List Cezarego Chlebowskiego do redakcji „Przeglądu Tygodniowego” opublikowany 18 czerwca 1989 roku

Szukajmy prawdy. Z ogromnym zainteresowaniem przeczytałem, w numerze 22 „Przeglądu Tygodniowego” z 28 maja 1989 roku, artykuł mecenasa Władysława Nowickiego pod tytułem: „Szukajmy prawdy. Każda wojna domowa jest w historii kartą tragiczną”. Cieszy mnie, że człowiek będący blisko majora cichociemnego „Zapory”, Hieronima Dekutowskiego, uznał za swój obowiązek dać świadectwo prawdzie, wobec zorganizowanej nagonki na pamięć tej tragicznej, ale jakże polskiej postaci. Na tle artykułu mecenasa Nowickiego, chcę też wyrazić żal z tego powodu, że z niewiadomych mi przyczyn do tej chwili w kilku redakcjach leżą publikacje na temat „Zapory”, od czasu, gdy tak zajadle atakowano żołnierzy „Zapory”, za to tylko, że swemu dowódcy, bez grobu, chcieli poświęcić jedno symboliczne miejsce – tablicę w kościele tarnobrzeskim – w miejscu urodzenia Hieronima Dekutowskiego. A Jan Ptasiński znów wyszykował kolejny artykuł spod tej samej sztancy. Czyżby tylko ze względu na wartości merytoryczne? Ale nie to wszystko jest powodem mego listu. W marcowej nagonce na „Zaporę” i jego podkomendnych, w której Jan Ptasiński odegrał bardzo istotną rolę, przebijał zdecydowanie jeden ton – powielanie na wszystkie sposoby materiałów z archiwum Urzędu Bezpieczeństwa o ponad 600 akcjach, ponad 300 ofiarach i tak dalej. Jedynym, który w tym żałosnym chórze próbował zdobyć się na oryginalność i zachować choćby pozory obiektywności, był redaktor Lesław Gnot, z lubelskiego „Sztandaru Ludu” (numer 60 z 11–12 marca 1989 roku), w publikacji pod tytułem: „Dwa życiorysy jednego człowieka”. Znalazłem tam następujący akapit: „Mijają terminy kolejnych amnestii. Dopiero po rozbiciu oddziałów »Zapora« oraz jego dwaj towarzysze, »Boruta« Abraszewski i »Stefan« Nowicki, usiłują przedostać się na Zachód. Zostają aresztowani w nadgranicznej miejscowości. Otrzymują karę śmierci. Wstawiennictwo wpływowych osób pozwala uratować tylko jednego z nich”. O ile wiem, nie jest to informacja w pełni prawdziwa. W ośmioosobowej grupie, która – w wyniku zdrady – wpadła w ręce władz bezpieczeństwa, nie było „Boruty” Abraszewskiego. Nie był także ani uczestnikiem procesu „grupy »Zapory«”, ani też nie skazano go w nim na karę śmierci. Z posiadanego przeze mnie nekrologu Abraszewskiego wynika, że dożył wieku słusznego i zmarł przed kilkunastu laty (11 kwietnia 1972 roku) śmiercią naturalną. Mam więc pytanie do mecenasa Nowickiego. Czy umieszczenie „Boruty” w publikacji lubelskiego dziennikarza jest zwykłą pomyłką, czy też istotnie Abraszewski odegrał w sprawie „Zapory” jakąś rolę, a jeżeli tak, to proszę o wyjaśnienie jaką. Cezary Chlebowski.