerwonej, wyszliśmy na ich spotkanie i tu spotkało nas pewne rozczarowanie, ponieważ bez powodu zabrano nam broń. Po tym wypadku wróciłem do domu. Po kilku dniach, po powrocie do domu, spotkałem się przypadkowo ze swoimi przełożonymi z konspiracji, a między innymi z kapitanem »Młotem«. Od nich dowiedziałem się, że władze organizacyjne prowadzą pewne rozmowy z władzami wojskowymi sowieckimi, tak, że będziemy mogli wstępować do wojska. Pod koniec września 1944 roku zostałem przez władze sowieckie aresztowany, jednak udało mi się zbiec. W marcu 1945 roku spotkałem się z byłym Komendantem Rejonu, Walickim, który był Komendantem Obwodu Lubelskiego, i ten ostatni zawerbował mnie do pracy konspiracyjnej przeciw obecnym władzom. Organizacja, do której zostałem zwerbowany, nosiła w dalszym ciągu nazwę Armia Krajowa. Walickiemu powiedziałem, że moi ludzie z czasów okupacji znajdują się w bardzo ciężkich warunkach. Walicki pozwolił mi, w marcu 1945 roku, dokonać napadu na majątek państwowy w Palikijach, którego ja, wraz z tymi ludźmi, dokonałem. Z majątku tego zabraliśmy trzy świnie, dwa metry cukru i cztery metry pszenicy i następnie rozdzieliłem to między tych ludzi. Ludzi uzbroiłem we własnym zakresie, co nie przedstawiało mi żadnych trudności, ponieważ każdy z nich posiadał broń jeszcze z czasów konspiracji. W kwietniu 1945 roku, na polecenie Walickiego, dokonałem napadu na kasę Izby Skarbowej w Lublinie. Na akcję tę wziąłem około 15 ludzi i w biały dzień, po sterroryzowaniu wartowników i rozstawieniu posterunków, wtargnąłem do środka, zabierając ponad milion złotych. Inkasentowi Urzędu oświadczyłem, że jestem z oddziału Armii Krajowej i pieniądze te zabieram na cele naszej organizacji. Wychodząc, ze zrabowaną gotówką, z budynku, spotkałem się z patrolem Urzędu Bezpieczeństwa, dowodzonym przez oficera, który wyciągnął pistolet, chcąc do mnie strzelać. Ja również wydobyłem pistolet i chwyciliśmy się wspólnie za ręce, i w pewnym momencie, widząc to, jeden z moich żołnierzy strzelił do oficera, zabijając go. Ja, w czasie szamotania się z oficerem, zostałem postrzelony. Reszta oddziału mojego wszczęła walkę z patrolem Urzędu Bezpieczeństwa. W akcji tej zginęło trzech ludzi moich. Część pieniędzy została nam zabrana przez Urząd Bezpieczeństwa, a część, w sumie około 200000, zabrałem ze sobą. Na skutek odniesionej rany, jakiś czas leczyłem się i ukrywałem się. Po wyleczeniu się zebrałem kilkoro ludzi, udając się z nimi w teren, w celu zebrania większej ilości ludzi, by stworzyć sobie oddział. Mając oddział, zaczęliśmy przeprowadzać akcje »dochodowe« na majątki państwowe, jak w miejscowości Babin, gdzie zabraliśmy jedną jałówkę, jedną świnię i pewne inne rzeczy. Następne akcje przeprowadziliśmy w Piotrowicach i w Zemborzycach, skąd zabraliśmy bydło i żywność. W maju 1945 roku starałem się spotkać z »Zaporą«, z którym następnie spotkałem się, przestawiając mu moją sytuację, dlaczego wyszedłem z oddziałem w teren. Oddział mój liczył wówczas kilkanaście ludzi i wraz z tym oddziałem przebywałem w okolicy zachodniej Lublina, nie przeprowadzając większych akcji, za wyjątkiem tylko akcji dochodowej. »Zapora«, po zameldowaniu się u niego, podał mi wytyczne o pracy w terenie. Jak mam postępować w terenie, jak ma wyglądać »samoobrona«, że należy unikać spotkań z oddziałami Wojska Polskiego i innymi, a w razie spotkania z nimi przyjmować walkę. Następnie, likwidować złodziei. Możliwe, że »Zapora« przedstawił mi się jako dowódca oddziałów leśnych”. Wobec sprzeczności wyjaśnień oskarżonego złożonych w śledztwie i na rozprawie, Sąd, po myśli artykułu 222 § 2 Kodeksu Wojskowego Postępowania Karnego, odczytał protokół przesłuchania oskarżonego w śledztwie, na karcie 70. Oskarżony podaje: „Instrukcje »Zapory« dotyczyły ponadto likwidowania posterunków Milicji Obywatelskiej, szkodliwych dla społeczeństwa i dla nas. Również urządzania zasadzek na oddziały Urzędu Bezpieczeństwa, Milicji Obywatelskiej i Wojska Polskiego, i dokonywania na nich zamachów. Protokół ten jest zgodny z prawdą”. Dalej wyjaśnia oskarżony: „Otrzymałem również rozkaz składania sprawozdań miesięcznych z działalności oddziałów, a ponadto były omawiane sprawy kontaktów i spotkań z oskarżonym »Zaporą«. W czasie przemarszu na kwatery, w czerwcu 1945 roku, na szosie pod Bełżycami, zauważyłem jadące samochody. Dałem rozkaz oddziałowi, liczącemu wtedy około 20 ludzi, ukrycia się w zbożu. Jeden z naszych wozów, którym jechaliśmy, był uszkodzony i został na drodze. Samochód wojskowy zatrzymał się przy wozie i po sprawdzeniu, że wóz należy do partyzantów, z okrzykiem otworzyli do nas ogień. Wywiązała się strzelanina, skutkiem czego jeden z żołnierzy został zabity, i jeden z naszych ludzi. Następnie, po tej akcji, wycofałem się do majątku Krężnica Okrągła i specjalnie pacyfikacji terenu nie przeprowadzałem. Były dwa do trzech wypadków, gdzie kazałem wymierzyć konfidentom Urzędu Bezpieczeństwa karę chłosty, jednak mienia tych ludzi nie zabierałem. Dokonałem również akcji na miejscowość Osmolice i zabrałem pewną ilość spirytusu i dwie świnie, a z Wojciechowic i Jastkowa zrabowaliśmy drobne produkty. Akcje te przeprowadziły moje patrole. W gminie Konopnica patrol moich żołnierzy rozbroił trzech żołnierzy Urzędu Bezpieczeństwa, zabierając im broń. Rozkaz »Zapory« również brzmiał, że należy unikać likwidacji bez porozumienia się z nim, a jeżeli wydarzą się konieczne okoliczności, można likwidować niebezpiecznych dla organizacji ludzi, z tym, że należy w tych sprawach, w najbliższym czasie, składać meldunki »Zaporze«. W Jastkowie oddział mój dokonał napadu na trzech milicjantów wykonujących czynności urzędowe – moim zdaniem złe. Początkowo ich rozbroiłem, a po przeprowadzeniu dalszych dochodzeń, oddałem im broń i ich zwolniłem. W 1945 roku ujawniłem się w osadzie Chodel, gdzie zdałem broń. Zrobiłem to po rozmowie z »Zaporą«, który powiedział mi, że jest możność ujawnienia się. Ze mną ujawniło się kilku ludzi, jak również i kapitan Wróblewski. Po tym ujawnieniu, udałem się na Zachód, do znajomych, gdzie przebywałem do marca lub kwietnia 1946 roku. Następnie wróciłem na teren lubelski, gdzie ludzie oświadczyli mi, że władze Urzędu Bezpieczeństwa ścigają za mną, ponieważ mam na swoim sumieniu przewinienia w stosunku do nich. Zebrałem sobie kilku ludzi i udałem się z nimi do »Zapory«, gdzie otrzymałem instrukcje bytowania w terenie. Instrukcje dotyczyły »samoobrony«, a w wypadkach wyjątkowych, jeżeli uprzedzenia nie pomagają, likwidowania konfidentów Urzędu Bezpieczeństwa i funkcjonariuszy Milicji Obywatelskiej”. Godzina 15:00. Przewodniczący zarządza przerwę w rozprawie do dnia 8 listopada 1948 roku, godzina 10:00. Dnia 8 listopada 1948 roku, godzina 10:00. Dalszy ciąg rozprawy. Obecni ci sami. Dalej wyjaśnia oskarżony Łukasik: „Początkowo w grupie swojej miałem czterech do pięciu ludzi, uzbrojonych w broń krótką, i działałem na terenie powiatu Lublin–Zachód, będąc podporządkowany »Zaporze«. Meldunki i sprawozdania ze swej działalności przekazywałem »Zaporze« raz w miesiącu i, niezależnie od tego, przy każdym spotkaniu. Co zaś się tyczy instrukcji, to »Zapora« przedstawił mi takie same, jakie obowiązywały przed tym. Wiosną 1946 roku, z mojego polecenia, został dokonany napad na miejscowość Krężnica Okrągła, gdzie ludzie moi zabrali konia, krowę i jeden karabin. Co zaś się tyczy zabójstwa Jana Partyki, w maju 1946 roku, nie mogę wyjaśnić tego, ponieważ nie pamiętam”. Z uwagi, że oskarżony nie przypomina sobie pewnych szczegółów tego zajścia, przewodniczący, w myśl artykułu 222 § 2 Kodeksu Wojskowego Postępowania Karnego, odczytał protokół przesłuchania oskarżonego w śledztwie, karta 73. Oskarżony podaje: „Tak, przypominam sobie. Wypadek taki miał miejsce”. Dalej wyjaśnia oskarżony: „W tym też czasie, patrol mój, pod Opolem, zetknął się z patrolem Wojska Polskiego i w wyniku strzelaniny zostało zabitych moich dwóch ludzi. W połowie maja 1946 roku, w miejscowości Sporniak, zostałem otoczony przez oddział Wojska Polskiego i ostrzelany. Jednak walki nie przyjąłem i wycofałem się, odnosząc straty, a mianowicie jeden z moich ludzi został ranny. Oddział mój liczył około 11 ludzi, a oddział wojskowy był kilka razy większy. Po wycofaniu się wróciłem do wioski i dowiedziałem się, że pewni osobnicy zameldowali władzom Urzędu Bezpieczeństwa o moim pobycie w tym terenie. Osobnikom tym wymierzyłem karę chłosty. W czerwcu 1946 roku obywatel Dajko uciekł nam, wstępując do Urzędu Bezpieczeństwa, robiąc z Urzędem Bezpieczeństwa na nas zasadzki. Ja wysłałem patrol, który doprowadził mi obywatela Dajko, którego uważałem za niebezpiecznego dla naszej organizacji. Wysłałem meldunek do »Zapory«, a ponieważ »Zapory« nie odnaleziono, sam wydałem rozkaz zastrzelenia obywatela Dajko, i rozkaz ten został wykonany. Jeżeli chodzi o napad na spółdzielnię w Bełżycach, to dowiedziałem się, że napadu tego dokonał jeden z moich ludzi samodzielnie, jednak mi o tym później zameldował. Ze spółdzielni tej zrabowano materiały tekstylne. Dnia 3 lipca 1946 roku, na terenie powiatu lubartowskiego, gdzie, zgodnie z poleceniem »Zapory« miałem tam przejść, a będący tam »Uskok« miał przyjść na moje miejsce, zostałem zaatakowany przez oddziały wojska. Jednak walki z oddziałami nie przyjąłem, ponieważ siły oddziałów Wojska Polskiego były znacznie przeważające. Zacząłem wycofywać się, będąc przez jakiś czas goniony przez ten oddział. Ponieważ miałem dość trudne warunki materialne, a otrzymałem wiadomości, że w pociągu przejeżdżającym na linii Lublin–Rozwadów, który zatrzyma się w miejscowości Majdan, mają przewozić większą ilość gotówki, udałem się, wraz z oddziałem, celem dokonania napadu. W czasie tego napadu stoczyłem walkę z żołnierzami sowieckimi, w wyniku czego czterech zostało zabitych, i następnie jeden funkcjonariusz Urzędu Bezpieczeństwa. Do żołnierzy sowieckich strzelano z broni maszynowej. Po wejściu do pociągu dowiedziałem się, że w wagonie ambulatoryjnym nie ma pieniędzy, a po drugie nie mogliśmy otworzyć żelaznej szafy. Jadącym tam żołnierzom zabraliśmy kilka par butów i mundurów. W lecie 1946 roku, na rozkaz mój, został rozbrojony posterunek Milicji Obywatelskiej w Piotrowicach, gdzie zabraliśmy broń, niszcząc przy tym dokumenty urzędowe i trzem milicjantom udzielono kary chłosty i następnie ich zwolniono. W tym samym czasie, w Niedrzwicy, powiat Lublin, dokonany został napad na posterunek Milicji Obywatelskiej. Przed posterunkiem żołnierze moi zauważyli dwóch zabitych milicjantów i dowiedzieli się, że milicjanci ci mieli być zabici przez jakiś oddział »Zapory«. Być może, że przez oddział »Renka«. Oddział mój mimo to wkroczył do posterunku. Zabrał będącym tam milicjantom broń i milicjantów uprowadzono do lasu, gdzie, po wymierzeniu chłosty, zwolniono ich. W sierpniu 1946 roku jeden z moich patroli wpadł w zasadzkę przygotowaną przez oddział Wojska Polskiego, w wyniku czego zginął jeden z moich ludzi i dwóch zostało rannych. Wojsko natomiast nie poniosło żadnych strat. Następnie, koło Bełżyc, trzech moich ludzi zetknęło się z żołnierzami w restauracji, gdzie wywiązała się strzelanina, skutkiem czego dwóch z funkcjonariuszy Urzędu Bezpieczeństwa zostało rannych. Jednego rannego, przez omyłkę, funkcjonariusze dobili. Jeden z moich ludzi został zabity, a dwóch uciekło. Od kapitana »Wisły« otrzymałem rozkaz, aby 23 września podciągnąć pod Bełżyce, wraz z oddziałem, celem wzięcia udziału w rozbrojeniu posterunku. Nad ranem, 24 września, udałem się do lasu, gdzie mieliśmy zrobić zasadzkę na wozy z tytoniem. Całością dowodził kapitan »Wisła«. Około godziny 11:00 tegoż dnia oddział nasz został zaskoczony przez oddział Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego i wywiązała się strzelanina. Było to w okolicy Opola. W wyniku akcji oddział wojska został rozbity, ponosząc duże straty. Z naszej strony strat nie było. Wojsku zabraliśmy trzy karabiny maszynowe i broń krótką. Zaznaczam, że żadnego dobijania nie stosowaliśmy, a żołnierze zginęli na skutek naszego ognia. Napadu na Wólkę Abramowską, we wrześniu 1946 roku, nie przypominam sobie. Najprawdopodobniej wypadku takiego nie było. W listopadzie 1946 roku moi ludzie napadli na pociąg w miejscowości Krężnica albo Majdan, gdzie zabrano około 280000 złotych. Pieniądze rozchodowałem na potrzeby oddziału i ich rodzin. Akcją tą dowodził ps. »Bór«. W listopadzie 1946 roku otrzymałem rozkaz, od »Zapory«, aby oddział podzielić na trzy patrole, przydzielając każdemu z patroli teren. Było to na skutek ciężkich warunków bytowania w terenie. Każdy patrol otrzymał po dziesięciu ludzi. Jedną grupę otrzymał podporucznik »Bór«, drugą podporucznik »Mundek«, ja zaś objąłem grupę »Szatana«, a samego »Szatana« przydzieliłem do grupy »Mundka«. »Szatan«, jako dowódca luźnej bandy, był człowiekiem wykolejonym i miał być przez naszych ludzi zlikwidowany. Do tego nie doszło, ze względu na jego ludzi. W grudniu 1946 roku, przez patrol Urzędu Bezpieczeństwa, »Szatan« został aresztowany. Trzeci patrol objął »Ce–dur«, a po jego śmierci grupę tę przejął »Iwan«. Następnie, po podziale na grupy, pozostawiłem sobie tylko dwóch ludzi, mając całkowity nadzór i opiekę na tymi trzema patrolami. Patrole te ze swojej działalności w terenie miały składać mi meldunki i akcje miały być przeprowadzane za moją wiedzą. Przy niektórych akcjach, przeprowadzanych przez poszczególne grupy, ja byłem nieraz obecny, ale akcjami przeważnie dowodzili dowódcy grup, ponieważ lepiej znali teren niż ja. Akcję na posterunek Ochotniczej Rezerwy Milicji Obywatelskiej w Zemborzycach przeprowadził »Bór«, o czym mi następnie zameldował. Na terenie gminy Konopnica grupa »Iwana« złapała dwóch ludzi podejrzanych o dokonanie morderstwa na jednej rodzinie w Zemborzycach. »Iwan« przeprowadził śledztwo, które udowodniło ich winę i do przestępstwa się przyznali. Następnie tych osobników »Iwan« rozstrzelił, o czym mnie zameldował. Stanowisko »Iwana« podzieliłem jako słuszne. O wypadku na stacji w miejscowości Motycz nic mi nie jest wiadome. Tomasik był notorycznym bandytą i występował pod pseudonimem »Ignalek«. Przez nasz oddział został schwytany. Ja wydałem rozkaz zastrzelenia go, co też dokonano. Drugim bandytą był niejaki Mdłowski, który napadał na ludzi przechodzących drogami i rabował ich mienie. Osobnika tego poleciłem ująć »Mundkowi«, a następnie doprowadzić do mnie. W wypadku niemożności doprowadzenia, zastrzelić go. Tomasika ps. »Ignalka« kazałem zastrzelić Tudrujowi. Tudruj, wykonując mój rozkaz, w jesieni 1946 roku, zabił tego bandytę i przypadkowo jego ojca. W styczniu 1947 roku, niejaki Tarkowski, będąc bandytą, wstąpił do Urzędu Bezpieczeństwa. Następnie został złapany przez moich ludzi. W wyniku rozmowy z nim, podał nazwiska kilku ormowców, którzy dawali mu rozkazy śledzenia naszych ludzi i wraz z nimi urządzał na nas zasadzki. Niejaki Matys, wskazany przez Tarkowskiego, był Komendantem Ochotniczej Rezerwy Milicji Obywatelskiej. Udałem się, ze swoimi ludźmi, wraz z Tarkowskim i jeszcze jednym gospodarzem, do Matysa. Matys przypadkowo został zastrzelony. Tarkowski ponadto prosił nas, by zabitemu Tarkowskiemu zabrać konie. Ja natomiast nie usłuchałem Tarkowskiego. Następnie kazałem go swoim żołnierzom zastrzelić. Niejaka Patejkowa, z córką, w tej samej wiosce, współpracowała z Urzędem Bezpieczeństwa, za co ja im kazałem wymierzyć karę chłosty, po 25 kijów. O tym, że Patejkowa i córka są agentkami Urzędu Bezpieczeństwa powiedział mi również Tarkowski. W okresie amnestyjnym »Chłopicki« objął dowództwo grupy »Mundka«, a »Mundek« został jego zastępcą. Grupa »Chłopickiego«, w styczniu czy też w lutym 1947 roku, wracała z rozkazem o zaprzestaniu akcji i natknęła się w drodze na oddział Ochotniczej Rezerwy Milicji Obywatelskiej. W wyniku strzelaniny został »Chłopicki« ciężko ranny, i jeden z jego ludzi. Oddział rozbiegł się. Co zaś się tyczy ujawnienia, to jest mi wiadome, że Okręg nie zajął żadnego zdecydowanego stanowiska, w kierunku ujawnienia się oddziału. Oskarżony Nowicki ps. »Stefan« wydał rozkaz, aby grupy i ludzie organizacji ujawniali się w okresie amnestyjnym. Rozkazom »Stefana« podporządkowałem się, wydając ludziom polecenia ujawnienia. W tym czasie uważałem, że stosunek mój do ludzi pozostał tylko koleżeński. O zabójstwie obywatela Pluty, dokonanego wiosną 1947 roku, dowiedziałem się od »Bora«, że miał go on zabić, ponieważ Pluta w czasie okupacji współpracował z Niemcami, mieszkając w Zemborzycach. Nadmieniam, że rozkazu zabicia Pluty »Borowi« nie dałem. Zaznaczam, że o zerwaniu stosunków z ludźmi w czasie amnestii zameldowałem »Zaporze«. Dowiedziałem się od ludzi, że w lipcu 1947 roku ps. »Stach«, na szosie Lublin–Kraśnik, zabrał jednemu osobnikowi motocykl, do własnego użytku. Motocykl ten został zabrany prezesowi wojewódzkiego koła WICI. Po zakończeniu amnestii »Zapora« polecił mi nieujawnioną broń od ludzi ujawnionych zabrać i zamelinować. Broń ta miała być zdana następnie władzom, w czasie ogólnego ujawnienia, ponieważ, jak mi zaznaczył »Zapora«, w sprawie ujawnienia reszty ludzi i broni prowadzone były pertraktacje z władzami Urzędu Bezpieczeństwa. W czerwcu 1947 roku przyjechali do mnie Inspektor »Boruta«, »Żeliwo« i »Wir«, szef sztabu Okręgu. Inspektorzy oświadczyli mi, że praca nasza przechodzi na inne tory, należy część broni zdać władzom, a część zatrzymać, że władzom Urzędu Bezpieczeństwa chodzi przeważnie o »Zaporę«. Ja, jak i »Zapora«, chcieliśmy ujawnić się szczerze. Jednak z rozmowy z Inspektorami wywnioskowałem, że konspiracja ma trwać nadal. Chodziło im więcej o podpisy »Zapory«. To wszystko, co usłyszałem od władz organizacyjnych, było nie do przyjęcia i ich propozycja nie podobała się ani mnie, ani »Zaporze«. Na tym spotkaniu również mówiono, że na razie ujawni się »Zapora«, a ja, z resztą ludzi, jak również i »Uskok«, ze swoją grupą, ujawnimy się później. Na następnym spotkaniu z władzami organizacyjnymi nie byłem. Dowiedziałem się początkowo, że »Zapora« miał podpisać ujawnienie, a następnie, że akt ten został odwołany, ponieważ toczą się nadal pertraktacje. Ja następnie wyjechałem na Zachód, gdzie w majątku Tałty, województwo Olsztyn, otrzymałem pracę karbowego, i adres zostawiłem »Borowi«, a następnie przekazałem około 15 sztuk ręcznych karabinów maszynowych, czeskich i niemieckich, i jeden »Diechtierow«. Broń ta była zamelinowana w trzech miejscach. Oprócz wymienionej broni, były jeszcze automaty i karabiny ręczne. W dniu 13 września 1947 roku, »Bór« przyjechał do mnie, z poleceniem Nowickiego, abym przyjechał do Warszawy, co też uczyniłem. W Warszawie spotkałem się z Nowickim i ten oświadczył mi, że jest możność wyjazdu zagranicę i dobrze by było, gdybym wyjechał. Na wyjazd zagranicę zgodziłem się. Następnie na dworcu spotkałem się z »Zaporą«, z którym wyjechałem na kontakt do Nysy i tam dostałem się w ręce władz Urzędu Bezpieczeństwa. W majątku Tałty pracowałem jako Nowakowski Stanisław”. Wobec sprzeczności wyjaśnień oskarżonego, złożonych w śledztwie i na rozprawie, Sąd, po myśli artykułu 222 § 2 Kodeksu Wojskowego Postępowania Karnego, odczytał protokoły przesłuchania oskarżonego w śledztwie, na kartach 77, 78, 86, 90–91. Oskarżony wyjaśnia: „Podtrzymuję swoje wyjaśnienia złożone na rozprawie. Jeżeli chodzi o sprzeczności w protokołach śledztwa, to mogły one wyniknąć na skutek mojego zmęczenia i wyczerpania przez długi okres śledztwa”. Na pytanie prokuratora wojskowego, oskarżony wyjaśnia: „W roku 1945, z mojego polecenia, został zastrzelony członek grupy ps. »Igor«, który był milicjantem. Narobił w Milicji dużo nadużyć. Następnie z Milicji zbiegł, wstąpił do mojej grupy i przeprowadzał w grupie bunt. »Igora« kazałem zastrzelić »Żubrowi«, co też ten ostatni wykonał”. Na następne pytania prokuratora, oskarżony wyjaśnia: „Broń swoją, a to pistolet »Walter«, zatrzymałem przy sobie na czas wyjazdu na Zachód. Ponieważ »Bór« mnie odprowadzał, dałem mu ten pistolet następnie na przechowanie”. Na pytanie obrońcy, adwokata Szymaszko, oskarżony wyjaśnia: „Brat mój zginął przy zdobywaniu Berlina, będąc żołnierzem w Wojska Polskiego. Rodzina moja przeszła więzienie, w związku z moją akcją na Izbę Skarbową w Lublinie. Cały majątek mojej rodziny został skonfiskowany i oddany komuś innemu w posiadanie. Żona moja siedziała przez siedem miesięcy w więzieniu. Do organizacji politycznej nigdy nie należałem. Prasy legalnej prawie, że nie czytałem. Jeżeli chodzi o prasę nielegalną, to też czytałem bardzo mało. Za swoją pracę w oddziale nie otrzymywałem żadnego wynagrodzenia. Utrzymywałem się, wraz ze swoimi ludźmi, z akcji »dochodowych«, meldując swoim władzom o każdej takiej dokonanej akcji. Z mojej inicjatywy nikt nie został zamordowany. Jeżeli były takie wypadki, to działałem w związku z rozkazami organizacyjnymi”. Na pytanie obrońcy, adwokata Soroki, oskarżony wyjaśnia: „Oskarżony Tudruj po amnestii nie kontynuował żadnych prac w organizacji. Jeżeli chodzi o mnie, to wyjazd zagranicę był planowany dlatego, ponieważ chciałem uciec przed karą”. Na pytanie oskarżonego Nowickiego, oskarżony Łukasik wyjaśnia: „Do Warszawy przyjechałem na polecenie oskarżonego Nowickiego, ponieważ byłem nieujawniony i w dalszym ciągu czułem się podległym oskarżonemu Nowickiemu, jako Inspektorowi Inspektoratu Lubelskiego”. 4) Oskarżony Groński Roman wyjaśnia: „Wiosną 1944 roku, na terenie powiatu lubelskiego, wstąpiłem do grupy »Zapory« i cały czas byłem czynnym członkiem jego grupy, biorąc udział w akcjach przeciwko Niemcom. W lipcu 1944 roku oddałem broń »Muszce«, z grupy »Zapory«, i wróciłem do domu, do Kraśnika. Po około dwóch tygodniach zostałem przez władze Urzędu Bezpieczeństwa aresztowany, pod zarzutem przynależności do faszystowskiej, nielegalnej organizacji. Ponieważ wina nie została mi udowodniona, zostałem następnie zwolniony. W październiku 1944 roku spotkałem »Zaporę« w terenie, z kilkoma ludźmi, i jakiś czas chodziłem z jego grupą w powiecie Kraśnik i Lublin, z karabinem. Definitywnie do oddziału »Zapory« wstąpiłem w 1945 roku. Początkowo chodziłem z »Renkiem«, »Orlikiem« i »Tęczą«, podlegając »Renkowi«. Pseudonim »Żbik« miałem jeszcze z czasów okupacji. Będąc już w grupie »Zapory«, w lutym 1945 roku, zlikwidowaliśmy posterunek w Chodlu. W czasie tego napadu, ja stałem z ręcznym karabinem maszynowym na obstawie. Następnego dnia, na kilka minut przed akcją oddziału »Zapory« z oddziałem Wojska Polskiego, wyjechałem do Lublina. W akcji tej, jak się dowiedziałem, zostali ranni »Zapora« i »Opal«. W końcu lutego 1945 roku wróciłem do oddziału »Jura«, ponieważ »Zapory« w tym czasie nie było, gdyż leczył się na skutek otrzymanej w wyżej wspomnianej akcji rany. Zaznaczam, że do Lublina udałem się, w celu odbicia ze szpitala jednego naszego członka, Pełkę Henryka. Do szpitala wszedłem z bronią, wraz z dwoma towarzyszami, zabierając rannego i wartownika, który go pilnował. Rannego i wartownika wsadziliśmy na samochód. Za miastem wartownika zwolniłem, zabierając mu przedtem broń. Grupa »Jura«, do której wróciłem, podlegała »Zaporze«, operując w powiecie Kraśnik. W marcu 1945 roku, będąc na kwaterze, wraz z grupą »Jura«, w Kolonii Popkowskiej, zostaliśmy napadnięci przez oddział wojska. Z wojskiem wszczęliśmy walkę, która trwała około 10 minut, a następnie wycofaliśmy się, nie ponosząc żadnych strat. W końcu marca 1945 roku, wraz z grupą, wziąłem udział w napadzie na spółdzielnię w miejscowości Boby, gdzie zrabowano pewne materiały, które były nam potrzebne. Po akcji tej spotkaliśmy się z oddziałem Urzędu Bezpieczeństwa, wymijając go bokiem i do walki z nimi nie doszło. W kwietniu 1945 roku, z rozkazu »Zapory«, »Jur« polecił mi zgłosić się na punkt zborny za San. Kwaterując we wsi Świeciechów, patrol nasz zatrzymał patrol Milicji, ostrzeliwując ich, w wyniku czego zostało dwóch milicjantów zabitych. Po kilku godzinach przyjechała do tej miejscowości silna jednostka Wojska Polskiego, zmuszając nas do ucieczki. Udaliśmy się wtedy za San. W miejscowości Grabów dokonano napadu, zabierając spirytus. Ja w czasie tej akcji nie brałem udziału, ponieważ jako erkaemista zostawałem przeważnie przy oddziale i brałem udział w większych akcjach, gdzie było konieczne użycie broni maszynowej. Następnie, w okolicy Bojanowa, patrol oddziału »Zapory« złapał kilku milicjantów, udając się następnie z nimi na posterunek, zabierając z posterunku broń i paląc akta służbowe. Ja udziału w tych akcjach również nie brałem. W okolicy wsi Stale oddział nasz zaatakował samochody sowieckie wiozące siano. W wyniku walki, jaką stoczyliśmy z żołnierzami radzieckimi, zostało dwóch żołnierzy radzieckich zabitych i dwóch rozbrojonych. Następnie zabraliśmy żołnierzom jeden samochód. Jak sobie przypominam, było to na początku maja 1945 roku. Po tej akcji oddział nasz dotarł do miejscowości Biłgoraj, za San, a następnie, przez Bychawę, do Bełżyc, gdzie został rozbrojony posterunek Milicji Obywatelskiej. Akcją dowodził »Zapora«. Z posterunku zabrano broń, zniszczono akta, zabrano dwóch milicjantów, których po pewnym czasie zwolniono. Nie przypominam sobie, czy w tej akcji został zabity jakiś milicjant. Ja, w akcji tej, byłem na obstawie, z ręcznym karabinem maszynowym. Następnie, po tej akcji, do oddziału »Zapory« dołączyła się grupa »Juranda«. W czasie akcji w miejscowości Wojciechowice, w maju 1945 roku, którą przeprowadzała grupa »Juranda«, ja udziału nie brałem, ponieważ byłem przy grupie »Zapory«, na kwaterze, w lesie. W czerwcu 1945 roku, grupa około 25 ludzi, dowodzona przez »Zaporę«, dokonała napadu na posterunek Milicji Obywatelskiej w Kazimierzu. W czasie napadu na posterunek ja stałem z ręcznym karabinem maszynowym na ubezpieczeniu. W czasie tego napadu wywiązała się walka z oddziałem Urzędu Bezpieczeństwa, Milicji Obywatelskiej i żołnierzami radzieckimi, w wyniku czego został zabity jeden żołnierz sowiecki i sześciu funkcjonariuszy. Ja, w tym czasie, byłem z ręcznym karabinem maszynowym na obstawie, ale nie strzelałem. Natomiast z ręcznego karabinu maszynowego strzelał »Dornik«. W czerwcu 1945 roku został dokonany napad na posterunek Milicji Obywatelskiej w Bychawie. Szczegółów napadu nie znam, ponieważ stałem na obstawie. Dowiedziałem się, że również w tej miejscowości obrabowano spółdzielnię. Oddział nasz, przechodząc przez Hutę Turobińską, zatrzymał się i niektórzy z członków, u ludności tamtejszej, wymieniali bieliznę, zaopatrzyli się w żywność, zabierając jedną świnię. Jak się dowiedziałem, we wsi tej zamieszkiwała ludność w większej części należąca do Polskiej Partii Robotniczej. W tym samym czasie, na rozkaz »Jura«, grupa pod dowództwem »Jagody« dokonała napadu, w miejscowości Janów, na szoferów Wojska Polskiego, zabierając im cztery samochody, którymi następnie udano się na posterunek Milicji Obywatelskiej w Urzędowie, gdzie rozbrojono ten posterunek. Z posterunku wypędzono milicję, a następnie, na rynku, »Opal« urządził wiec, występując przeciwko obecnemu ustrojowi. Z Urzędowa udaliśmy się do miejscowości Józefów, śpiewając w czasie drogi partyzanckie piosenki o treści antypaństwowej. W Józefowie rozbroiliśmy posterunek Milicji Obywatelskiej, zabierając milicjantom broń i mundury, i przy tym, normalnie, niszcząc akta urzędowe. Przejeżdżając koło browaru koło Kluczkowic, otworzyliśmy ogień do przejeżdżających samochodów z wojskiem radzieckim, w wyniku czego, jak pamiętam, zostało zabitych pięciu żołnierzy sowieckich, i następnie zabraliśmy dwa ciężkie karabiny maszynowe. Na drugi dzień, rano, pod miejscowością Ratoszyn, zaatakował nas dość silny oddział wojska, zdaje się, że radzieckiego. Wywiązała się strzelanina, w wyniku czego zostało zabitych dwóch naszych ludzi i czterech rannych. Oddział nasz, wobec przewagi wojska radzieckiego, opuścił teren walki. W połowie czerwca 1945 roku »Zapora« podzielił swój oddział na trzy grupy i ja przeszedłem do grupy »Wrzosa«. Z grupą »Wrzosa« udaliśmy się na Powiśle, celem przebrania się w cywilne ubrania, czego dokonaliśmy w ten sposób, że zabieraliśmy pepeerowcom cywilne ubrania, buty, zostawiając im w zamian swoje, wojskowe. W lipcu 1945 roku do miejscowości Cuple przyjechał »Zapora«, polecając nam jechać ujawnić się. W myśl rozkazu »Zapory« ujawniłem się, nie zdając broni, i przeszedłem do grupy »Renka«. Następnie, z grupą »Renka«, w sierpniu 1945 roku, udałem się za Wisłę i tam dowództwo grupy objął »Zapora«, i poprowadził oddział do lasów kozienickich. Za Wisłą, w czasie rozbrajania posterunków udziału nie brałem. Byłem wtedy po cywilnemu, z bronią krótką, przeważnie pozostając przy oddziale. Rozbrajania posterunków dokonywały grupy w ilości 5–6 ludzi”. Wobec sprzeczności, po myśli artykułu 222 § 2 Kodeksu Wojskowego Postępowania Karnego, Sąd odczytał protokół przesłuchania oskarżonego, odnośnie rozbrajania posterunków, na karcie 107 śledztwa. Oskarżony wyjaśnia: „Wyjaśnienia te są niezgodne z prawdą, ponieważ zostały na mnie w śledztwie wymuszone. Zaznaczam, że w sierpniu 1945 roku ujawniłem się, na polecenie »Zapory«, i w tym czasie ja, porucznik »Jadzinek«, »Błysk«, na rozkaz »Zapory«, mieliśmy wyjechać na Zachód i cicho tam siedzieć. Na podróż na Zachód, od »Zapory«, otrzymałem pieniądze i kartę rozpoznawczą na nazwisko Szczepański. Na Zachodzie, na Śląsku, przebywałem około miesiąca i następnie wróciłem do oddziału na teren Lubelszczyzny, gdzie chodziłem z kilkoma ludźmi uzbrojonymi w broń krótką, dokonując drobnych skoków na spółdzielnie, w Urzędowie i jeszcze w innych miejscowościach. Skoków tych dokonywałem z »Cyganem«, »Januszem« i jeszcze innymi. W grudniu 1945 roku spotykałem się z »Zaporą« i otrzymałem od niego rozkaz zabrania mąki z młyna w Bełżycach. Rozkaz ten wykonałem, wraz z kilkoma innymi, uzbrojonymi również w broń. Zabraliśmy z młyna około 5 furmanek mąki, którą dostawiliśmy na punkt, a »Zapora« następnie poprzydzielał na dwóch członków grupy po 50 kilogramów. Mąka ta miała być na święta Bożego Narodzenia. W początkach 1946 roku brałem udział w napadzie na posterunek w Bychawie, gdzie zabrano broń, jak również obrabowano spółdzielnię. W kilka dni później brałem udział w napadzie na posterunek w miejscowości Wysokie. W czasie tej akcji jeden ze złapanych milicjantów usiłował uciekać, więc »Wicher« go zastrzelił. W czasie tych napadów ja stałem z ręcznym karabinem maszynowym na obstawie. W lutym 1946 roku, oddział, w liczbie około 30 ludzi, dokonał napadu na posterunek Milicji Obywatelskiej w Krzczonowie. Jednak ja w tej akcji udziału nie brałem, ponieważ wyznaczałem dla oddziałów podwody, będąc już w mundurze, z bronią. Jak się dowiedziałem, z posterunku zabrano broń, zniszczono dokumenty i pobito milicjantów. Następnie obrabowano spółdzielnię. Po tym napadzie oddział nasz ostrzeliwał samochód wojskowy, jednak samochodu nie uszkodził i samochód odjechał w swoim kierunku. 3 maja 1946 roku zostałem mianowany podporucznikiem. Jeszcze w kwietniu 1946 roku, z rozkazu »Zapory«, miałem przeprowadzić czystkę w gminach Chodel, Urzędów i Wilkołaz, gdzie miałem zlikwidować Stefana Wiertela i Kołodzieja, którzy tworzyli pewną szajkę rabunkową. Osobników tych złapaliśmy. Ja zastrzeliłem Kołodzieja i Wiertela zastrzelił »Renek«, zastępca »Misia«”. Wobec sprzeczności, odnośnie zabójstwa tych osobników, Sąd odczytał, po myśli artykułu 222 § 2 Kodeksu Wojskowego Postępowania Karnego, protokół przesłuchania oskarżonego na karcie 111. Oskarżony wyjaśnia: „Rozkaz zabicia tych osób ja otrzymałem, jednak »Renek« uprzedził mnie, zabijając tego drugiego. Tak zeznawałem w śledztwie, jednak zapisano inaczej. W kwietniu czy maju 1946 roku, otrzymałem również rozkaz, od »Zapory«, zlikwidowania Ostrowskiej i jej syna, i Galata, ze wsi Wały, gmina Wilkołaz, powiat Kraśnik. Jednak bliższych szczegółów mi nie podał. Ludzi tych zastrzeliłem sam, z pistoletu, zostawiając następnie przy nich podpisaną pseudonimem »Żbik« kartkę, tej treści: »Zostali zabici za współpracę z Urzędem Bezpieczeństwa i za dokonywanie rabunków«. Zaznaczam, że dokładnie treści sobie nie przypominam. W drugiej połowie kwietnia 1946 roku odebrałem gospodarzowi dwa konie, które były zrabowane przez bandę Wiertela. Być może, że zostały temu gospodarzowi, przez tę bandę, sprzedane, jednak ja je zabrałem, oddając je »Zaporze«. Co się tyczy mojej nominacji na podporucznika, to była mi nadana rozkazem Okręgu »Wolności i Niezawisłości«, i rozkaz ten odczytał mi major »Zapora«. W czerwcu 1946 roku, na polecenie kapitana »Wisły«, udałem się do wsi Ludwinów, otrzymując instrukcje na czas referendum. Do swojej dyspozycji miałem przydzielonych 6 ludzi, z którymi miałem obchodzić trzy gminy, tj. Urzędów, Wilkołaz i Chodel. Zadanie nasze było, aby ludzi, w czasie referendum, nakłaniać do głosowania w ten sposób, że należało odpowiedzieć na dwa pytania »nie« i jeden raz »tak«, pilnować, by nie organizowały się Ochotnicza Rezerwa Milicji Obywatelskiej, Związek Walki Młodych i inne organizacje, aktywnych demokratów, nawet we własnym zakresie, likwidować. Meldunki ze swojej działalności miałem składać na ręce »Renka«, dnia 15 każdego miesiąca, a ten, z kolei, kapitanowi »Wiśle«. Mogłem również robić, na własną rękę, akcje »dochodowe«. Patrol mój otrzymał numer 3/IV. Miejscowa ludność nazywała naszą grupę policją i żandarmerią, ponieważ tropiliśmy złodziei. Co zaś się tyczy napadów na stacje kolejowe, nie mogę wyjaśnić, ponieważ sobie szczegółów nie przypominam”. Z uwagi na to, że oskarżony nie przypomina sobie szczegółów napadu na stację kolejową w dniu 29 czerwca 1946 roku, przewodniczący, w myśl artykułu 222 § 2 Kodeksu Wojskowego Postępowania Karnego, odczytał protokół przesłuchania oskarżonego złożony w śledztwie na kartach 112 i 113. Oskarżony podaje: „Przypominam sobie, tak było, lecz nie mogę sobie przypomnieć, co do ilości zabitych i zabranej broni. W czerwcu 1946 roku, we wsi Dobra Wola, dowiedzieliśmy się, że niejaka Pałkowa, z koleżanką, są konfidentkami Urzędu Bezpieczeństwa. U Pałkowej przeprowadziliśmy rewizję. Zabraliśmy jej trochę amunicji i jej ojcu konia, a następnie obydwóm obcięliśmy włosy. W tym samym czasie, na szosie Niemce–Lublin–Lubartów, »Uskok« zrobił zasadzkę na oddział Urzędu Bezpieczeństwa, który ostrzelaliśmy z broni palnej, lecz jaki skutek był tej akcji, nie wiem. W lipcu 1946 roku brałem udział w napadzie na spółdzielnie w Kłodnicy i Pusznie, i na młyn w Bychawie. Z instytucji tych zabraliśmy towary. Co do pieniędzy, to sobie nie przypominam. Zdaje się, że z młyna zabraliśmy 5000 złotych. W lipcu 1946 roku, na szosie Kraśnik–Urzędów, podłożyłem minę pod przejeżdżające samochody Urzędu Bezpieczeństwa. Jednak nie wyrządziliśmy strat, ponieważ mina tylko częściowo wybuchła. W sierpniu 1946 roku, we wsi Pionki, rozbroiłem dwóch ormowców, zabierając jednemu automat, a drugiemu pistolet. Przy końcu sierpnia 1946 roku dowiedziałem się od ludzi, że we wsi Leszczyna jakiś osobnik dopytuje się o nasze oddziały. Osobnika tego ująłem, chcąc go doprowadzić do »Zapory«, i w czasie drogi osobnik usiłował zbiec, rzucając się na jednego z moich ludzi, i ten go zastrzelił, i następnie osobnik ten został wrzucony do studni, gdzie przed tym wrzucano zabitych Niemców. W okolicach Urzędowa, w sierpniu 1946 roku, dowiedziałem się, że tam znajduje się grupa operacyjna, pod dowództwem kapitana Wawrzonka, który kiedyś zabił jednego z moich ludzi. Udałem się następnie do miasta, aby zorientować się o liczbie tego oddziału i w pewnym momencie spotkałem tego kapitana na ulicy. Wyjąłem pistolet i z odległości około 5 metrów strzeliłem do niego trzy czy cztery razy, raniąc go, po czym zacząłem uciekać, a on strzelił za mną około ośmiu razy. Jednak niecelnie i ja zdołałem uciec. W sierpniu 1946 roku, dokonałem, wraz z oddziałem, napadu na spółdzielnię w Borzuchowie, zabierając tam potrzebny nam towar. Co zabraliśmy, dokładnie sobie nie przypominam. We wrześniu 1946 roku dokonaliśmy napadu na majątek Polskich Kolei Państwowych w Kłodnicy, zabierając tam dwa konie. Jednego konia sprzedałem na potrzeby oddziału, a drugiego oddałem »Renkowi«. We wrześniu 1946 roku otrzymałem od »Renka« rozkaz zlikwidowania dwóch bandytów ze wsi Kazimierz. Osobnika o nazwisku Jakubczyk zastrzeliłem ja, a drugiego, Janczurę, z mego polecenia zabił »Zuch«. Miałem rozkaz od »Renka«, zlikwidować, we wsi Łupiennik, obywatela Kustrę. Mimo że ja otrzymałem rozkaz, obywatela Kustrę zlikwidował »Miś«. Ja prosiłem »Misia«, by mi pomógł w złapaniu Kustry. Ten go złapał i następnie zastrzelił. Akcją na wieś Moniaki dowodził major »Zapora«. W czasie tej akcji ja miałem rozkaz przejść przez wieś, skąd miałem uprowadzić napotkanych tam mężczyzn. Będąc we wsi, w pewnej chwili, z jednego domu posypały się strzały, na które nasz oddział odpowiedział również ogniem, i na skutek silnego ognia zostało spalone kilkanaście budynków. Następnie dowiedziałem się, że w czasie strzelaniny został zabity w wiosce jeden człowiek. Z wioski tej zabraliśmy około dwudziestu ludzi. Następnie do nich przemawiał jeden z członków grupy »Zapory«. Po przemówieniu kilku osobnikom dano baty i następnie zostali zwolnieni. Rozkazu do rabowania nie mieliśmy. Być może, że były dokonane jakieś rabunki. W październiku 1946 roku, z rozkazu »Zapory«, przeprowadzałem akcje »dochodowe« we wsiach Kępa, Kłodnica, Kazimierz i inne, w ten sposób, że nakładałem na obywateli, wrogo nastawionych do naszej organizacji, kontrybucję, pobierając od nich kwoty pieniężne, od 5000 do 20000 złotych. W czterech czy pięciu wypadkach kazałem ludziom opuścić miejsce swego zamieszkania, co też oni uczynili. Z rozkazu »Zapory«, w miejscowości Obleszcze, przeprowadzałem akcje na grasującą tam bandę »Serwatki«. Jednego z tej bandy ludzie moi złapali, którego ja następnie kazałem zastrzelić. Rozkaz został wykonany. W listopadzie 1946 roku, w Ratoszynie, z rozkazu majora »Zapory«, sam zastrzeliłem obywatela Michalaka Stanisława, za to, że na moim terenie dokonywał rabunków. Również w listopadzie 1946 roku przeprowadziłem szereg akcji »dochodowych« w miejscowościach Kłodnica, Godów, Łopiennik, Ratoszyn i w innych miejscowościach, rabując pewne towary, przeważnie ze spółdzielni. W styczniu 1947 roku, ponieważ dowódca »Miś« został zabity, »Zapora« polecił mi objęcie dowództwa jego grupy. Jednak zakazał mi »Zapora« przeprowadzania akcji, z tym, że mogę jednak przeprowadzać, na własne potrzeby, akcje dochodowe. W oddziale wtedy miałem około 34 ludzi. Mniej więcej w tym czasie, w miejscowości Rudnik, powiat Kraśnik, dokonałem rabunku dwóch świń i jednego konia. Konia sprzedałem, a świnię, po zabiciu, zużyłem na potrzeby oddziału. Akcji tej dokonałem z polecenia Komendanta Rejonu, ps. »Wuj«, u członków Polskiej Partii Robotniczej. W lutym 1947 roku wysłałem kilku swoich ludzi, celem obrabowania spółdzielni w miejscowości Zaklinów. W drodze ludzie moi zetknęli się z funkcjonariuszami Milicji Obywatelskiej, otwierając do nich ogień, skutkiem czego dwóch milicjantów poniosło śmierć. Następnie zabrano milicjantom karabin, automat i dwa pistolety. Będąc w Janowie, dowiedziałem się o amnestii. W tym celu przyjechałem do miejscowości Chodel, w marcu 1947 roku, chcąc się spotkać z »Zaporą«. Z »Zaporą« spotkałem się i ten oświadczył mi, że pojedziemy do mojego oddziału. Następnie, wraz z oddziałem, udaliśmy się na Zamojszczyznę. »Zapora« oświadczył ludziom oddziału, że jest amnestia, że mogą się ujawnić, jak chcą, chorzy i ranni, zaś reszta miała nadal pozostać w konspiracji. Ci, co chcieli się ujawnić otrzymali od »Zapory« pieniądze na podróż do Lublina, w celu ujawnienia się. »Zapora« również kazał im ujawnić posiadaną broń. Z resztą oddziału udaliśmy się do oddziałów »Jadzinka« i »Samotnego«. Ja, z oddziałem, miałem rozkaz kwaterowania w okolicy Zwierzyńca, czekając na rozkazy »Zapory«. Po pewnym czasie otrzymałem od »Zapory« rozkaz, by nikogo z ludzi nie puszczać do ujawnienia, ponieważ, jak się później dowiedziałem, miało być ujawnienie grupowe. Mimo to jednak kilku ludzi z oddziału uciekło i ujawniło się. Za to »Zapora« udzielił mi nagany, oświadczając, że ja jestem odpowiedzialny przed nim za całość ludzi. W oddziale moim miałem dużą ilość broni, z której część, tj. jedną furmankę, na polecenie »Zapory«, dałem »Renkowi«, który tę broń zabrał w Lubelskie. Po pewnym czasie otrzymałem rozkaz, by z resztą swoich ludzi przyjechać na teren lubelski i dołączyć się z ludźmi do oddziału »Zapory«. Zaznaczam, że w tym czasie część ludzi chciała się ujawnić. W oddziale powstał chaos i częściowo rozluźniła się dyscyplina, tak, że następnie w oddziale zostało mi około 10 ludzi. Udając się w Lubelskie, do »Zapory«, wziąłem resztę swoich ludzi, część od »Jadzinka« i »Samotnego«, i, z oddziałem, liczącym wtedy około 20 ludzi, udałem się w Lubelskie, i w Kolonii Ratoszyn spotkałem się z »Zaporą«. W owym czasie część ludzi, zdaje się, że ze »Stefanem« czy też z »Wisłą«, wraz ze swoją bronią, poszła się ujawnić. Mnie natomiast polecił »Zapora« zatrzymać w swoim oddziale cztery ręczne karabiny maszynowe. »Czajka« nie ujawnił się, ponieważ nie chciał, i jak mi wiadomo miał cztery ręczne karabiny maszynowe do zamelinowania. Po tym nastąpiło częściowe rozluźnienie oddziałów. Ludzie chodzili luzem, z bronią i po cywilnemu. Dowiedziałem się od »Zapory«, że część broni miała być zamelinowana i następnie, przy grupowym ujawnieniu, miała być zdana władzom, na korzystnych dla nas warunkach. Z tego, co mi »Zapora« powiedział, zrozumiałem, że toczą się pewne pertraktacje, w celu zwolnienia naszych ludzi będących w więzieniach. W kwietniu 1947 roku porucznik »Wrzos« powiedział mi, że ma rozkaz zrobienia pieniędzy. W tym celu ja, »Wrzos« i »Zawada« udaliśmy się z bronią do spółdzielni w Urzędowie, gdzie zabraliśmy pewną ilość towaru i pieniędzy. Zaznaczam, że w tym okresie ja zamelinowałem w kilku miejscach 9 ręcznych karabinów maszynowych, w okolicy miejscowości Zadworno, jednak broń krótką, własną, zostawiłem przy sobie. Dokonany został również drugi napad na spółdzielnię mięsną w Urzędowie, którego dokonali »Zuch« i »Jeleń«. Ze spółdzielni zostało zabrane około 85000 złotych. Napad ten został dokonany na mój rozkaz, ponieważ były nam potrzebne pieniądze na wyrobienie sobie lewych dokumentów. Z wyżej wymienionej sumy, 50000 złotych, w maju 1947 roku, dałem »Zaporze« na dokumenty. Również w maju 1947 roku wziąłem udział w napadach na spółdzielnie w Pusznie i Godowie. Dowiedziałem się następnie od »Zucha«, czy też od »Jelenia«, że któryś z nich, w czerwcu 1947 roku, wbrew rozkazowi, zastrzelił dwóch osobników, w miejscowości Janów Lubelski. Dokładnie przebiegu tego zajścia nie wiem. W lipcu 1947 roku dokonałem zabójstwa Heleny Chłodnej ze wsi Lublinów, za to, że była konfidentką Urzędu Bezpieczeństwa. Przed tym jednak zameldowałem »Renkowi«, że owa Chłodna jest szkodliwą osobą dla naszej organizacji. »Renek« kazał mi ją zastrzelić, więc ja rozkaz ten wykonałem, o czym następnie zameldowałem »Zaporze«”. Wobec sprzeczności, po myśli artykułu 222 § 2 Kodeksu Wojskowego Postępowania Karnego, Sąd odczytał protokół przesłuchania w śledztwie na karcie 124. Oskarżony podaje: „Nastawienie to był rozkaz od »Zapory«. Chodziło tu o nasz sposób bytowania w terenie. Natomiast rozkaz zabicia Chłodnej dostałem od »Renka«. Dlaczego w protokole napisano inaczej, nie wiem. W lipcu 1947 roku, mimo to że »Zapora« polecił mi zaprzestać działalności, w celu pomocy czterem ujawnionym ludziom, których Urząd Bezpieczeństwa poszukiwał, z majątku Popkowice zabrałem dwa konie, które zostawiłem »Zuchowi«. Również w tym czasie z tego majątku zabrałem jeden karabin. Ludziom tym kazałem pozostawać w rejonie Janowa. Zaznaczam, że, wobec ciężkich warunków bytowania w terenie, zgodziłem się na wyjazd zagranicę, wraz z »Zaporą«, i przed wyjazdem broń przekazałem »Kędziorkowi«, na rozkaz »Zapory«. Natomiast broń krótką, pistolety, dałem jeden »Januszowi«, a drugi »Lotnikowi«. Na wyjazd zagranicę zaopatrzyłem się w lewe dokumenty, otrzymane od »Zapory« i »Renka«. Jeden to był dowód na nazwisko Andrzej Szumski. O możliwościach wyjazdu zagranicę powiedział mi »Renek«. Ponieważ do ujawnienia nie doszło, zostałem przy »Zaporze« i zdecydowałem się wraz z nim wyjechać zagranicę. Oskarżonego Nowickiego znałem jako Inspektora Inspektoratu Lubelskiego i byłem dwa lub trzy razy w jego towarzystwie, kiedy rozmawiał z »Zaporą«. 14 września 1947 roku, na polecenie »Renka«, udałem się do miejscowości Budy, gdzie było kilku osobników, między innymi Nowicki, »Zapora«, i tam omawiano sprawę wyjazdu zagranicę. Po tym zebraniu, na którym Nowicki oświadczył, że należy wyjechać zagranicę, udałem się, wraz z oskarżonym Wasilewskim, na kontakt do Nysy, gdzie zostałem przez władze Urzędu Bezpieczeństwa aresztowany”. Na pytanie obrońcy, adwokata Soroki, oskarżony wyjaśnia: „Pochodzę z rodziny rzemieślniczej. Do partyzantki wstąpiłem, ponieważ chciałem walczyć z Niemcami. W tym czasie grupa »Zapory« cieszyła się dobrą opinią, jak również i po okupacji. Nie ujawniłem się, dlatego, że chciałem zostać do końca przy dowódcy, »Zaporze«, i tylko na jego rozkaz bym się ujawnił. Uważałem się za kombatanta, zarówno w czasie okupacji, jak i do chwili aresztowania. Wyjeżdżając zagranicę, broni ze sobą nie wziąłem. Uważałem, że nie ma celu się już bronić, a tylko miałem przy sobie truciznę, którą na własną prośbę otrzymałem od »Zapory«”. 5) Oskarżony Tudruj wyjaśnia: „W 1942 roku, na terenie Lublina, wstąpiłem do organizacji, by walczyć z okupantem. W 1943 roku wstąpiłem na kurs podchorążych, który prowadził oskarżony Łukasik. Ponieważ tam nastąpiła wsypa, wstąpiłem do zorganizowanego przez oskarżonego Łukasika ps. kapitan »Ryś« oddziału. W czasie wkroczenia Armii Czerwonej oddział nasz został rozwiązany i ja wróciłem do domu. Po dwóch miesiącach zostałem z domu aresztowany i wywieziony do Związku Socjalistycznych Republik Radzieckich. W marcu 1946 roku wróciłem do pracy i zacząłem naukę w liceum. W maju 1946 roku przyjechał do mnie goniec, z polecenia oskarżonego Łukasika ps. »Ryś«, bym przyjechał do niego na kwaterę, do miejscowości Sporniak, w powiecie lubelskim, gdzie następnie przyjechałem i zrobiłem sobie w oddziale »Rysia« kilka zdjęć. »Ryś« następnie powiedział mi, że zostałem awansowany do stopnia porucznika i odznaczony Krzyżem Walecznych. W tym też czasie oddział »Rysia« został zaatakowany przez oddział wojska, i następnie wycofał się, zostawiając na miejscu aparat ze zrobionymi zdjęciami. Ponieważ aparat ten dostał się w ręce żołnierzy, czy też funkcjonariuszy Urzędu Bezpieczeństwa, bałem się, że mogę być za to ścigany, że należę do oddziału »Rysia«, więc postanowiłem zostać w jego oddziale. W oddziale Łukasika otrzymałem pistolet »Walther«. Następnie Łukasik dowiedział się kto wtedy sprowadził na nas wojsko. Udaliśmy się do tej wioski i sprawcom napadu udzieliliśmy chłosty. Będąc w grupie »Rysia«, ten oświadczył mi, że ma rozkaz utrzymywania się w terenie, z pewną ostrożnością, i w tym celu należy likwidować szkodliwe dla nas elementy tzn. informatorów Urzędu Bezpieczeństwa, o ile będą szkodliwe posterunki Milicji Obywatelskiej – należy je również likwidować, następnie złodziei i bandytów, zabierając im mienie na potrzeby oddziałów. Pieniądze możemy zdobywać z instytucji państwowych i samorządowych. Rozkazy takie, jak mi oświadczył »Ryś«, były z Okręgu, które on otrzymał od »Zapory«. Przejeżdżając przez wieś Jaroszewice, w czerwcu 1946 roku, kilku ludzi z oddziału wpadło do mieszkania obywatela Dajko, którego następnie zabrano do miejscowości w okolicy Bełżyc, na kwaterę. Kapitan »Ryś« przeprowadził, co do osoby Dajko, śledztwo i prawdopodobnie Dajko został zastrzelony. W tym czasie ja zbierałem prowiant we wsi Bobin i nie byłem obecny przy rozstrzelaniu obywatela Dajko. Natomiast słyszałem również, że w czerwcu 1946 roku, na rynku w Bełżycach, został zastrzelony przez nasz oddział jakiś osobnik. Jednak i w tym wypadku nie byłem obecny, ponieważ byłem na kwaterze pod Bełżycami”. Wobec sprzeczności, po myśli artykułu 222 § 2 Kodeksu Wojskowego Postępowania Karnego, Sąd odczytał protokół przesłuchania oskarżonego w śledztwie na karcie 73, gdzie jest podane, że oskarżony sam miał się dopuścić zabójstwa. Oskarżony podaje: „Protokół ten nie jest zgodny z prawdą i tam zostało mylnie zaprotokółowane. W lipcu 1946 roku oddział nasz, w miejscowości Zawieprze, został zaatakowany przez silny oddział Wojska Polskiego. Jednak oddział nasz walki nie przyjął, wycofując się bez strzałów. Wojsko nadal podążało za naszymi strzałami. Po przejściu pewnej drogi, »Ryś« kazał zatrzymać się, wyjść z lasu na pole, by zmylić za sobą ślad. Jednak zostaliśmy przez wojsko spostrzeżeni. Wojsko zaczęło nas ostrzeliwać i oddział nasz został rozbity na dwie części. Ja, jeszcze z trzema ludźmi, odłączyłem się od oddziału i błąkałem się w tej okolicy przez około dwa tygodnie, nie mogąc dołączyć do oddziału. »Ryś« z oddziałem wycofał się, ponosząc, jak się dowiedziałem, straty, w postaci trzech zabitych. Dopiero po dwóch tygodniach dowiedziałem się od Uskoka« o pobycie oddziału kapitana »Rysia«, i w okolicach Bełżyc dołączyłem do oddziału. W sierpniu 1946 roku, z polecenia »Rysia«, udałem się w okolice wsi Motycz, Bolszowic i Sporniak, celem udzielenia chłosty złodziejom. Na akcję tę wziąłem ze sobą pięciu ludzi i w czterech wypadkach wymierzyłem złodziejom karę chłosty. Następnie, znów przez »Rysia«, zostałem wysłany w teren lubartowski, z poleceniem udzielenia chłosty również złodziejom. Chłostę udzieliłem w dwóch wypadkach, zabierając jednemu osobnikowi konia z wozem, a drugiemu konia. Zabrane konie zostawiłem u gospodarza w Kolonii Dąbrowice i, jak się później dowiedziałem, gospodarz ten konie oddał Urzędowi Bezpieczeństwa. W nocy z 23 na 24 września 1946 roku brałem udział w napadzie na posterunek w Bełżycach, gdzie zabrano broń i zniszczono akta urzędowe. Na drugi dzień, rano, wycofaliśmy się do lasu, i mieliśmy czekać na przejeżdżające samochody z tytoniem, w celu ich ograbienia. Będąc na stanowiskach, w lesie, przy szosie, około godziny 11:00, widzieliśmy jadące samochody, po tytoń. Uważam, że przejeżdżające samochody zauważyły nasz oddział i zawiadomiły jednostkę Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego, która nas zaatakowała. Oddziałem, tym, który urządził zasadzkę na samochody, dowodził kapitan »Wisła«. Na skutek zbliżenia się oddziałów Wojska Polskiego, »Wisła« dał początkowo rozkaz wycofania się i następnie dał drugi rozkaz, by atakować oddział wojskowy. Ja, z porucznikiem »Bohunem« i dziewięcioma ludźmi, po pierwszym rozkazie wycofałem się do miejscowości Grąby Zaborowe, gdzie zauważyłem oddział wojska. Jednak, po dojściu bliżej, okazało się, że to był nasz oddział, oddział »Jadzinka«, do którego dołączyliśmy. Będąc w tym oddziale, po pewnym czasie znów zostaliśmy zaatakowani przez oddział Wojska Polskiego, jednak zdołaliśmy się wycofać w okolice Urzędowa. W okolice Urzędowa udaliśmy się furmankami, gdzie »Ryś« następnie podzielił oddział na trzy grupy i ja, z jedną grupą, wycofałem się pod Lublin. Zaznaczam, że ja udziału w akcji z wojskiem nie brałem, ponieważ po pierwszym rozkazie »Wisły« wycofałem się. W październiku 1946 roku zostałem wysłany do wsi Motycz, z polecenia Łukasika, w celu zlikwidowania bandytów Tomasika. Na miejsce udałem się wraz z czterema ludźmi. Nie zastając go pierwszego dnia, zabraliśmy mu wóz i konia, którym pojechałem do oddziału »Rysia«, pozostawiając na zasadzce pozostałych trzech swoich ludzi, którym dałem rozkaz, w wypadku złapania Tomasika, by go zastrzelili. Rozkaz zastrzelenia Tomasika wydałem jednemu z ludzi, Gołdkowi. Następnie ten powiadomił mnie, że Tomasik został zabity, jak również, przypadkowo, jego ojciec, i została także postrzelona żona Tomasika, o czym następnie zameldowałem Łukasikowi. W końcu października 1946 roku zostałem przez ludzi powiadomiony, że na drogach w pobliżu Lublina grasuje pewien osobnik i rabuje przejeżdżającym ludziom mienie, w postaci koni, pieniędzy i innych przedmiotów. Ludzie oświadczyli mi, że osobnik ten nazywa się Mdłowski i znajduje się obecnie na zabawie w miejscowości Konopnica. Do miejscowości tej wysłałem ludzi, którzy ujęli Mdłowskiego, i następnie poleciłem go Królikowi zastrzelić. Rozkaz zastrzelenia Mdłowskiego dostałem od »Rysia« i o wykonaniu tego rozkazu zameldowano mi. Ponadto Mdłowskiemu zabraliśmy konie z wozem, które również oddałem »Rysiowi«. W grudniu 1946 roku zostałem przez »Rysia« wysłany w teren lubartowski, w celu rozczłonkowania oddziałów. Ponieważ była zima, należało ludzi umieścić na kwaterach we wsi, i w wypadku spotkania grupy »Szatana« miałem ją skierować do kapitana »Rysia«. W grudniu tegoż roku, w Połszowicach, »Szatan« zgłosił się do »Rysia«, wraz z siedmioma ludźmi. Po trzech dniach »Ryś« spotkał się z »Zaporą« i w myśl jego rozkazu podzielił oddział na trzy grupy. Ja przejąłem grupę »Szatana« i »Szatan« został moim zastępcą. Grupa moja w tym czasie liczyła około 15 osób, i z tą grupą ruszyłem w teren lubartowski. W grudniu 1946 roku, z mojego polecenia, »Szatan« udał się z ludźmi do miejscowości Abramów i dokonał napadu na gminy, skąd zabrał pieniądze i następnie ze spółdzielni zrabował żywność i materiały tekstylne. Żywność, jak również zabrane pieniądze, w sumie około 50000 złotych, zostały zużyte na potrzeby oddziałów. W styczniu 1947 roku koło miejscowości Lubieszyn spotkałem przejeżdżających handlarzy świńskich, od których dobrowolnie otrzymałem 10000 złotych. Zaznaczam, że ja i moi ludzie byli wówczas z bronią. Po tej akcji przeniosłem się na teren lubartowski i podzieliłem oddział na dwie grupy. Jedną grupę objął »Chłopicki«, a drugą ja. W tym czasie dokonaliśmy napadu na gminę Abramów i Samoklęski, skąd zabraliśmy około 200000 złotych. Jeszcze przed tym dowództwo tego oddziału, z polecenia »Rysia«, objął »Chłopicki«, który przed tym dowodził tym oddziałem, a ja zostałem jego zastępcą. W lutym 1947 roku z Lubartowa wróciłem na teren lubelski, gdzie w tym czasie, w Bełżycach, byli obecni Inspektor Nowicki ps. »Stefan«, major »Zapora« i »Ryś« ze swoją grupą. W tym czasie „Zapora” polecił mi, abym jechał z nim na teren Zamojszczyzny, a dowództwo moje nad oddziałem objął »Julek«. Zaznaczam, że na teren zamojski »Zapora« wyjechał sam, ponieważ ja nie zdążyłem w omówionym czasie z nim się spotkać, tylko, następnie, sam, z jednym człowiekiem, udałem się, w celu jego odszukania. W tym też czasie dowódca oddziału, »Chłopicki«, napotkał oddział Ochotniczej Rezerwy Milicji Obywatelskiej i w czasie akcji z nimi został zabity. Po nim objął dowództwo »Julek«, a w marcu 1947 roku dowództwo po »Chłopickim«, od »Julka«, objąłem ja, udając się z oddziałem na teren lubartowski. W końcu marca 1947 roku Łukasik ps. kapitan »Ryś« przysłał rozkaz, abym zebrał broń maszynową, a ludzi wysłał do ujawnienia. Ja od ludzi zabrałem pięć ręcznych karabinów maszynowych, oświadczając im, jak chcą, by poszli się ujawnić. Natomiast sam, z bronią, przyjechałem do Bełżyc, gdzie na rozkaz »Rysia«, pod miejscowością Wojciechowice, ukryłem w stercie broń, a sam wyjechałem do domu, na Święta Wielkanocne. Po Świętach zdecydowałem się nie ujawnić, jednak chciałem zerwać z pracą i usunąć się z tego terenu. W maju tegoż roku otrzymałem od Łukasika lewy dokument na nazwisko Grabowski Edmund i 60000 złotych, i wyjechałem na Zachód, gdzie przebywałem do końca sierpnia 1947 roku, w poszukiwaniu za pracą. Pracy nie mogłem znaleźć, ponieważ nie miałem właściwie odpowiednich dokumentów. Udałem się następnie w Lubelskie, do »Rysia«, a ponieważ »Rysia« nie zastałem, wyjechałem do Warszawy, gdzie przed 15 września spotkałem się z Nowickim ps. »Stefan«, i następnie z »Borem«, otrzymując propozycję wyjazdu zagranicę, na co zgodziłem się, ponieważ obawiałem się zostać na terenie Polski, bym nie został aresztowany przez władze Urzędu Bezpieczeństwa. 15 września 1947 roku udałem się, wraz z kapitanem »Rysiem«, na kontakt do Nysy, gdzie następnie zostałem aresztowany”. Na pytanie prokuratora, oskarżony wyjaśnia: „Co do likwidacji osób w terenie, to dane personalne otrzymywaliśmy »z góry«. Rozkazy te wydawał nam »Ryś«. O zabójstwie Kowalczyka, we wrześniu 1946 roku, słyszałem od ludzi. Nie pamiętam czy meldowałem Łukasikowi kto dokonał zastrzelenia tego osobnika. Broń swoją, pistolet »Walther«, w maju 1947 roku, oddałem »Borowi«”. Na pytanie obrońcy, adwokata Soroki, oskarżony wyjaśnia: „Ja samorzutnie żadnego człowieka nie zabiłem. Do organizacji wstąpiłem dlatego, by walczyć z Niemcami. Do żadnej organizacji politycznej w ogóle nigdy nie należałem. Po amnestii uważałem, że praca organizacyjna została przerwana. Zagranicę dlatego chciałem wyjechać, by skończyć z konspiracją i dalej studiować. Prasy organizacyjnej nigdy nie czytałem. W organizacji byłem żołnierzem i wykonywałem polecenia swoich dowódców, którzy mnie również częściowo informowali o założeniach i celach organizacji”. 6) Oskarżony Miatkowski wyjaśnia: „W czasie okupacji należałem do Polskiego Związku Powstańczego, a następnie Armii Krajowej, na terenie Warszawy. W Armii Krajowej miałem stopień wojskowy kaprala podchorążego. W organizacji Armia Krajowa brałem udział w Powstaniu Warszawskim, skąd następnie, po upadku Powstania, zostałem wywieziony do obozu. Do kraju wróciłem w 1945 roku, na jesieni. Będąc jeszcze w Pradze Czeskiej, poznałem niejakiego Sochackiego, który w czasie okupacji był w grupie »Zapory«, i ten oświadczył mi, że władze państwowe obecnie źle patrzą na byłych członków Armii Krajowej, i należy pozostać nadal w konspiracji. W styczniu 1946 roku przyjechałem na teren Lubelszczyzny, w okolice Urzędowa, i tam zostałem przyjęty do oddziału »Zapory«, gdzie przez jakiś czas nie pełniłem żadnej funkcji. Następnie przydzielono mnie do patrolu »Renka«, w okolicy Chodel–Bełżyce. 14 lutego 1946 roku dokonaliśmy napadu na szosie Kraśnik–Lublin, zabierając beczkę tranu i około 15 worków mąki. W czasie tej akcji byłem uzbrojony w karabin. W kwietniu 1946 roku, wraz z grupą »Renka«, udałem się do miejscowości Ratoszyn, w celu ujęcia złodzieja imieniem Antoni. Nazwiska nie znam. Ponieważ osobnika tego nie mogliśmy ująć, rodzinie jego zabraliśmy konia i wóz. Osobnik ten prawdopodobnie został również zastrzelony”. Godzina 21:00. Przewodniczący zarządza przerwę w rozprawie do dnia 9 listopada 1948 roku, do godziny 8:30. Dnia 9 listopada 1948 roku, godzina 8:30. Dalszy ciąg rozprawy. Obecni ci sami. Dalej wyjaśnia oskarżony Miatkowski: „W początkach maja 1946 roku u »Zapory« powstał oddział konny, do którego ja zostałem przydzielony, nie mając żadnej funkcji. Oddział operował na terenie miejscowości Chodel. W lipcu 1946 roku zostałem przydzielony do »Rysia«, który przebywał, z oddziałem, na terenie lubartowskim. W tym też czasie, w lesie radzickim, oddział »Rysia« napotkał oddział Wojska Polskiego, z którym stoczył walkę. Jednak nasz oddział konny, z uwagi na przewyższające siły Wojska Polskiego, nie wziął w walce udziału. Następnie oddział wycofał się, bez żadnych strat. W lipcu lub sierpniu 1946 roku zostałem przydzielony do majora »Zapory«, jako jego adiutant, otrzymując stopień podporucznika. Przed referendum oddział nasz spotkał się z Inspektorem Nowickim, i ten przyniósł nam instrukcję odnoszącą się do zachowania oddziałów w terenie. Instrukcje brzmiały: w terenie zachować spokój, bez większych akcji, pisać ulotki, nawoływać ludność do głosowania dwa razy »nie« i raz »tak«. Rozkaz miał być wydany przez górę organizacyjną. W sierpniu 1946 roku opuściliśmy teren, udając się za San, wraz z grupami »Jadzinka«, »Renka« i »Misia«. Dowództwo nad tym oddziałem, liczącym około trzydziestu ludzi, objął »Zapora«, a ja byłem już jego adiutantem. W czasie przeprawiania się za San, przez Wisłę, oddział nasz, przez »Lisa«, nawiązał kontakt z »Rusinkiem«. Grupa »Rusinka« należała do Inspektoratu Krakowskiego. Oddział nasz następnie dokonał napadu na posterunek Milicji Obywatelskiej w miejscowości Czudecz, zabierając milicjantowi mundur i pistolet. Posterunku nie rozbroiliśmy, ponieważ tam nie było milicjantów. Po przeprawieniu się przez rzekę, natrafiliśmy na obóz Polskiego Czerwonego Krzyża, gdzie zatrzymaliśmy się na krótko, otrzymując od nich trochę żywności i medykamentów, a, dla pozoru, zabraliśmy im jedną pepeszę, w tym celu, by władze ich nie pociągnęły do odpowiedzialności, za to, że udzielili nam pomocy”. Wobec sprzeczności, po myśli artykułu 222 § 2 Kodeksu Wojskowego Postępowania Karnego, Sąd odczytał protokół przesłuchania oskarżonego w śledztwie na karcie 157. Oskarżony podaje: „W śledztwie zeznałem tak, jak i teraz, na rozprawie, a dlaczego zostało inaczej tam napisane, nie wiem”. Dalej wyjaśnia oskarżony: „W drodze powrotnej zatrzymaliśmy się u »Rusinka«, a następnie u »Lisa«, i po krótkiej gościnie dotarliśmy do lasów janowskich. Koło miejscowości Świnka zaatakował nas oddział wojska. Oddział nasz, ostrzeliwując się z broni maszynowej, wycofał się na łąkę, rozłożył się w tyraliery i zaatakował wojsko. W czasie akcji został ranny »Sokół«. Po krótkiej akcji wycofaliśmy się w głąb lasów i nocą pociągnęliśmy się do lasów lubelskich, gdzie spotkaliśmy się ze »Żbikiem« i »Samotnym«. Będąc jeszcze u »Lisa«, ten planował napad na pociąg i prosił majora »Zaporę« o pomoc w ludziach. »Zapora« zgodził się i oddział pomaszerował na stację Tuszów, gdzie zatrzymano pociąg, rozbrajając kilkunastu żołnierzy i zabierając im mundury i buty. Było to jeszcze we wrześniu 1946 roku, przed przejściem do lasów janowskich. Następna akcja odbyła się na Moniaki, którą dowodził »Zapora«. Na skutek przeprowadzonej tam akcji, na ormowców, część wsi została spalona. Kilkunastu mężczyzn uprowadzono z wioski, dwóm z tych wymierzono chłostę, i następnie wszystkich zwolniono. Z miejscowości tej zostały zabrane ormowcom karabiny angielskie, i w tej wsi, jak się dowiedziałem, został zabity jeden człowiek. Po tej akcji oddziały przeszły na teren zamojski i zostały podporządkowane Inspektorowi Inspektoratu Zamojskiego, ps. »Jur«. Ponieważ ciężko było z żywnością, więc Inspektor nadał nam napad na cukrownię w Klemensowie. Akcją na cukrownię dowodził »Jadzinek«. »Zapora« i »Jur« w czasie akcji znajdowali się na uboczu. Z cukrowni zabrano dwa worki cukru, pewną ilość pasów transmisyjnych, dziesięć karabinów ochronnych cukrowni i około dziewięciu koni, które oddano Inspektorowi »Jurowi«. Następnie z »Zaporą« wróciliśmy w Lubelskie. W marcu 1947 roku nałożyliśmy na spółdzielnię w miejscowości Urzędów kontrybucję, i »Renek« polecił nam zabrać część z tej kontrybucji, w sumie 20000 złotych. Ja byłem wówczas z »Wrzosem« i »Żbikiem«. Dnia 18 kwietnia 1947 roku pozostałem w Lublinie, na rozkaz Inspektora Nowickiego. Rozkaz ten otrzymałem na kilka dni przed ujawnieniem. Miałem wtedy jechać, z »Wrzosem«, ujawnić się i zdać wszystką broń. Skierowanie, w tym celu, otrzymaliśmy od »Zapory«. Przy ujawnieniu się zdałem broń, tj. dwa pistolety i jeden ręczny karabin maszynowy, nowej konstrukcji niemieckiej. Po ujawnieniu się zamieszkałem w Warszawie, przy rodzinie. W czerwcu 1947 roku, po ujawnieniu, skontaktowałem się raz, za wiedzą władz Urzędu Bezpieczeństwa, z bandą, chcąc uregulować swój stosunek do wojska i zabrać dokumenty. Wtedy to spotkałem się z kapitanem »Wisłą«, z którym pojechałem do »Zapory«, który w tym czasie prowadził pertraktacje w sprawie ujawnienia. W Warszawie był raz u mnie »Jadzinek«, przejeżdżając na Zachód. »Stefan« i »Wrzos« byli u mnie, w Warszawie, w czasie, gdy usiłowali porozumieć się z władzami Urzędu Bezpieczeństwa. Dnia 15 września 1947 roku przyjechali do mnie »Zapora« i oskarżony Pelak ps. »Junak«, i oświadczyli mi, że jadą zagranicę, proponując bym i ja z nimi pojechał. Ja skorzystałem z tej propozycji. Wszyscy trzej udaliśmy się do Nysy, a następnie do Godowa, gdzie zostałem aresztowany”. Wobec sprzeczności zeznań oskarżonego, Sąd odczytał protokół przesłuchania w śledztwie na karcie 159. Oskarżony podaje: „Co do »Zapory«, to był on ujawniony, lecz akt ujawnienia się jego był unieważniony. Na Zachód, tj. zagranicę, chciałem wyjechać, ponieważ obawiałem się władz. Dlaczego w protokole jest zaznaczone, że chciałem wstąpić do Armii Andersa, tego nie mogę wytłumaczyć”. Na pytanie obrońcy, adwokat Stillerowej, oskarżony podaje: „Pertraktacje trwały przed amnestią i w czasie amnestii, jak również jakiś czas po amnestii. Nasze władze postawiły pewne warunki, co do zwolnienia naszych ludzi z więzienia. Pertraktacje, jak mi wiadomo, nie doszły do skutku. Wiem, że Nowicki dążył do ujawnienia”. 7) Oskarżony Wasilewski wyjaśnia: „Ja miałem pseudonim »Biały«. W roku 1944 byłem w konspiracji, na terenie Sokołowa Podlaskiego, a następnie byłem w Lubelskim, pod dowództwem »Małego«, w organizacji Armia Krajowa. Z chwilą wkroczenia Armii Czerwonej, ja zgłosiłem się ochotniczo do Wojska Polskiego, w Sokołowie Podlaskim, i następnie zostałem skierowany do Centrum Wyszkolenia Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego. W końcu maja lub w czerwcu 1945 roku opuściłem jednostkę, wraz z pięcioma kolegami. Wyjechałem do Urzędowa, do rodziny. Po pewnym czasie zgłosiłem się do oddziału »Zapory« i zostałem przydzielony do kompanii »Juranda«. Kompania liczyła około 70 ludzi i stacjonowała w lasach koło Janowa. Było to w maju 1945 roku. W krótkim czasie wycofaliśmy się za San. Przed tym zostałem z kolegami wysłany po prowiant, kiedy to, w czasie tej czynności, napotkaliśmy na wojsko, które nas rozbroiło, lecz zostaliśmy przez nich puszczeni i dołączyliśmy się do oddziału. Po przejściu przez San napotkaliśmy się na jednostkę wojskową, sowiecką, która nas ostrzeliwała, jednak zdołaliśmy umknąć. Zaznaczam, że ja posiadałem karabin. W lipcu lub w sierpniu 1946 roku spotkałem się z Komendantem placówki w Urzędowie, z Gajewskim ps. »Oset«, od którego dostałem lewe dokumenty na nazwisko Krysiak Tadeusz. W 1945 roku ujawniłem się pod przybranym nazwiskiem. W grudniu przybyłem do miejscowości Borowo, chcąc się zobaczyć z »Opalem«, i przy pomocy jego otrzymać pracę. W tym czasie spotkałem się z »Wrzosem«, któremu udzieliłem pomocy przy przewożeniu zboża do miejscowości Jeżów. Nad ranem zostałem, przez Urząd Bezpieczeństwa, aresztowany i po dziesięciu miesiącach zwolniony z więzienia w Lublinie. Po zwolnieniu z więzienia udałem się ponownie w Lubelskie, gdzie otrzymałem od »Renka« 30000 złotych, jako zapomogę od »Zapory«. Pieniądze te zużyłem na leczenie. Leczyłem się w Łodzi i w Godowie. W styczniu 1947 roku wróciłem na teren lubelski i w okolicach Chodla spotkałem się z »Zaporą«, który przydzielił mnie do »Renka«, gdzie dano mi pistolet »T.T.«. W końcu stycznia 1947 roku, kwaterując w Borowie, »Renek« dał mi rozkaz pójścia do Chodla i zabrania urzędnikowi skarbowemu pieniędzy, które zebrał za podatki. W Chodlu podszedłem do sekwestratora, powiedziałem, że jestem z oddziału »Zapory« i proszę o pieniądze. Sekwestrator dał mi owe pieniądze, w sumie 21 czy 22 tysiące złotych, i wystawiłem mu na ulicy pokwitowanie, podpisując się pseudonimem »Biały«. W marcu 1947 roku spotkałem się w Chodlu z podporucznikiem »Zimnym«, posiadając pistolet »T.T.«, a on miał pepeszę, »Walther« i »Nagan«. Stojąc na rynku, zauważyliśmy milicjantów wchodzących do Urzędu Gminnego. »Zimny« powiedział do mnie: »Chodź, zobaczymy«. Wszedłszy do wewnątrz, zacząłem rozmawiać z urzędniczką i w pewnym momencie usłyszałem krzyk: »Ręce do góry!«. Następnie »Zimny« oddał strzał do jednego z milicjantów, który nie podniósł rąk do góry, i zaczął bić innych milicjantów. Zabraliśmy im jeden ręczny karabin maszynowy »Diechtierow«, automat, jeden karabin i pistolet. Dlaczego »Zimny« to uczynił, nie wiem. W kwietniu 1947 roku »Renek« dał rozkaz, »Piatowi«, »Kędziorkowi« i mnie, byśmy zabrali, ze spółdzielni w Ratoszynie, papierosy i inne towary. Wszyscy trzej posiadaliśmy broń. Ja miałem »T.T.«. Do spółdzielni w Ratoszynie udaliśmy się furmanką. Do wewnątrz weszli »Kędziorek« i »Piat«. Zabrany towar załadowaliśmy na furmanki, a następnie udaliśmy się do »Renka«. Z akcji tej ja otrzymałem towar na ubranie. W sierpniu 1947 roku »Renek« wydał rozkaz »Piatowi« i »Lwowi« udać się do spółdzielni w Pusznie, w powiecie Puławy. Tam zmusiliśmy sklepowego do opuszczenia spółdzielni. Zabraliśmy z kasy 19000 złotych i papierosy, co następnie oddaliśmy »Renkowi«. W czasie tej akcji byliśmy uzbrojeni. Ja w dalszym ciągu uważałem się za członka grupy »Renka«. Pistolet »T.T.« zamieniłem na »Vis«. Dnia 10 września »Renek« polecił mi znaleźć Grońskiego. »Renek« polecił udać się, mi i Grońskiemu, do »Zapory«, w okolice Wojciechowa, w powiecie lubelskim. Był tam obecny »Janusz«, ja, później przyjechał Pelak, następnie Nowicki ps. »Stefan«. »Zapora« poddał nam myśl wyjazdu zagranicę. Ja się zgodziłem na tę propozycję. Wtedy to »Zapora« dał mi i Grońskiemu po 4000 złotych i w dniu 14 września 1947 roku udaliśmy się do Nysy, gdzie zostaliśmy zatrzymani przez władze. Pistolet swój, przed wyjazdem, oddałem koledze”. Na pytanie obrońcy, adwokata Szymaszka, oskarżony wyjaśnia: „Z Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego uciekłem, dlatego, ponieważ słyszałem, że byłych członków Armii Krajowej i niepewnych politycznie aresztują. Ja, jako żołnierz, w grupie »Renka« wykonywałem jego rozkazy. »Renek« zginął w akcji, z oddziałem Wojska Polskiego, dnia 8 września 1947 roku. Poza tymi akcjami, jakie wymieniłem, w żadnych innych udziału nie brałem. Wyjazd zagranicę uważałem za rozkaz, jednak to nie był rozkaz. Dokumentów na wyjazd zagranicę nie otrzymałem. W Lublinie przebywałem pod nazwiskiem Krysiak”. 8) Oskarżony Pelak wyjaśnia: „W czasie okupacji należałem do organizacji Związek Walki Zbrojnej, do roku 1941, na terenie powiatu puławskiego. W roku 1943 byłem w oddziale partyzanckim pod dowództwem »Ewy«. W oddziale tym brałem udział w akcjach dywersyjnych. Napadaliśmy na Niemców, wysadzaliśmy pociągi i tym podobne. Następnie dowództwo nad oddziałem objął oskarżony »Zapora«. Ja miałem pseudonim »Junak« i ostatnio pełniłem funkcję drużynowego. W chwili wkroczenia wojsk radzieckich, straciłem kontakt ze swoją grupą. W sierpniu 1944 roku zgłosiłem się do Komisji Poborowej w Opolu, gdzie przyjęto mnie do Wojska Polskiego. Po komisji wróciłem do domu i powołania do Wojska Polskiego nie otrzymałem. Na gospodarstwie swym pozostałem do zimy 1945 roku”. Wobec sprzeczności, co do pobudek niestawienia się w Wojsku Polskim, Sąd odczytał protokół przesłuchania oskarżonego w śledztwie, karta 184. Oskarżony podaje: „Treść w protokole została źle ujęta. Ja w tym czasie nie miałem żadnych kontaktów z Armią Krajową. W połowie maja 1945 roku spotkałem się z podporucznikiem »Duchem«, którego znałem z czasów okupacji. »Duch« zaproponował mi wstąpienie do oddziału, co też uczyniłem, wstępując do jego oddziału. Następnego dnia przybył »Zapora« i zabrał mnie na koncentrację. Ja posiadałem swój pistolet »Mauser«. W czerwcu 1945 roku brałem udział, z grupą »Jerzego«, w napadzie na miejscowość Bychawa. Ja z drużyną stałem na obstawie. Jest mi wiadomo, że w czasie tej akcji rozbrojono posterunek Milicji Obywatelskiej i obrabowano spółdzielnię. Z posterunku zabrano broń, jednak jaką ilość – nie mogę stwierdzić. W spółdzielni zabrano różne towary. Po akcji ruszyliśmy w dalszą drogę, w stronę Huty Turobińskiej. W pewnym momencie usłyszałem kilka strzałów, a następnie zauważyłem, że wybuchł pożar. Z miejscowości tej zabrano świnie. Czy brano inne rzeczy, nie widziałem. We wsi prawdopodobnie mieszkali członkowie Polskiej Partii Robotniczej. Następnie udaliśmy się w dalszą drogę, z całym, licznym oddziałem. Przemarsz trwał kilka dni”. Wobec sprzeczności, odczytano protokół na karcie 184, co do starania się o żywność w formie napadania na ludność. Oskarżony podaje: „Być może, że byli osobnicy, którzy starali się o prowiant, ale ja w tym udziału nie brałem, a ujawniłem się w Lublinie, w październiku 1945 roku, na polecenie »Opala«, zdając broń, jaką wówczas posiadałem, tj. kb. Pistolet mój miał kolega i w 1946 roku oddał mi go, a ja zdałem ten pistolet w czasie amnestii w 1947 roku. Po ujawnieniu się wyjechałem na Zachód, a ponieważ brat mój, przez wypadek, został zabity, wróciłem do domu. Od sierpnia 1946 roku, we wsi Halinówka, zacząłem współpracować z organizacjami. W tym czasie prowadziłem rejestrację ludzi z konspiracji, dlatego też byłem przez władze bezpieczeństwa podejrzany o współpracę z organizacją, a nawet poszukiwany. Wtedy to zacząłem się ukrywać. Na propozycję porucznika »Ducha«, przyjąłem skrzynkę kontaktową w Halinówce, mając za zadanie kontaktować grupy ze sobą, które należą do oddziału »Zapory«, i następnie dawać ostrzeżenia grupom znajdującym się w pobliżu, o zbliżaniu się Wojska Polskiego, Urzędu Bezpieczeństwa i Milicji Obywatelskiej. Jeżeli chodzi o pojedynczych ludzi z organizacji, to dawałem im schronienie u znajomych gospodarzy. W okresie ukrywania się nie spałem w domu, lecz u sąsiadów, i przetrwałem tak do czasu amnestii. Około 20 sierpnia byłem z kolegą o nazwisku Wacław Cypiński ps. »Zbych«. Zatrzymaliśmy się u mego kuzyna, Kaźmierczaka Jana, aby spędzić wieczór. Jan Kaźmierczak należał do Ochotniczej Rezerwy Milicji Obywatelskiej. W drodze spotkałem dwóch milicjantów i dwóch ormowców. Zaznaczam, że wówczas posiadałem broń palną. Po upływie około dwóch godzin wszedł jeden milicjant. Po chwili wszedł ponownie i zabrał mnie, wraz z kolegą, do innego pokoju. Za mną weszło wielu innych milicjantów. W mieszkaniu wylegitymowali mnie i kolegę. Nie byli zdecydowani, czy nas aresztować, lecz w końcu oświadczyli, że będziemy doprowadzeni do posterunku. Jeden z milicjantów wystawił broń w kierunku nas, a drugiemu kazał nas zrewidować. Pistoletów u nas nie znaleziono, ponieważ mieliśmy je z tyłu, w spodniach. Noc była wówczas ciemna, więc ja planowałem ucieczkę. Milicjanci prowadzili nas do posterunku, pod bronią. Około trzystu metrów od domu, skąd nas zabrali, porozumiałem się wtedy z kolegą i jednocześnie odwróciliśmy się do milicjantów i oddaliśmy strzały w ich kierunku. Widząc, że milicjanci byli unieszkodliwieni, leżąc na ziemi, zabraliśmy im dokumenty i broń »Walther«, »Nagan« i dwa automaty. Brat mój cioteczny został ranny w rękę w wyniku strzelaniny. Milicjanci ci zostali przez nas zabici. Po tym wypadku wróciłem do domu i zameldowałem porucznikowi »Duchowi«, który był w naszym terenie. Następnie ukrywałem się w obrębie swojej wioski, utrzymując w dalszym ciągu kontakty organizacyjne, aż do chwili amnestii. W międzyczasie dowiedziałem się od »Ducha«, że toczą się pertraktacje, odnośnie ujawniania się w okresie amnestyjnym. W marcu 1947 roku przyjechał kapitan »Wisła«, już ujawniony, który zaproponował mi także ujawnienie się, na co chętnie zgodziłem się. Razem ze mną ujawnił się porucznik »Duch«. Po ujawnieniu zacząłem pracować w gospodarstwie. W końcu maja lub na początku czerwca 1947 roku oznajmiono mi, że był u mnie kapitan »Wisła«. Od kolegi dowiedziałem się, że »Wisła« szuka »Zapory«. W czerwcu 1947 roku przyjechał do mnie »Zapora«, a w pół godziny później kapitan »Wisła«. »Zapora« powiedział mi, że grupy ujawnią się, nie będzie ich w terenie i będzie spokój. Umówili spotkanie, na którym miał być również »Drugak«. Jednak spotkanie to nie było już u mnie. Kapitan »Wisła« oświadczył mi, że kontakty, które ja umożliwiałem, będą dla mnie plusem, gdyż prowadzą oni te odprawy za wiedzą Urzędu Bezpieczeństwa. Od »Zapory« otrzymałem pismo, do pułkownika »Drugaka«, w którym zgadzał się na ujawnienie, więc polecenie »Zapory« traktowałem jako prośbę. Dnia 16 czerwca 1947 roku przyszedł ponownie »Zapora« i podawał do chrztu dziecko mojemu koledze, a 18 czerwca, rano, pojechałem z owym kolegą do Lublina. Do Urzędu Bezpieczeństwa poszło nas czterech: kapitan »Wisła« i kapitan »Wir«, ja i kolega. »Wisła« i »Wir« weszli do wewnątrz i po powrocie powiedzieli nam, że sprawa nasza, tj. odnośnie zabójstwa milicjantów, jest załatwiona. Ja, wraz z kolegą, prawdopodobnie miałem dobrą opinię w Urzędzie Bezpieczeństwa, więc nie potrzebowałem się bać. Kapitan »Wisła« prosił mnie, abym powiadomił »Zaporę«, że władze Urzędu Bezpieczeństwa godzą się na przedłożone przez nich warunki, więc należy oddziały ujawnić. Powróciliśmy z kolegą do domu. Do wsi Łupki przyjechali osobnicy z Urzędu Bezpieczeństwa, z naszymi ludźmi, w tym dwóch zwolnionych Inspektorów, i oskarżony Miatkowski. Było to w środę i »Zapora« przyjechał także. O toku rozmów nie wiedziałem, ponieważ mnie przy rozmowach nie było. Było to mniej więcej przed 20 czerwca 1947 roku. Dnia 10 sierpnia został aresztowany »Zbych«, za kontakt z »Zaporą«. W dniu 11 sierpnia 1947 roku przybyło do mnie, do domu, wojsko, lecz byłem wówczas nieobecny. O aresztowaniu mego kolegi dowiedział się »Zapora« i zawerbował mnie do siebie i polecił iść, wraz z kapitanem »Wisłą«, do Urzędu Bezpieczeństwa, aby tę sprawę wyjaśnić. »Wisły« jednak nie zastałem, lecz miałem podany adres do niego, który podał mi jeden inżynier. Po przyjeździe spotkałem się z »Zaporą« i opowiedziałem mu o tej sprawie. »Zapora« przyrzekł mi załatwić pomyślnie tę sprawę, a jednocześnie zaznaczył o wyjeździe zagranicę. Ja jednak wolałbym pozostać w domu i pracować. Po spotkaniu z »Zaporą« otrzymałem telefon, w dniu 4 września 1947 roku, z Lublina, od inżyniera Siemnickiego, który oświadczył mi, że pułkownik »Drugak« kazał mi przyjść do siebie. Ponieważ pułkownika »Drugaka« nie było, nic nie załatwiłem i powróciłem do domu. »Zapora« przed tym polecił mi spotkać się z nim we wsi Budy, w dniu 10 września 1947 roku. Wtedy to, na tym spotkaniu, zastałem »Zaporę«, Grońskiego, Wasilewskiego, Inspektora »Stefana« z »Borutą«, i trzech nieujawnionych: »Jadzinka«, »Lotnika« i »Kędziorka«. Byłem wtedy pewien, że »Zapora« politycznie nie działa. Na zebraniu omawiano sprawę wyjazdu zagranicę. Ja zgodziłem się wówczas na wyjazd. Major »Zapora« powiedział, że wyjazd jest pewny i że wyjedziemy na tereny okupowane przez anglosasów, i że tam będą dość dobre warunki egzystencji. Ja, z majorem »Zaporą«, w dniu 12 września 1947 roku, wyjechaliśmy do Warszawy. Co do broni to oficer śledczy powiedział, że współoskarżeni oświadczyli, że ja prawnie posiadałem broń. Mnie to było obojętne, więc powiedziałem: »Niech tak będzie«. Jednak po ujawnieniu broni żadnej nie miałem”. Wobec sprzeczności, Sąd, po myśli artykułu 222 § 2 Kodeksu Wojskowego Postępowania Karnego, odczytał protokół przesłuchania oskarżonego w śledztwie na karcie 181. Oskarżony podaje: „Protokół ten jest zgodny z prawdą”. Odczytano kartę 185. Oskarżony podaje, że tak było, jeżeli chodzi o wioskę. Odczytano kartę 180. Co do posiadania broni, we wrześniu 1947 roku, oskarżony przeczy, oświadczając, że broni nie posiadał, ani też nie przechowywał. Na pytanie przewodniczącego, oskarżony Nowicki wyjaśnia: „Wyjazd tych ludzi zagranicę uważałem jako zło konieczne mniejszej wagi i uważałem, że przez wyjazd tych ludzi skończą oni już z przelewem krwi”. Godzina 15:00. Przewodniczący zarządza przerwę w rozprawie do dnia 11 listopada 1948 roku, do godziny 8:30. Dnia 11 listopada 1948 roku, godzina 9:00. Dalszy ciąg rozprawy. Obecni ci sami. Za zgodą stron, uznano za ujawnione z akt sprawy następujące dokumenty, z tomu drugiego akt sprawy: telefonogram (karta 18), pismo do Państwowych Zakładów Hodowli Roślin w Lublinie (karta 20), pismo do W.K.M.O. w Lublinie (karta 23), telefonogram numer 268/46 K.D. (karta 24), sprawozdanie (karta 25), pismo do Głównej Komendy Milicji Obywatelskiej w Warszawie (karta 30), pismo do W.K.U.B. w Lublinie (karta 34), pismo do Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego (karty 36–37), protokół zameldowania (karta 46), telefonogram K.D. 216/46 (karta 56), pismo do szefa Wojewódzkiego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego w Lublinie (karty 57–58), telefonogram K.D. 222/46 (karta 59), telefonogram numer 577/46 (karta 61), telefonogram numer 508/46 (karta 50), pismo do Wojewódzkiego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego w Lublinie (karta 40), telefonogram numer 651/46, pismo do M.B.O. (karta 53), telefonogram numer K.D. 365/46 (karta 88), raport specjalny (karta 89), telefonogram numer 146 (karta 93), wyciąg ze sprawy numer 4026 z dnia 31 lipca 1946 roku (karta 94), wyciąg ze sprawozdania Wojewódzkiego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego w Rzeszowie (karta 126), sprawozdanie (karta 158), telefonogram numer 0023 (karta 187), pismo D.K. G.M.O. (karta 160), pismo do Wojewódzkiego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego w Lublinie (karta 161), pismo do Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego (karta 162), telefonogram numer 620 (karta 163), pismo do Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego (karta 164), telefonogram do Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego (karta 125), wyciąg (karta 129), pismo do Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego (karty 165–169), pismo do sztabu Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego (karty 170–172), pisma do Komendy Głównej Milicji Obywatelskiej (karta 189 a), (karta 193), (karta 198), telefonogram numer 24/311 (karta 201), pisma do Komendy Głównej Milicji Obywatelskiej (karta 202), (karta 206), (karta 207), (karta 208), (karta 210), (karta 212), pismo do Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego (karta 216), pisma Komendy Głównej Milicji Obywatelskiej (karta 217), (karta 226), pisma do Wojewódzkiego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego w Lublinie (karta 223), (karta 258), wykaz napadów, dokonanych przez bandę „Zapory”, na terenie powiatu zamojskiego (karty 304–306), pisma do Wojewódzkiego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego w Lublinie (karta 225), (karta 218), pismo do Komendy Głównej Milicji Obywatelskiej (karta 250), pismo do Wojewódzkiego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego w Lublinie (karty 258–259), pismo do Komendy Głównej Milicji Obywatelskiej (karta 148), pismo do Wojewódzkiego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego w Lublinie (karta 143), pisma do Komendy Głównej Milicji Obywatelskiej (karta 150), (karta 151), pismo do Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego (karta 152), zdjęcia zabitego Guminiaka Janusza (karta 153), pismo do Wojewódzkiego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego w Lublinie (karta 175), pismo do Głównej Komendy Milicji Obywatelskiej (karta 253), protokół oględzin zwłok (karty 245–253, tom I), wykaz przestępstw, dokonanych przez bandę „Zapory”, i odpis pamiętnika ps. „Drania” (karty 274–333, tom II). Dokonano oględzin dowodów rzeczowych, w postaci dokumentów osobistych oskarżonych, prawdziwych i podrobionych, znajdujących się w ośmiu kopertach (karty 336–337, 355–356, tom II). Obrońca, adwokat Stillerowa, wnosi o zaliczenie na poczet ujawnionych dokumentów z akt sprawy, a to protokoły zeznań świadków na kartach 309 i 311, tom I. Sąd postanowił zaliczyć w poczet dowodów z zeznań świadków na kartach 309 i 311, tom I, również za ujawnione, a to świadka Czapli Kazimierza i Zwolaka Piotra. Obrońca, adwokat Stillerowa, ponadto wnosi o dopuszczenie dowodu z przesłuchania świadków, zapodanych w prośbie oskarżonego Nowickiego, jak również o przesłuchanie, doprowadzonego do Sądu, Konrada Bartoszewskiego, zamieszkałego w Warszawie, ulica Mokotowska 59 mieszkania 39, na następujące okoliczności: że oskarżony Nowicki, jeszcze w okresie przed ujawnieniem się Okręgu, działał w kierunku ujawnienia oddziałów „Zapory”, co częściowo miało miejsce, w początkach marca i końcu lutego 1947 roku, na skutek czego to zostało ujawnionych część oddziałów „Zapory”, z jego zastępcą, ps. „Wisłą”, że oskarżony Nowicki, przez cały czas działalności Okręgu nad ujawnieniem, współpracował z Okręgiem, wpływając na teren w kierunku jego jak największego rozładowania, że w okresie po swoim ujawnieniu, tj. od marca do końca lipca 1947 roku, działał w kierunku dalszego rozładowania terenu, co odbywało się za wiedzą, zgodą i z polecenia Wojewódzkich Władz Bezpieczeństwa w Lublinie (pułkownika Tataja), że, nie tylko Nowicki, ale i inni, wówczas ujawnieni, członkowie władz Okręgu Lubelskiego „Wolności i Niezawisłości” mieli i spełniali te same zadania, z upoważnienia Władz Bezpieczeństwa w Lublinie, że w związku z tą działalnością oskarżonego i innych jeszcze w czerwcu 1947 roku konferowano z władzami Urzędu Bezpieczeństwa w Lublinie, że oskarżony Nowicki niejednokrotnie wspominał świadkowi, w okresie ujawnienia, że stan psychiczny „Zapory” jest tego rodzaju, że nie wysiedzi on w kraju, a zechce wiać zagranicę, jako człowiek obciążony manią prześladowczą, że, po uzgodnieniu powyższych rzeczy z Władzami Bezpieczeństwa, a nawet i tekstu odezwy, Okręg ogłosił, za pośrednictwem Władz Bezpieczeństwa, w terminie amnestyjnym, odezwę do byłych członków organizacji „Wolność i Niezawisłość”, wzywającą do ujawnienia się i oddania wszystkiej broni, że Nowicki został Inspektorem od listopada 1946 roku i że zadaniem jego było oddziały hamować na działalność, co też robił, i że w tym okresie było stosunkowo mało incydentów, że na terenie było dużo dzikich band, niepodporządkowanych „Wolności i Niezawisłości”, które mordowały i rabowały w tym okresie. Prokurator sprzeciwia się wnioskowi obrońcy, adwokat Stillerowej, ponieważ świadek, zapytany przez obrońcę, nic istotnego do sprawy nie wniesie, a okoliczności, które świadek ma zeznać, zostały, już w toku przewodu, wyjaśnione. Obrońca, adwokat Sobczyński, wnosi o dopuszczenie dowodu z przesłuchania świadka Tokarskiego, dyrektora gimnazjum w Ratoszynie, na okoliczność, iż oskarżony „Zapora”, w rozmowie z pułkownikiem Tatajem, omawiał sprawę ujawnienia wszystkich oddziałów, i dążył do ich ujawnienia. Prokurator oponuje, z uwagi na to, iż świadek nic istotnego do sprawy nie wniesie, a okoliczności te zostały już, w toku przewodu sądowego, wyjaśnione. Obrońca, adwokat Szymaszek, podtrzymuje swój poprzedni wniosek, który złożył w toku rozprawy. Prokurator, również i w tym przedmiocie, oponuje. Sąd postanowił: nie uwzględnić 1) wniosku oskarżonego Nowickiego i jego obrońcy, adwokat Stillerowej, o dopuszczenie dowodu z zeznań świadków: pułkownika Czaplickiego, pułkownik Brytrygierowej, generała Romkowskiego, Adama Bartoszewskiego, Aleksandra Głowackiego, Franciszka Abraszewskiego, dla stwierdzenia okoliczności, we wniosku oskarżonego, pisemnym, z dnia 7 października 1948 roku, i we wniosku, przedstawionym na rozprawie, w dniu 11 listopada 1948 roku, ponieważ poszczególne okoliczności zostały, w toku postępowania, dostatecznie wyjaśnione, bądź też dla sprawy nie mają żadnego znaczenia, 2) obrońcy oskarżonego Łukasika, adwokata Szymaszka, o dopuszczenie dowodu z zeznań świadka Skrzypka „Kotwicy”, Mieczysława Wolińskiego i kapitana Wilczaka Józefa, celem stwierdzenia działalności oskarżonego w czasie okupacji niemieckiej, gdyż zachowanie się oskarżonego w czasie okupacji niemieckiej nie jest objęte aktem oskarżenia i nie może mieć wpływu na treść orzeczenia o winie oskarżonego, 3) obrońcy oskarżonego Dekutowskiego, adwokata Sobczyńskiego, o dopuszczenie dowodu z zeznań świadka Tokarskiego, jako spóźniony, dążący do przewleczenia sprawy i mający stwierdzić okoliczności, które całokształtu przestępczego działania oskarżonego Dekutowskiego nie wyjaśniają w okresie amnestyjnym. Postępowanie dowodowe zakończono. Na pytanie, w myśl artykułu 231 § 1 Kodeksu Karnego Wojska Polskiego, strony nie oświadczają się. Przewodniczący udziela głosu stronom. Prokurator wnosi, odnośnie wszystkich oskarżonych, o najwyższy wymiar kary, podtrzymując wszystkie zarzuty, objęte aktem oskarżenia, i zawarte tam kwalifikacje prawne. Wnioski obrońców: Obrońca, adwokat Stillerowa, wnosi o uniewinnienie oskarżonego Nowickiego ze wszystkich zarzutów, z wyjątkiem czynu z artykułu 191 Kodeksu Karnego, i wymierzenie mu za to przestępstwo łagodnej kary, zaś w stosunku do oskarżonego Pelaka – o uniewinnienie. Obrońca, adwokat Szymaszek, wnosi o wymierzenie oskarżonemu Łukasikowi jak najłagodniejszej kary, przy pełnym zastosowaniu Ustawy Amnestyjnej, gdyż wszystkie czyny oskarżonego zostały popełnione przed 5 lutym 1947 roku, odnośnie zaś oskarżonego Wasilewskiego, o wymierzenie jak najłagodniejszej kary i uznanie go winnym, nie z artykułu 118 § 1, 2 i 3, tylko z artykułu 118 § 1 Kodeksu Karnego Wojska Polskiego. Obrońca, adwokat Sobczyński, wnosi o wymierzenie oskarżonemu Dekutowskiemu odpowiedniej kary pozbawienia wolności. Obrońca, adwokat Soroka, wnosi o uniewinnienie oskarżonego Miatkowskiego, zaś co do oskarżonego Tudruja i Wasilewskiego, o zastosowanie amnestii i wymierzenie łagodnego wymiaru kary. Oskarżeni proszą: 1) Oskarżony Nowicki – o wyrok zgodny z Ustawą Amnestyjną. 2) Oskarżony Dekutowski – pozostawia decyzję Sądowi, przy zwróceniu uwagi na okres jego dzialalności partyzackiej w okresie okupacji niemieckiej. Oskarżeni Łukasik, Groński, Tudruj, Miatkowski i Wasilewski proszą o jak najłagodniejszy wymiar kary, zaś oskarżony Pelak prosi o umożliwienie mu powrotu do normalnego życia. Przewód sądowy zakończono dnia 11 listopada 1948 roku, o godzinie 17:00. Sąd udaje się na naradę nad wyrokiem. Przewodniczący, w myśl artykułu 244 Kodeksu Wojskowego Postępowania Karnego, zapowiada, że wyrok ogłoszony będzie dnia 15 listopada 1948 roku, o godzinie 10:00. Dnia 15 listopada 1948 roku, godzina 10:00. Sąd powraca na miejsce rozprawy. Przewodniczący ogłasza, w obecności oskarżonych, wyrok, oraz postanowienie, mocą którego środek zapobiegawczy – areszt, w stosunku do wszystkich skazanych, utrzymuje się w mocy. Ponadto przewodniczący pouczył skazanych o prawie wniesienia prośby o łaskę do Obywatela Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej. Przewodniczący poucza strony, w myśl artykułu 249 § 3 Kodeksu Wojskowego Postępowania Karnego. Oskarżeni oświadczają, że wyrok i pouczenie zrozumieli. Zakończono dnia 15 listopada 1948 roku, godzina 13:00. Protokólant: Wiktor Matusiak /Matusiak Wiktor – chorąży/. Przewodniczący: Józef Badecki, major /magister Badecki Józef – major/.