List Mikołaja Malinowskiego do Piotra Stanisława Kononowicza z 28 października 1990 roku

Szczecin, 28 października 1990 roku. Szanowny Panie Piotrze! Przede wszystkim pragnę Panu podziękować za udostępnienie mi materiałów z procesu „Zapory”. Ja natomiast przestudiowałem je szczegółowo, co w dużym stopniu naświetliło mi sprawy, w porównaniu z tym, co je znałem. Otóż jeżeli chodzi o zeznania wszystkich ośmiu oskarżonych, na temat ich działalności, to są minimalne w porównaniu do rzeczywistości. Oceniam je na 5%. W tych zeznaniach to przyznawał się do winy „Żbik” – na kim wykonywał wyroki i za co. Panie Piotrze, ażeby Pan mnie dobrze zrozumiał, ja Panu szczegółowo naświetlę o co mi chodzi. Otóż przed moim wyjazdem z Lublina, po tym, jak byłem u Pana, spotkałem się z „Morwą”. Rozmawialiśmy ze sobą około paru godzin w jego domu i on mi naświetlił jakie różnice zdań panują między Wami na temat „Opala”. Jesteście podzieleni – jedni za, drudzy przeciw. Powiem Panu swoje zdanie na ten temat. Ja pana „Opala” znam osobiście od 20 maja 1945 roku. Byłem z nim w różnych akcjach zbrojnych (nie wchodzę w szczegóły i nie opisuję jego zalet i bystrości umysłu oraz zdolności organizacyjnych, bo na to trzeba byłoby poświęcić dużo czasu i papieru). „Opal”, w jesieni 1945 roku, w czasie amnestii, ujawnił się – było to chyba w miesiącu wrześniu (nie pamiętam dokładnej daty) i od tej pory już legalnie z bronią nie występował. Natomiast z Komendantem „Zaporą” i jego ludźmi, zaufanymi, w dalszym ciągu miał kontakt i w miarę potrzeby spotykał się. Ja osobiście, razem z „Zaporą”, kilkakrotnie byłem u niego na spotkaniu. Mnie osobiście, w 1947 roku, po amnestii, wręczył „Opal” dokumenty jak: książeczkę wojskową i dowód osobisty – w razie potrzeby wyjazdu na Zachód. Tak, jak Panu opowiedziałem w Lublinie, kiedy ostatni raz byłem, razem z „Zaporą”, u „Opala” – przed jego odjazdem zagranicę – wówczas „Opal” wręczył „Zaporze” książeczki wojskowe – in blanco. Nie przypominam sobie ile sztuk. Będąc w Lublinie, zapomniałem Panu powiedzieć na czym polegała „Opala” współpraca z Urzędem Bezpieczeństwa. W Urzędzie Bezpieczeństwa w Lublinie był nasz człowiek, jako wtyczka, i tylko „Opal” miał z nim kontakt. Dosłownie on był pośrednikiem między tym człowiekiem, który był u Urzędzie Bezpieczeństwa, a „Zaporą”. „Opal” był pośrednikiem między rodziną „Zapory”, a samym „Zaporą”. Jak również wiem, że „Zapora” przechowywał u „Opala” pieniądze i dokumenty związane z organizacją, i wiele innych spraw. Ja Panu wspomniałem o moim ostatnim spotkaniu z „Morwą”, przed wyjazdem z Lublina. Ten mi oświadczył, że nasi starzy kombatanci są podzieleni – jedni są za „Opalem”, a drudzy przeciwko – posądzając go o współpracę z Urzędem Bezpieczeństwa. Na Pana temat powiedział mi, że Pan, jako człowiek, jest w porządku i dużo Pan robi w związku z odtworzeniem pamięci „Zapory”, ale Pan osobiście jest na rozdrożu, nie wie kogo słuchać. Powiem Panu wprost, jak również Panu mówiłem w Lublinie, że „Opal” jest to człowiek nieoceniony dla Pana i nas pozostałych, wszystkich. On zna działalność naszej organizacji od podszewki, oddał bardzo duże zasługi dla Ojczyzny i wiele wycierpiał w więzieniu – bardzo częstymi aresztowaniami, jak i jego rodzina, a przede wszystkim jego żona. Ja już więcej na ten temat wyjaśniał nie będę, ale wnioskuję kto za tym stoi i posądza, a raczej napuszcza nieświadomych, innych na współpracę „Opala” z Urzędem Bezpieczeństwa. Powiem Panu otwarcie, jak bardzo szanowałem i uwielbiałem naszego Komendanta „Zaporę”, nie raz po całych nocach wspominałem go, po dzisiejszy dzień ciągle mam jego postać przed oczyma, ale też nie pomniejszam postaci „Opala” jako bliskiego współpracownika „Zapory”. Jadąc do domu, przypomniałem sobie pewne szczegóły, ale w liście tego Panu nie opiszę. Jak kiedyś spotkamy się, to osobiście porozmawiamy na ten temat. Dokumenty z procesu „Zapory” wręczy Panu szwagier. On też jest ciekaw tego procesu. On również w czasie okupacji był w Armii Krajowej, w oddziale „Małego”, który też podlegał „Zaporze”. Ja natomiast zrobiłem kserokopie, kilka sztuk, z wyroku śmierci. Kilka sztuk przekazałem naszym ludziom na terenie lubelskim, a resztę przywiozłem do domu. Jak będę jechał do Kanady, to też je wezmę ze sobą. Jeszcze raz powracam do osoby „Opala”. Ci panowie, którzy posądzają „Opala” o współpracę z Urzędem Bezpieczeństwa – tylko jeden jest grubszą rybą, a reszta to są płotki. To Panu nadmieniam stanowczo, jeżeli by „Opal” współpracował z Urzędem Bezpieczeństwa, to jego byłoby stać na rozładowanie terenu jeszcze w 1945 roku, zaraz po amnestii. On posiadał wszelkie dane organizacji Armia Krajowa i „Wolność i Niezawisłość”. Był tych terenów rozległych gospodarzem i miał w każdym zakątku zaufanych ludzi, którzy poszliby za nim w ogień. Po wyjeździe „Zapory” wiedział o każdym kroku z działalności „Kędziorka” w terenie, ale przecież nie zdarzył się ani jeden wypadek świadczący o jego zdradzie, lub nasuwający przypuszczenia. Ale znalazł się okropny zdrajca, a raczej zbrodniarz, który zdradził „Zaporę” i pozostałych siedmiu ludzi, a był to „Boruta”. Po wyjeździe „Zapory”, „Boruta” w krótkim czasie skontaktował się z „Kędziorkiem”, jako Inspektor tego terenu i przełożony. „Kędziorek” był to człowiek o słabym charakterze, tchórzliwy i w dodatku epileptyk (nawiasem mówiąc – to wiadomość tylko dla Pana). A więc złapał się na haczyk, uderzyła mu woda sodowa do głowy. Rozpoczął działalność jako zastępca „Zapory”. Zaznaczam przy tym, a dobrze pamiętam, że „Kędziorek” przed tym nigdy nie był żadnym dowódcą, nawet drużynowym. Chodził w oddziale „Ducha”, a często luzem, bo lubił nadużywać alkoholu. Ja i pozostali koledzy rozmawialiśmy ze sobą i zastanawialiśmy się dlaczego Komendant „Zapora” powierzył mu zastępstwo – takiemu słabeuszowi. Jak później okazało się, był to pomysł „Boruty”. „Boruta” wiedział dokładnie kim jest „Opal”, i że będzie stał na przeszkodzie w rozładowaniu terenu. Wtedy to napuścił „Kędziorka” na „Opala”, że jest współpracownikiem Urzędu Bezpieczeństwa, a więc trzeba go zlikwidować (ja na ten temat mówiłem Panu w Lublinie). Tylko dzięki opatrzności „Opal” ocalał, co w konsekwencji, obecnie, bardzo nam się przyda i wiele może wyjaśnić – różne sprawy związane z naszą organizacją. Przypominam sobie jeszcze jeden epizod. Otóż po spotkaniu „Boruty” z „Kędziorkiem”, po paru dniach „Kędziorek” dał rozkaz grupie „Piata” natychmiast wykonać wyrok śmierci na synu gajowego z Poniatowej, który miał na imię Witek – może pseudonim taki, dokładnie nie pamiętam. W każdym razie „Piat” rozkaz wykonał. Zastrzelił Witka i spalił gajówkę koło Poniatowej (teren Poniatowa podlegał „Orlikowi”). Ale dlaczego „Kędziorek” to zrobił, po dzień dzisiejszy nie wiem. Może porachunki osobiste? Na ten temat może Panu wyjaśnić Andrzejewski „Zawisza”, bo on przecież chodził u „Orlika”, a później u „Żuka”. Jeżeli chodzi o łączniczkę „Zapory”, która była z nami za Sanem, ona miała na imię Lusia i miała kontakt na „Liska”. Natomiast na „Rusinka” nie miała. Hasło kontaktowe pomiędzy „Zaporą” a „Liskiem” brzmiało: „Hyki Dębniaki”. W drodze do „Rusinka” mieliśmy akcję z wojskiem sowieckim. Wówczas ona zwiała i pojechała do Lublina, bo ona mieszkała w Lublinie. Po aresztowaniu Lusi, przez Urząd Bezpieczeństwa, Lusia zdradziła hasło pomiędzy „Liskiem” a „Zaporą”, i wtedy „Lisek” został zastrzelony przez Urząd Bezpieczeństwa. Po prostu nie oddał się żywcem. Ale „Rusinek” ocalał (prawdopodobnie on jeszcze żyje). Na tym kończę swoje wspomnienia, może Panu do czegoś się przydadzą. Równocześnie przesyłam serdeczne pozdrowienia dla Pana i Pana małżonki. Z poważaniem, Mikołaj Malinowski.