Na początku marca 1989 roku przeczytałam w „Nowinach” dwa artykuły: „Złowrogi cień »Zapory«” i „Tragiczny koniec »Zapory«”, pióra Jana Grębosza, który z niemałym przerażeniem pisał, że „od pewnego czasu, w środowisku poakowsko–winowskim Lublina, podejmowane były aktywne działania dla uhonorowania tablicą pamiątkową postaci majora Hieronima Dekutowskiego pseudonim »Zapora«, który w ostatnich latach okupacji był szefem Kedywu Inspektoratu Lubelskiego Armii Krajowej”. Tablica miała być wkrótce wmurowana w kościele ojców Dominikanów w Tarnobrzegu, rodzinnym mieście Hieronima Dekutowskiego. Później Grębosz zamieścił krótką notkę biograficzną Dekutowskiego, pisząc, że „rósł na prawego Polaka”. Wymienił parę zasług „Zapory”, pisząc, między innymi, że przeprowadzał w czasie wojny akcje przeciwko przesiedlonym w Zamojskie Niemcom i żandarmerii oraz likwidował konfidentów Gestapo. Do lipca 1944 roku jego oddział przeprowadził około 50 akcji dywersyjnych, skierowanych przeciwko niemieckim pociągom i transportom. „W sierpniu 1945 roku” – pisze dalej Grębosz – „wznowił działalność konspiracyjną, tym razem skierowaną przeciwko młodej władzy ludowej odradzającego się państwa”. I tu – według Grębosza – nastąpił „dramatyczny zwrot”, kiedy, w styczniu 1945 roku, wrócił „Zapora” w Lubelskie i stworzył, na bazie dowodzonego wcześniej przez siebie plutonu, kolejny oddział dywersyjny. Następnie, autor tego artykułu wymienił zbrodnie, jakie miały miejsce na terenie obecnego województwa tarnobrzeskiego, i które miały być tylko częścią bogatego rejestru zbrodni, popełnionych przez bandę „Zapory”. W drugiej części swej opowieści Grębosz stwierdził, że wmurowanie tablicy pamiątkowej ku czci „Zapory” i jego towarzyszy „to nie wywabianie kolejnej »białej plamy«, lecz sianie zamętu w umysłach, próba (nie pierwsza zresztą i jak należy sądzić – nie ostatnia) zniekształcenia świadomości historycznej ludzi młodych, którzy nie znają z autopsji okresu naszej »małej« wojny domowej”. Ciekawe czy zna ten okres z autopsji Jan Grębosz? Dzień po ukazaniu się, w „Nowinach”, „Złowrogiego cienia »Zapory«”, w „Tygodniku Nadwiślańskim”, ukazał się „Protest przeciwko upamiętnieniu działalności »Zapory«”, podpisany przez mieszkańców wsi Moniaki i przez rodziny pomordowanych. Być może przeszłabym nad tymi tematami do porządku dziennego, gdyby nie zupełnie przypadkowe spotkanie z człowiekiem z Tarnobrzega, który znał Hieronima Dekutowskiego i który ostro zaprotestował przeciwko temu, co napisano o „Zaporze”. Nie znam tego okresu, „»małej« wojny domowej”, jak go nazwał Grębosz, z autopsji, nie jestem również historykiem, ale miałam ochotę poznać te fakty „z drugiej strony”. Człowiek ów zaproponował mi uczestnictwo w uroczystości wmurowania tablicy pamiątkowej ku czci poległych żołnierzy Polski Podziemnej. Wmurowanie tablicy odbyło się 12 marca 1989 roku w kościele ojców Dominikanów w Tarnobrzegu. Skorzystałam z zaproszenia i poszłam. To, co zobaczyłam, przeszło moje najśmielsze oczekiwania. Sumę pontyfikalną odprawił biskup Edward Frankowski. W uroczystości tej wzięli udział byli żołnierze Armii Krajowej, współtowarzysze broni majora Dekutowskiego, rodziny zamordowanych 7 marca 1949 roku Polaków. Przybył poczet sztandarowy ze wsi, której przedstawiciele protestowali w „Tygodniku Nadwiślańskim”. Ciekawe co na to Jan Grębosz? Na ręce siostry Dekutowskiego wręczono, przyznany pośmiertnie majorowi „Zaporze”, Krzyż „Wolności i Niezawisłości”. Przyjechał mecenas Władysław Nowicki, który był współsądzony i współskazany w procesie, razem z Hieronimem Dekutowskim – „Zaporą”, Romanem Grońskim – „Żbikiem”, Stanisławem Łukasikiem – „Rysiem”, Jerzym Miatkowskim – „Zawadą”, Tadeuszem Pelakiem – „Junakiem”, Edmundem Tudrujem – „Mundkiem” i Arkadiuszem Wasilewskim – „Białym”. Przyjechali członkowie „Solidarności” z Huty Stalowa Wola, z Gorzyc. Przybyli tarnobrzescy harcerze. Kościół ojców Dominikanów, choć niemały, nie mógł wszystkich zmieścić. Byli tacy, którzy stali na zewnątrz, w deszczu. Rozpoczęły się wspomnienia o majorze Dekutowskim. W wielu oczach pojawiły się łzy, których tego dnia nie wstydził się prawie nikt. Miało się wrażenie, że odbywa się, po czterdziestu latach od śmierci „Zapory”, jego właściwy pogrzeb. Oto pierwszy raz, po tylu latach, człowieka, którego tak długo uważano za zwykłego bandytę, potraktowano jak bohatera. Był przecież jednym z 316 spadochroniarzy, których w latach 1941–1944 przerzucono do Polski, pod osłoną nocy, samolotami, startującymi najpierw z Anglii, a potem z południowych Włoch. Zgłaszali się ochotniczo, przechodzili niezwykle surowe, specjalne szkolenie i przed odlotem składali przysięgę na rotę Armii Krajowej. Nie wszystkim z owych 316 dzielnych dane było stanąć na ojczystej ziemi. Dziewięciu z nich zginęło w szczątkach rozbitych samolotów lub podczas skoku bojowego nad Polską. Hieronim Dekutowski został zrzucony w nocy z 16 na 17 września 1943 roku, w ekipie XXXI, razem z Bronisławem Rachwałem – „Glinem”, Kazimierzem Smolakiem – „Nurkiem”, Norbertem Gołuńskim – „Bombramem”, Ottonem Wiszniewskim – „Topolą”, Bogusławem Żórawskim – „Mistralem”, Mirosławem Kryszczukajtisem – „Szarym” i Bernardem Wiechułą – „Marudą”. Dekutowski wrócił, ale, jak powiedział mecenas Władysław Nowicki, dosięgły go strzały hańby. Strzały, które rozległy się czterdzieści lat temu. Zamiast salwy honorowej – strzał w tył głowy, zamiast trumny – papierowy worek, zamiast grobu – dół. A wszystko to wydarzyło się w centrum Europy – w Warszawie! Wspomnienia mecenasa Władysława Nowickiego i innych przyjaciół Dekutowskiego obudziły jakże smutne refleksje o tamtych latach, w których najznakomitsi Polacy polegli z rąk … Polaków. Mówiono wiele. Parę osób wyszło przed czasem. Nie każdy mógł wytrzymać w dusznej i coraz bardziej zagęszczającej się atmosferze. Wychodzili, między innymi, ci, którym wzruszenie nie pozwoliło dłużej pozostać w kościele. Nie znałam, ze względów oczywistych, majora Dekutowskiego. Przybliżyły mi jego postać tylko opowiadania i to, co zobaczyłam 12 marca 1989 roku w kościele ojców Dominikanów. Jednak, po tym wszystkim, nasunęło mi się jedno pytanie: o co chodziło Janowi Gręboszowi w jego artykułach o „Zaporze”? Czy rzeczywiście, jak twierdzi w swych artykułach, „Zapora” był zbrodniarzem? Czy tak żegnano by bandytę?
Autor: Katarzyna Sobieniewska