List Ewy Kurek do Aleksandra Głowackiego z września lub października 1995 roku

Doktor Ewa Kurek, ulica Grzybowa 116, 20–492 Lublin. Szanowny Pan Aleksander Głowacki, Gdańsk–Oliwa. Szanowny Panie. Pani Iza przysłała mi Pański list – dlaczego, nie jestem całkiem pewna, ale zgadzam się, że w rzeczywistości adresowany jest do mojej osoby. Co do rzekomych kłamstw i głupoty prezentowanej w książce, to proszę wziąć pod uwagę fakt, że nie była ona pisana pod niczyje dyktando. Dlatego też nie mogła prezentować poglądów kapitana „Wisły”, ani nikogo innego, lecz obraz wydobyty z dziesiątków relacji. Domyślam się, co Szanownego Pana poruszyło najbardziej. Jestem jednak w posiadaniu, między innymi, relacji i listów „Mikołaja”, relacji „Tęczy” i innych, także dokumentów archiwalnych, które nie potwierdzają Pańskiej wersji wydarzeń roku 1947. Tak, jak nikt inny nie potwierdził Pańskiej informacji o rzekomym głębokim alkoholizmie „Zapory”, graniczącym z niepoczytalnością, oraz o jego narkomanii. Wszyscy natomiast wskazywali na Pana, jako źródło informacji o tych jego przypadłościach. Ponieważ nie posądzam Pana o to, że mógł Pan wymyślić to sam, korzystając ze zbeletryzowanej formy książki, plotkę tę przypisałam środowisku lubelskiej „góry” „Wolności i Niezawisłości”. Nawiasem mówiąc, nie był Pan oburzony moim artykułem w „Nowym Dzienniku”. Prawda zaś jest taka, że – pozostając, mimo wszystko, w głębokim szacunku do Pańskiej osoby – wycofałam ten artykuł z gazety wychodzącej w Polsce. Po prostu wtedy trafiły mi do rąk nowe dokumenty. Jednym słowem, już od wielu miesięcy jestem pewna, że tamten artykuł o Panu był na wyrost. Nie ma zresztą o co kruszyć kopii. W tej chwili przygotowuję opracowanie naukowe dziejów Waszych oddziałów oraz tom źródeł, mówiących o Waszych losach (relacje, wspomnienia, listy, pamiętniki i dokumenty archiwalne). Po ich ukazaniu się, będzie Pan mógł sprawdzić podstawy źródłowe tego, co napisałam w „Zaporczykach”. Nie jestem bowiem w stanie udowadniać każdemu, że jego punkt widzenia nie jest jedynie właściwym, a ja nie jestem przekazicielem prywatnych prawd żołnierzy „Zapory”, lecz poszukiwaczem obiektywnej prawdy o tamtych wydarzeniach. A swoją drogą, czy był Pan świadkiem wydania „Zaporze”, przez „Drugaka”, rozkazu ujawnienia? Czy ma Pan dokument, świadczący o takim rozkazie? To wiele zmieniłoby w znanym dotychczas obrazie rzeczywistości. Co do przekleństw, nie wymyśliłam ich sama. Żołnierze „Zapory” przeklinali i pili wódkę. Pan też. Jeśli chciałby Pan przeczyć … to nie ma sensu. Nie byliście święci, ale uwielbiam Was – takich, jakimi byliście 50 lat temu. Dziś uwielbiać, z czystym sercem, mogę tylko tych, którzy nie żyją. Los nie dał im szansy na błędy starości i wieku dojrzałego. Bo żyjący często tak drastycznie odbiegli od swego obrazu sprzed pół wieku… Tym smutnym stwierdzeniem kończę, Panie kapitanie „Wisła”, pozostając w głębokim szacunku. Ewa Kurek. Postscriptum: Od telewizji otrzymałam propozycję współpracy nad 30–minutowym filmem dokumentalnym. Bitwa pod Krężnicą Okrągłą, z września 1946 roku, jest Pańską wygraną bitwą. Jeśli Pan, głównodowodzący, zechce opowiedzieć o niej przed kamerą, będzie to spełnienie obowiązku względem historii i potomnych. Decyzja należy do Pana. Będę wdzięczna za jej przekazanie, w jakiejkolwiek formie. Ewa Kurek.