Apel…

Czcimy ich pamięć, w chwili uroczystego apelu, czerwienią kwiatów i pochyleniem sztandarów. W warkocie werbli, rozbrzmiewają słowa: „Polegli za władzę ludową!”. Jest w tym akcie świadomość bohaterstwa i wielkości. Jest patos największej ofiary, jaką człowiek może złożyć ojczyźnie oraz idei, której służy – ofiary własnego życia. A jednak powstrzymajmy, choć na chwilę, cisnące się na usta słowa uniesienia. Spróbujmy, z długiego szeregu tych, którzy zginęli w walce o ludową władzę, wybrać parę przykładów. Parę nazwisk, życiorysów, zdarzeń, związanych z tamtym trudnym czasem, aby odnaleźć jego kształt. Aby choć trochę zrozumieć, docenić. A to można tylko patrząc na ludzi. Życiorys Antoniego Kulbanowskiego, choć urwany tragicznie u progu nowych czasów, mógłby posłużyć do snucia powieści. Urodzony w rodzinie bezrolnego, polskiego chłopa, ze wsi Zamostocza na Białorusi, przechodzi ciężką szkołę życia. Ma zaledwie kilka lat, gdy z rąk Niemców, okupujących te ziemie w czasie pierwszej wojny światowej, ginie ojciec. Wraz z licznym rodzeństwem, wychowuje go matka. Pracuje ciężko od dzieciństwa, ale równocześnie garnie się do nauki. W roku 1930 zostaje więc skierowany do polskiej szkoły pedagogicznej w Leningradzie. W roku 1935 zaczyna uczyć w polskiej szkole na dalekiej Syberii. Powołany do służby wojskowej w Armii Czerwonej, kończy szkołę oficerską, wstępuje do partii. Na froncie wyróżnia się bojowością. Gdy na terenie Związku Radzieckiego powstaje Wojsko Polskie, zgłasza się natychmiast. Jako doświadczony oficer, obejmuje stanowisko dowódcy plutonu czołgów. Szkolenie młodszych, front. Bojowy tok służby przerywa nowy rozkaz i przydział; w maju 1944 roku zostaje kursantem szkoły w Kujbyszewie. Sytuacja każe skrócić naukę do maksimum. Już w sierpniu tegoż roku porucznik Kulbanowski obejmuje stanowisko kierownika sekcji w Wojewódzkim Urzędzie Bezpieczeństwa w Lublinie. Mimo kierowniczej funkcji, nie była to służba za biurkiem. Frontowy żołnierz, członek partii, widzi swe miejsce w pierwszym szeregu najtrudniejszych, najbardziej niebezpiecznych akcji. Tak jest zawsze – również w dniu 7 kwietnia 1945 roku, gdy przychodzi wiadomość o napadzie bandy „Rysia” na Izbę Skarbową w Lublinie. Porucznik Kulbanowski błyskawicznie organizuje pięcioosobową grupę i udaje się na miejsce napadu. Sytuacja groźna. Napastników jest czternastu. Doskonale uzbrojeni, zajęli dogodne stanowiska. Ale porucznik wie, że odstąpić, to znaczy zapewnić bandzie powodzenie. Nawiązuje się nierówna walka. Kulbanowski ginie, trafiony w głowę, rany odnoszą jeszcze dwaj funkcjonariusze. Ale przez ten czas formuje się i przybywa na miejsce napadu następna grupa. W wyniku starcia ginie dwóch bandytów, zaś czterech udaje się ująć żywcem. Antoni Kulbanowski zostaje pośmiertnie awansowany do stopnia kapitana i odznaczony Krzyżem Walecznych. Jego imię przybiera, z okazji 25–lecia Polski Ludowej, Szkoła Zasadnicza i Technikum Energetyczne w Lublinie. Ale pamięć o nim przetrwała nie tylko w nazwie szkoły i archiwalnych kronikach. Wspominają go też dawni towarzysze broni: „To bardzo ciekawy człowiek. Na co dzień wydawał się wesoły, beztroski. A gdy było trudno, stawał się twardy jak stal…”; „Z lat, gdy był nauczycielem, pozostało mu umiłowanie wszystkiego, co polskie. Kochał każdą książkę, każdą piosenkę. Przepadał za dziećmi.”; „Ale w ogóle, to był bardzo zwykły…”. Gdy Wanda Bielak, jako starszy sierżant, rozpoczynała pracę w Powiatowym Urzędzie Bezpieczeństwa Publicznego w Lublinie, miała zaledwie 20 lat, a wyglądała jeszcze młodziej. Ogólnie też zaczęto nazywać ją „Różą” – był to zresztą jej partyzancki pseudonim. Bo ta młodziutka, drobna dziewczyna, ze wsi w powiecie krasnostawskim, już w wieku 17 lat działała w szeregach Gwardii Ludowej, jako łączniczka. Po ukończeniu kursu została szefem sanitarnym w oddziale „Chwetki”. W szeregach Armii Ludowej awansowała do stopnia sierżanta. Po wyzwoleniu, będąc członkinią Związku Walki Młodych i Polskiej Partii Robotniczej, podjęła aktywną pracę polityczną. Dziewczyna, z ukończoną wiejską szkołą sześcioklasową, równie szybko, jak w konspiracji, zdobywała nowe umiejętności, doświadczenie i wiedzę. Pracuje w Urzędzie Gminy, następnie w Powiatowym Urzędzie Propagandy i Informacji w Krasnymstawie. Celująco kończy kurs w Komitecie Wojewódzkim Polskiej Partii Robotniczej w Lublinie. Działa w Komitecie Miejskim partii. W lipcu 1945 roku została skierowana do pracy w organach bezpieczeństwa. Pełniona przez nią funkcja referenta personalnego nie wymagała związania się z pracą operacyjną. Współtowarzysze też chcieli oszczędzać „Róży” ryzyka. Ale ona rwała się do wszystkiego. Nie chciała ustąpić nawet najtwardszym, najodważniejszym. 16 czerwca 1946 roku przewożono, z Bychawy do Lublina, zatrzymanych członków bandy „Zapory”. W zemborzyckim lesie aresztowani, wykorzystując swą przewagę nad eskortą, obezwładnili i zabili starszego sierżanta, Wandę Bielak, szeregowców, Henryka Skulimowskiego i Jana Ślaza, oraz ormowca, Franciszka Mazura. „Jeszcze dziś” – mówi dawny współpracownik Wandy – „wstrząsa mną wspomnienie tamtej sprawy. To była wyjątkowa dziewczyna. Długo nie mogliśmy się z tym pogodzić…”. 5 kwietnia 1946 roku. Komenda Powiatowa Milicji Obywatelskiej w Lublinie otrzymała wiadomość, że prawdopodobnie dokonano napadu na posterunek w Niedrzwicy Dużej. Komendant powiatowy Milicji Obywatelskiej, kapitan Paweł Niewinny, natychmiast zorganizował grupę operacyjną, która samochodem ciężarowym i motocyklem wyjechała na miejsce dramatu. Awaria samochodu zatrzymała wyprawę zaledwie o kilometr przed wsią. Po dotarciu na miejsce okazało się, że do posterunku wdarła się 8–osobowa banda „Bohuna” ze zgrupowania „Zapory”. Zastrzelono dwóch milicjantów, zdemolowano posterunek, a trzech funkcjonariuszy, w tym komendanta posterunku, uprowadzono ze sobą. Bandyci udali się w kierunku Bełżyc. Kontynuowanie pościgu całą grupą było, ze względu na brak samochodu, niemożliwe. Ale kapitan Niewinny postanowił udać się motocyklem śladem bandy, w towarzystwie dwóch funkcjonariuszy. W pobliżu miejscowości Tomaszówka polecił zatrzymać motocykl. Doświadczenie oraz instynkt starego partyzanta Armii Ludowej podpowiadały mu możliwość zasadzki. Poleca funkcjonariuszom pozostać przy motocyklu, a sam wyrusza zasięgnąć informacji. Bandyci, zaczajeni w pobliżu kamieniołomów, otwierają ogień. Kapitan otrzymuje śmiertelną ranę. Pozostała dwójka wycofuje się. Zasadzka zostaje zdemaskowana za cenę życia. 22 lata po tych wydarzeniach Szkoła Podstawowa w Świdniku otrzymuje imię kapitana Pawła Niewinnego – partyzanta i pierwszego komendanta powiatowego Milicji Obywatelskiej w Lublinie. Człowieka, który nie chciał zostawić swych towarzyszy w ręku bezlitosnego wroga. Ile jeszcze podobnych życiorysów, postaci, zdarzeń można by przytoczyć? Z rąk reakcyjnego podziemia poniosło na Lubelszczyźnie śmierć 1350 funkcjonariuszy milicji, Urzędu Bezpieczeństwa, Z.O.G., członków grup samoobrony, a następnie Ochotniczej Rezerwy Milicji Obywatelskiej. Wzywając ich do apelu, oddając cześć bohaterstwu, ofiarności, nie traktujemy ich jednak jako postaci spiżowych, dalekich. Pamiętamy, że w każdym z nich – tak, jak w przedstawionych tu przykładach – była równocześnie ludzka zwyczajność, chęć życia, nadzieja i oczekiwanie innych, lepszych, spokojnych, życzliwych ludziom czasów. Nie doczekali tego, lecz wywalczyli ten czas dla innych.