Tragedia żołnierza wyklętego. Zagadka śmierci działacza niepodległościowego Władysława Dudka.

W nocy z 17 na 18 maja 1952 roku, na ulicy Okrzei, w Żarach, znienacka zaroiło się od funkcjonariuszy Urzędu Bezpieczeństwa i wspomagających ich milicjantów. Grupa operacyjna zorganizowała obławę, obstawiając gęstym szeregiem kamienicę i jej okolice. Na poddaszu, w mieszkaniu ukochanej przyjaciółki, przebywał pewien człowiek, którego poszukiwali od dwóch lat i który miał orzeczoną karę śmierci. Kim był ten człowiek i jakiego strasznego czynu się dopuścił? Czym zasłużył sobie na karę śmierci? Człowiekiem tym był Władysław Dudek, występujący w Żarach pod przybranym imieniem i nazwiskiem Stanisław Jodłowski. Urodzony 31 sierpnia 1909 roku, w Ożarowie, koło Garbowa, w powiecie lubelskim, był synem Jana Dudka i Franciszki z domu Rybka. Posiadał wykształcenie średnie zawodowe. Był z zawodu rolnikiem. W czasie II wojny światowej został żołnierzem, początkowo Batalionów Chłopskich, później Armii Krajowej. W czasie okupacji hitlerowskiej walczył w konspiracji na terenie Lubelszczyzny. Po wkroczeniu wojsk sowieckich na wschodnie obszary Polski, Władysław Dudek, na rozkaz podziemnych władz, objął stanowisko komendanta posterunku Milicji Obywatelskiej w Jastkowie. W sierpniu 1944 roku został aresztowany, przez funkcjonariuszy Urzędu Bezpieczeństwa i N.K.W.D., po czym osadzono go w byłym hitlerowskim obozie koncentracyjnym na Majdanku. Przebywał w obozie około czternastu dni. W tym czasie otrzymał wyrok śmierci, wydany doraźnie przez sąd N.K.W.D.. Podczas pobytu na Majdanku zorganizowano ucieczkę więźniów – w tej grupie znajdował się także Władysław Dudek. Od tego momentu zaczął ukrywać się przed organami ścigania (Urzędem Bezpieczeństwa, N.K.W.D., Korpusem Bezpieczeństwa Wewnętrznego) i nadal prowadził antykomunistyczną działalność konspiracyjną. Trafił do oddziałów Armii Krajowej i „Wolności i Niezawisłości” słynnego majora Hieronima Dekutowskiego ps. „Zapora”, i posługiwał się pseudonimami „Dolecki”, „Żmijka”. W konspiracji antysowieckiej. Postać „Zapory” stanowi w naszej historii wyrazisty symbol walki o niepodległość Polski i wolność jednostki ludzkiej. Należy dodać – walki prowadzonej najpierw z okupantem hitlerowskim, potem z reżimem komunistycznym, przez żołnierzy Polskiego Państwa Podziemnego. Wycofanie się wojsk niemieckich z terenów Polski, w latach 1944–1945, nie oznaczało niestety pełnego zwycięstwa i triumfu ideałów, o które walczył żołnierz polski, na wszystkich frontach II wojny światowej. Wkraczająca, w 1944 roku, na Lubelszczyznę, Armia Czerwona nie przynosiła narodowi polskiemu, na swoich bagnetach, pełnej wolności i niezawisłości. Dysponująca świetnie zorganizowanym i przeszkolonym aparatem przymusu i represji, dokonywała masowych aresztowań, deportacji w głąb swego ogromnego kraju, egzekucji. Szczególnie znienawidzeni przez Sowietów byli żołnierze Armii Krajowej. Straty osobowe Okręgu Armii Krajowej Lublin sięgnęły, w pierwszych miesiącach po wkroczeniu Armii Czerwonej i N.K.W.D., kilkunastu tysięcy żołnierzy. Terror komunistyczny narastał z upływem czasu. Nic dziwnego zatem, iż „Zapora” i jego oddziały podjęli działania zbrojne, które można określić jako zbiorową obronę konieczną. Partyzanci „Zapory” wsławili się spektakularnymi atakami na posterunki Milicji Obywatelskiej i Urzędu Bezpieczeństwa, ulokowanymi w miastach Ziemi Lubelskiej. Likwidowali tylko te, których funkcjonariusze wyróżniali się szczególnym okrucieństwem wobec ludności podejrzewanej o działalność konspiracyjną. Władysław Dudek należał do oddziału dowodzonego przez kapitana Stanisława Łukasika ps. „Ryś”. Potem, w 1947 roku, został żołnierzem zgrupowania porucznika Mieczysława Pruszkiewicza ps. „Kędziorek”. Oddział leśny „Rysia” brał udział w akcji rozbijania posterunku Milicji Obywatelskiej w Bełżycach, gdzie partyzantom udało się rozbroić pięciu milicjantów. Porucznik Mieczysław Pruszkiewicz, we wrześniu 1947 roku, z polecenia „Zapory”, objął dowództwo poakowskich grup partyzanckich, operujących na południe od Lublina. Otoczony, w maju 1951 roku, przez Urząd Bezpieczeństwa i Korpus Bezpieczeństwa Wewnętrznego, w Białowodzie, koło Wilkołaza, popełnił samobójstwo, ponieważ pragnął uniknąć tortur i okrutnej śmierci z rąk komunistycznych oprawców. Działalność i śmierć w Żarach. Na przełomie lat 1947 i 1948, Władysław Dudek pojawił się w naszym mieście, zmieniając nazwisko i imię. Zatrudnił się, jako kierownik, w warsztatach mechanicznych, przy szkole górniczej. Jak wiemy, w szkole tej powstała, w październiku 1948 roku, konspiracyjna organizacja niepodległościowa o nazwie „Śmierć Wrogom Ojczyzny”, której organizatorami byli Andrzej Sarna, Stanisław Koroblewski i Stanisław Jodłowski. Władysław Dudek, vel Stanisław Jodłowski, pełnił w tej organizacji funkcję zastępcy dowódcy, przybierając pseudonim „Wicher”. Zajmował się szkoleniem wojskowym młodych mężczyzn – uczniów szkoły górniczej, na wypadek walki partyzanckiej. Organizacja stawiała sobie za cel walkę z narzuconym Polsce totalitarnym ustrojem komunistycznym. Wskutek przeniknięcia w szeregi organizacji prowokatora Urzędu Bezpieczeństwa, nastąpiła całkowita dekonspiracja – członków aresztowano 21 marca 1950 roku. Wobec aresztowanych Urząd Bezpieczeństwa zastosował nieludzkie metody prowadzenia śledztwa. Władysław Dudek uniknął aresztowania, ponieważ w tym momencie przebywał poza Żarami. Po powrocie do miasta został uprzedzony o dekonspiracji organizacji. Zaczął się ukrywać, z Jakubem Koroblewskim, w podżarskich lasach. Kryjówkę znajdował również w mieszkaniach prywatnych. Pomocy udzielili mu także Bohdan Nakonieczny i Józef Jaworski (obaj zostali skazani, wyrokiem Wojskowego Sądu Rejonowego w Zielonej Górze, w areszcie śledczym przebywali aż 10 miesięcy). Władysław Dudek związał się, w Żarach, z Eustachią Jodłowską, z którą miał synka. Pewnego razu otrzymał informację o chorobie chłopca. Postanowił udać się do mieszkania, przy ulicy Okrzei 6. Jego przybycie zostało zauważone przez sąsiadkę pani Jodłowskiej. Prawdopodobnie to właśnie ona zawiadomiła funkcjonariuszy Urzędu Bezpieczeństwa, którzy dotąd bezskutecznie go poszukiwali. Ten fakt zapoczątkował tragedię, która rozegrała się nocą z 17 na 18 maja 1952 roku, na poddaszu kamienicy. Uzbrojeni funkcjonariusze Urzędu Bezpieczeństwa i Milicji Obywatelskiej zapukali gwałtownie do mieszkania. Drzwi otworzyła im kobieta, z malutkim synkiem na rękach. Bezceremonialnie wtargnęli do mieszkania. Całą akcją kierował funkcjonariusz Urzędu Bezpieczeństwa, Mieczysław Lemiesiewicz. Władysław schował się w spiżarce, i nastąpiła wymiana strzałów. W świetle zachowanych dokumentów funkcjonariusze proponowali Dudkowi poddanie się i złożenie broni. Ten nie skorzystał z tej propozycji, ponieważ wiedział, co go czeka, gdy dostanie się w ręce Urzędu Bezpieczeństwa. Jakub Koroblewski zdecydowanie podkreśla, iż Władysław Dudek często powtarzał, iż nie dopuści do tego, aby ujęli go żywego. Ze wspomnianych dokumentów wynika również, że Dudek wcześniej miał prosić o podanie mu spodni. Odpowiedzią na jego prośbę był strzał z pistoletu sygnałowego. „Po wystrzeleniu z rakietnicy, przez pracownika grupy operacyjnej, wówczas zrobił się ruch w spiżarce. Krótko po zgaśnięciu rakietnicy padł jeden strzał, jeszcze w spiżarce, i krótko po tym drugi, oraz usłyszano osunięcie się ciała. Po tym ponownie wystrzelono rakietę, i zauważono, przez otwór drzwi (mały otwór) od spiżarki, że Jodłowski Stanisław leży na ziemi…”. W meldunku z przeprowadzonej akcji aresztowania poszukiwanego napisano: „Gdy Jodłowski Stanisław zastrzelił się, stwierdzono, że dał sobie strzał w głowę, obok prawego oka (wlot), a wylot nastąpił na prawo od lewego ucha. Posiadał on spodnie na sobie, a uprzednio prosił, aby podać mu spodnie. Chciał on, by któryś z pracowników pokazał się, by móc strzelić do niego”. Meldunek ten budzi wiele wątpliwości. Świadek Mieczysław Imbirowicz twierdził, że podał Dudkowi spodnie, i że nawet przez chwilę z nim rozmawiał. Poza tym byli funkcjonariusze zgodnie oświadczyli, iż nie widzieli przybycia na miejsce zdarzenia lekarza i prokuratora. W żadnym ze znanych dokumentów nie ma ich nazwisk, podpisów. Nie sporządzono również protokołu sekcji zwłok, która pozwoliłaby ustalić pochodzenie śmiertelnej kuli w ciele Władysława Dudka. Wersja samobójstwa Dudka również nasuwa szereg poważnych zastrzeżeń. Po pierwsze w akcji więcej strzałów oddali członkowie grupy operacyjnej, po drugie umiejscowienie ran postrzałowych i znalezionego przy zmarłym pistoletu czyni mało prawdopodobnym możliwość samodzielnego postrzelenia się. Brakuje także ekspertyzy pistoletu Władysława Dudka, mimo iż w „meldunku specjalnym”, skierowanym do Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego w Warszawie, powiedziano, że broń i łuski przesłano do Centralnego Laboratorium Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego. Analiza zgromadzonych w trakcie śledztwa dokumentów nie wyjaśnia do końca wszystkich wątpliwości związanych z tą tragedią. Wiele pytań pozostanie na zawsze bez odpowiedzi. Zwłoki Władysława Dudka zostały pochowane, późnym wieczorem, na Cmentarzu Komunalnym w Żarach. Na pogrzebie – wedle słów Jakuba Koroblewskiego, ukrywającego się w owym czasie na cmentarzu – byli obecni funkcjonariusze Urzędu Bezpieczeństwa. Komunistyczna propaganda wobec „Wyklętych”. „Żołnierze wyklęci”, ofiary komunistycznego terroru, nawet po śmierci byli konsekwentnie i z uporem określani mianem bandytów i wrogów Polski, w komunistycznej propagandzie. Częstokroć pogrzebani w bezimiennych, zbiorowych mogiłach, stanowili „białą plamę” historii naszego kraju. Za życia prześladowani, poddawani torturom w aresztach śledczych, dopiero po upadku socjalizmu doczekali się przywrócenia dobrego imienia i czci. O co walczyli? Jakiej Polski pragnęli? Przede wszystkim niepodległej, niezależnej od wpływów obcego mocarstwa, dopuszczającej pluralizm światopoglądowy i polityczny, nawiązującej do tradycji duchowej chrześcijaństwa, odrzucającej totalitarną władzę, opartą na aparacie represji, szanującej wolność osoby ludzkiej. Ideały, o które nie zawahali się walczyć, są jak najbardziej aktualne do dziś i stanowią wyraz szlachetnych dążeń człowieka.

Autor: Ewa Caputa