Protokół przesłuchania podejrzanego. Będzin, dnia 29 września 1947 roku. Oficer śledczy Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego w Warszawie, porucznik Jerzy Kędziora, przesłuchał podejrzanego: Grońskiego Romana ps. „Żbik” (personalia w aktach). Pytanie: Opowiedzcie swój życiorys? Odpowiedź: Urodziłem się 28 lutego 1926 roku w Kraśniku. Ojciec mój był elektromonterem w Kraśniku, a matka prowadziła gospodarstwo domowe. Po ukończeniu siedmiu lat poszedłem do powszechnej szkoły w Kraśniku i ukończyłem siedem oddziałów w roku 1939. W czasie uczęszczania do szkoły powszechnej, w okresie od 1935 do 1939 roku, należałem do Związku Harcerstwa Polskiego i ostatnio byłem drużynowym Pierwszej Drużyny Związku Harcerstwa Polskiego w Kraśniku. Po wkroczeniu Niemców, do 1940 roku, wraz z rodzicami, przebywałem w Kraśniku. W 1940 roku wyjechałem do Chełma, na szkołę rzemieślniczą, i uczyłem się w niej jeden rok szkolny, do czerwca 1941 roku. 1 września 1941 roku zacząłem pracować w niemieckiej fabryce samolotów Heinkla, w Budzyniu, koło Kraśnika, w charakterze tokarza. W fabryce tej pracowałem do listopada 1943 roku. W tym czasie fachowców zabierali Niemcy na jakieś kursa, do Mielca i do Rostocka. Ja zaś, obawiając się, że … Groński Roman. Strona 2. … wywiozą mnie, uciekłem do lasu, do partyzantki „Narodowych Sił Zbrojnych”, a po jednym dniu pobytu przeszedłem do oddziału „Armii Krajowej” pod dowództwem „Zapory”. Było to dopiero w marcu 1944 roku, zaś, od listopada 1943 roku do marca 1944 roku, ukrywałem się w domu. Od 1942 roku ojciec mój prowadził sklep spożywczo–kolonialny w Kraśniku. Przy rodzicach był również mój młodszy brat, Aleksander (z 1930 roku), i starsza siostra, Kazimiera (z 1927 roku). W marcu 1944 roku, w Kraśniku, spotkałem kolegę z lat szkolnych, Józefora Mariana ps. „Vis”, wówczas członka oddziału leśnego „Narodowych Sił Zbrojnych” „Zęba”, który przyjechał na „urlop”, do domu. Z nim razem poszedłem do lasu, do oddziału „Narodowych Sił Zbrojnych” „Zęba”, a ponieważ w tym czasie w pobliżu stacjonował oddział „Zapory”, z „Armii Krajowej”, następnego dnia, wraz z „Vis–em”, przeszedłem tam i zostałem przyjęty, przy czym przydzielono mnie do patrolu „Kordiana”, jako amunicyjnego, przy ciężkim karabinie maszynowym. „Vis” został cekaemistą. Wówczas otrzymałem pseudonim „Żbik”. Do chwili wyzwolenia terenów województwa lubelskiego przez Armię Czerwoną, tj. do lipca 1944 roku, w patrolu „Kordiana” brałem udział w pięciu akcjach dywersyjnych na transport niemiecki. Oddział dywersyjny „Zapory” liczył wówczas około 70 ludzi i składał się z czterech patroli: „Kordiana”, „Babinicza”, „Ducha” i „Żbika Starego”. W czasie zajmowania Lublina przez Armię Czerwoną, nasz oddział był w drodze na Lublin. Z Armią Czerwoną zetknęliśmy się w Piotrowicach, powiat Lublin. Dowiedzieliśmy się, iż Lublin jest już oswobodzony. Razem z jednostką Armii Czerwonej poszliśmy pod … Groński Roman. Strona 3. … wieś Borów, gmina Chodel. Tam, w lesie, przenocowaliśmy sami, i na drugi dzień „Zapora” zrobił odprawę. „Zapora” podziękował nam za walkę, stwierdził, że nasza praca jest już skończona, polecił złożyć broń i rozejść się do domów. Broń złożyliśmy w lesie i rozeszliśmy się, zaś „Zapora”, „Opal”, „Renek” i „Rosa” broń tę zamelinowali, bodajże w dwóch miejscach. O tym dowiedziałem się od jednego z członków oddziału „Zapory”, Adamskiego Bogdana ps. „Tygrys”, w Lublinie, w miesiącu bodajże wrześniu 1944 roku, gdy władze wojskowe sowieckie wykryły meliny tej broni i zabrały ją. Po rozejściu się naszego oddziału pojechałem do Kraśnika, do domu. Były wezwania, by zgłaszać się do Wojska Polskiego. Byłem za młody i nie miałem obowiązku, a na ochotnika nie poszedłem. Przy końcu lipca 1944 roku, razem z byłym członkiem oddziału „Zapory”, „Zbyszkiem” Sochackim, pojechałem do Lublina. Po pewnym czasie spotkałem „Zaporę”. Spytałem go czy iść do wojska, na co „Zapora” polecił mi wstrzymać się. Po jakimś czasie dowiedziałem się, że „Zapora” poszedł do lasu i chodzi z grupą. Razem z „Tygrysem” poszedłem do „Zapory”, i od tego czasu rozpocząłem działalność dywersyjną w wyzwolonej Polsce. Pytanie: Opowiedzcie o swojej działalności w okresie 1944 i 1945 roku? Odpowiedź: Do grupy dywersyjnej „Armii Krajowej”, pod dowództwem „Zapory”, przyłączyłem się w październiku 1944 roku. Otrzymałem broń, „pepeszę”, i chodziłem razem z grupą. W tym czasie … Nadpisano: „sami”. Groński Roman. Strona 4. … było nas ośmiu, a to: „Zapora”, „Renek”, „Zaremba”, „Orlik”, „Pszczółka”, „Tęcza”, ja i „Tygrys”. Chodziliśmy po lasach i wsiach powiatu lubelskiego. Akcji żadnych jeszcze nie robiliśmy. Przy końcu 1944 roku oddział dywersyjny „Zapory” liczył już kilkunastu ludzi. W styczniu 1945 roku oddział nasz liczył około osiemnastu ludzi i został przez „Zaporę” podzielony na dwie drużyny – patrole. Jednym dowodził „Żaba”, a właściwie „Opal”, a drugim „Zapora”. Ja byłem w patrolu „Zapory”, przy czym posiadałem ręczny karabin maszynowy, „Diechtierowa”, i pistolet „Samarski”, kaliber 7,65. Pierwszą akcję dywersyjną przeprowadziliśmy w lutym 1945 roku, w następujących okolicznościach. W osadzie Chodel, Milicja Obywatelska, aresztując byłych członków „Armii Krajowej” z tamtejszej placówki, którzy mieli przy sobie broń (pistolet), w bliżej nieznanych mi okolicznościach zastrzeliła ich. „Zapora”, w odwet za to, postanowił rozbić posterunek Milicji Obywatelskiej w Chodlu. W dniu 5 lutego, w nocy, oddział „Zapory”, w sile około 18 ludzi, pod dowództwem „Zapory”, dokonał napadu na posterunek Milicji Obywatelskiej w Chodlu. „Zapora” rzucił minę w okno, wybita została ściana i do środka wtargnęło kilku naszych chłopców. Zastali tylko jednego milicjanta, którego zabrali do niewoli. Ja w tym czasie byłem na obstawie, z ręcznym karabinem maszynowym. Milicjanta tego uprowadziliśmy do wsi Wały i tam, gdy przyjechało wojsko sowieckie (7 lutego 1945 roku), i gdy wycofywał … Groński Roman. Strona 5. … się nasz oddział do lasu, któryś z naszych ludzi zastrzelił tego milicjanta. Przed walką powyższą, na jakąś godzinę, ja otrzymałem rozkaz, od „Zapory” i „Opala”, by jechać do Lublina, celem odbicia ze szpitala jednego z ludzi „Opala”, Pałkę Henryka. Pseudonimu nie znam. Pojechałem do Lublina i po dwutygodniowym pobycie, w którym to czasie przeprowadziłem dokładny wywiad, spotkałem „Zbyszka” Sochackiego (wówczas żołnierza Wojska Polskiego) i namówiłem go do dezercji z Wojska Polskiego i pomocy w odbiciu Pałki. Znalazłem samochód, odbiłem Pałkę Henryka i umieściłem go na melinie w Lublinie. Adresu nie pamiętam. Po tym razem ze „Zbyszkiem” poszliśmy do lasu, do oddziału „Zapory”. Po walce we wsi Wały „Zapora” i „Opal” byli ranni. Oddział był chwilowo rozczłonkowany i my przyłączyliśmy się do grupy „Jura”. Chodziliśmy z nim z miesiąc czasu, po czym, wraz z tą grupą, dotarliśmy do „Zapory”. A więc, przy końcu miesiąca lutego 1945 roku, wraz ze „Zbyszkiem”, dołączyłem do grupy „Jura”, liczącej wówczas 10 ludzi. Na początku marca 1945 roku, w Kolonii Popkowskiej, gmina Urzędów, powiat Kraśnik, najechał na nas Urząd Bezpieczeństwa. Wywiązała się strzelanina, jednak z obu stron nie było żadnych strat w ludziach. W końcu marca 1945 roku, wraz z grupą „Jura”, brałem udział w napadzie na spółdzielnię we wsi Boby, gmina Urzędów. Wówczas zrabowaliśmy trochę papierosów, tytoniu, mydła, pasty do butów i innych drobiazgów. Wszystko zmieściło się w jednym worku. Rzeczy zrabowane „Jur” porozdzielał pomiędzy … Groński Roman. Strona 6. … chłopców. Po tej akcji zakwaterowaliśmy w Kolonii Godowskiej, gmina Godów, powiat Puławy, i tam okrążyła nas milicja. Jednak, pod osłoną dwóch ręcznych karabinów maszynowych, wycofaliśmy się bez strat, jak również strat w ludziach, po stronie przeciwnej, nie było. Na początku miesiąca kwietnia 1945 roku, w okolicy miejscowości Bełżyce, gmina Bełżyce, powiat Lublin, „Jur” nawiązał kontakt z „Zaporą”, który jeszcze leczył swoje rany. „Jur”, po powrocie ze spotkania z „Zaporą”, zawiadomił mnie i „Zbyszka”, iż z rozkazu „Zapory” jesteśmy przydzieleni do jego grupy. Dalej „Jur” stwierdził, iż „Zapora” polecił nie robić „mokrych” „robót” aż do chwili jego wyzdrowienia, i ograniczać się tylko do akcji rabunkowych, w miarę potrzeby. W tym czasie zachorowałem na gardło i pozostałem przez dwa tygodnie w okolicy Urzędowa, lecząc się. Przy końcu kwietnia 1945 roku dołączyłem do stacjonujących razem, w okolicy wsi Dzierzkowice powiat Kraśnik, grup „Zapory” i „Jura” (około 30 ludzi). Pod dowództwem „Zapory” cały oddział udał się za San. W jakim celu, tego nie wiedziałem. W pierwszych dniach maja 1945 roku, w drodze za San, we wsi Świeciechów, gmina Annopol, powiat Kraśnik, na rozkaz „Zapory”, jedna z drużyn rozbroiła posterunek Milicji Obywatelskiej, zabierając dwa lub trzy kabeki. Przy tym chłopcy zastrzelili jednego z milicjantów, z powodu, iż uciekał w pole. Drugi zaś został schwytany i później, gdy przyjechało, zaalarmowane, stacjonujące w pobliżu, Wojsko Polskie, i rozpoczęła się strzelanina, został on zastrzelony. Konkretnie przez kogo, nie wiem. Z powodu strzelaniny spaliła się jedna stodoła. Groński Roman. Strona 7. Ze Świeciechowa udaliśmy się w kierunku na Zaklinów. Następnie, w okolicach Radomyśla, przeprawiliśmy się przez San. Doszliśmy w okolice Grabowa, gdzie jedna z drużyn, z jakiejś gorzelni, zrabowała około 500 litrów spirytusu gorzelnianego. Spirytus ten częściowo wypiliśmy sami, część zaś rozdawaliśmy ludziom i wymienialiśmy na potrzebne nam przedmioty. Stamtąd udaliśmy się do wsi Bojanów, gdzie na rozkaz „Zapory” rozbrojony został posterunek Milicji Obywatelskiej. Nikt nie został zlikwidowany. W dalszej drodze, w okolicach wsi Stale, oddziały nasze natknęły się na grupę żołnierzy Armii Czerwonej, wiozących samochodami prasowane siano. Zaatakowaliśmy ich, zabijając trzech. Resztę (bodajże pięciu) rozbroiliśmy i puściliśmy. Zabraliśmy wówczas obydwa sowieckie samochody ciężarowe, załadowaliśmy się na nie i dalszą drogę odbywaliśmy samochodami, w kierunku na Krzeszów. Z trudem przeprawiliśmy się przez San, ponieważ San, jak i okoliczne lasy, był obsadzony przez wojsko sowieckie. Pojechaliśmy w kierunku na Biłgoraj. W drodze zepsuł się jeden samochód, więc zostawiliśmy go w jakiejś wsi i pojechaliśmy, jednym, przez Bychawę, do Bełżyc. W miejscowości Bełżyce, na rozkaz „Zapory”, został rozbrojony posterunek Milicji Obywatelskiej (dokumenty zniszczono). Jeden z milicjantów, broniąc się, został przez naszych ludzi zastrzelony. Dwóch zaś innych zabrano na samochód i dopiero w okolicach Chodla „Grot” i dwóch czy trzech jego ludzi zabrali tych milicjantów ze sobą do lasu. Po co dokładnie, nie wiem. Czy po to, by ich … Groński Roman. Strona 8. … bić i przesłuchiwać, czy by ich zlikwidować, czy też po to, by zwolnić. O wszystkim decydował „Zapora” i on tą sprawę wyjaśni. Następnie pojechaliśmy do Kazimierza nad Wisłą, gdzie, na rozkaz „Zapory”, przypuściliśmy szturm na posterunek Milicji Obywatelskiej i Urzędu Bezpieczeństwa. Ostrzeliwali się i nie poddali się. Natomiast w mieście nasi ludzie schwycili dwóch milicjantów i zastrzelili ich. Zastrzelili żołnierza Armii Czerwonej – szofera, prowadzącego ciężarowy samochód (samochód, po zastrzeleniu szofera, rozbił słup telegraficzny i pozrywane zostały przewody elektryczne w rynku). Następnie zastrzelili kilku funkcjonariuszy Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego, którzy furmanką nadjechali od strony Puław. Ogółem zastrzeliliśmy wówczas około ośmiu ludzi. Po tej akcji wyjechaliśmy w kierunku na Chodel. Pod koniec maja 1945 roku, we wsi Ewunin, powiat Kraśnik, oddział „Zapory” zetknął się z oddziałem „Juranda” (kompania dezerterów z Wojska Polskiego), i „Zapora” podporządkował sobie „Juranda”. W końcu maja 1945 roku część oddziału „Juranda”, wspólnie z częścią oddziału „Zapory”, na rozkaz „Zapory”, samochodem została odstawiona do wsi Wojciechów, powiat Lublin, i przeprowadziła rozbrojenie posterunku Milicji Obywatelskiej, i dokonała rabunku spółdzielni, zabierając większe ilości produktów żywnościowych, i wszelkich innych cenniejszych towarów. W początkach czerwca 1945 roku do „Zapory” przyłączył się „Jerzy” ze swoją grupą („Narodowe Siły Zbrojne”). Miało to miejsce w okolicach Lublina, powiat Kraśnik, albo w okolicach Biłgoraja, koło wsi Hosznia. W tym czasie oddziały „Zapory” były zgrupowane razem („Juranda”, „Żaby”, … Groński Roman. Strona 9. … „Jerzego” i „Zapory”), i wspólnie udaliśmy się do osady Bychawa, gmina Bychawa, powiat Lublin, gdzie na rozkaz „Zapory” rozbroiliśmy posterunek Milicji Obywatelskiej, zabierając broń i mundury. Ponadto jedna grupa zrabowała, zdaje się, spółdzielnię w Bychawie. Po tym wszystkie nasze oddziały, pod dowództwem „Zapory”, udały się znów na teren biłgorajskiego powiatu, i tam, na rozkaz „Zapory”, udaliśmy się do wsi Huta Turobińska, celem wzięcia odwetu na pracownikach Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego, którzy zastrzelili kilku ludzi z naszych placówek terenowych. Była to ponadto wieś zamieszkała prawie przez samych pepeerowców. Weszliśmy do wsi, obstawiając ją karabinami maszynowymi z obydwu stron. Ja byłem na ubezpieczeniu. Pracowników Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego nie znaleźliśmy, więc na rozkaz „Zapory” pozamienialiśmy zniszczone ubrania i inne części garderoby. Zamienialiśmy buty, spodnie, bieliznę, a ponadto zabraliśmy z tej wsi dwie czy trzy świnie. W tym czasie „Zapora” miał spotkanie z „Podkową”, który był również takim dowódcą oddziałów leśnych, jak „Zapora”. Treści spotkania nie znam. W połowie czerwca 1945 roku, na rozkaz „Zapory”, wraz z grupą „Jura”, udałem się do Janowa Lubelskiego, na rynek, i stamtąd zabraliśmy stojące cztery samochody wojskowe, wraz z szoferami, po czym powróciliśmy na miejsca postoju naszych oddziałów (około 10 kilometrów od Janowa). Wtedy to kapitan „Wisła”, jako dowódca, i „Jerzy” (z „Narodowych Sił Zbrojnych”), jako jego zastępca, wraz z około 30 ludźmi, pozostali na terenach … Groński Roman. Strona 10. … biłgorajskiego, zaś pozostałe oddziały zostały załadowane na pięć samochodów i pojechaliśmy do Urzędowa. W Urzędowie zrobiliśmy napad na posterunek Milicji Obywatelskiej, skąd zabraliśmy jeden ciężki karabin maszynowy, jeden ręczny karabin maszynowy, i wszelką inną broń, mundury wojskowe, płaszcze. Akta zostały spalone. Po rozbrojeniu posterunku Milicji Obywatelskiej, „Opal” przemawiał do zwołanych na rynek ludzi. W przemówieniu swoim złorzeczył na Sowietów, Związek Radziecki, Rząd Polski, na Polską Partię Robotniczą, Urząd Bezpieczeństwa i Milicję Obywatelską, nazywając wszystkich pachołkami i agentami Moskwy, natomiast wznosił okrzyki: „Niech żyje Mikołajczyk!” i „Niech żyje Polskie Stronnictwo Ludowe!”. Po tym wsiedliśmy na samochody i z piosenką „»Zapory« piechota” odjechaliśmy w stronę Józefowa. Zakwaterowaliśmy w lesie, zaś następnego dnia pojechaliśmy do osady Józefów. W drodze do Józefowa zepsuł się nam jeden samochód, więc częściowo zabrano od niego części. Resztę spalono. Zajechaliśmy do Józefowa, na rynek. Rozbroiliśmy posterunek Milicji Obywatelskiej, zabierając broń i mundury. Dalej pojechaliśmy do browaru w Kluczkowicach, gdzie znajdowały się dwa samochody z wojskiem sowieckim. Wywiązała się strzelanina, w czasie której 8 lub 9 żołnierzy sowieckich raniliśmy i zabiliśmy. Z naszej strony był jeden ranny. Zabraliśmy stamtąd dwa ciężkie karabiny maszynowe, i inną broń, i pojechaliśmy w kierunku na Chodel. Zakwaterowaliśmy w Kolonii Ratoszyńskiej, gmina Chodel, i przenocowaliśmy tam. Nad ranem zaalarmowano zbliżanie się ty– … Groński Roman. Strona 11. … raliery wojsk sowieckich. Obstawili nas z jednej strony wsi, przy czym, po bokach, podsuwały się do nas dwie tankietki. Rozsypaliśmy się i tyralierą uciekliśmy do lasu, tracąc dwóch zabitych i sześciu rannych, wszystkie samochody, wraz ze zdobytą bronią – ciężkie karabiny maszynowe, ręczne karabiny maszynowe, granatniki i tak dalej. Podczas boju spaliły się dwie stodoły i został zabity jeden człowiek cywilny, nazwiskiem Bałoszek. Po tej historii wycofaliśmy się w lasy, między Dzierzkowicami i Urzędowem, i tam „Zapora” rozkazał rozbić oddziały na mniejsze grupy, i ewentualnie poprzebierać się w cywilne ubrania. Ja przydzielony zostałem do „Wrzosa” i, wraz z dziesięcioma innymi, poszliśmy na tereny południowo–zachodniej części powiatu kraśnickiego. W przeciągu może dwóch tygodni czasu działalność nasza polegała na tym, że chodziliśmy po wsiach i ważniejszym pepeerowcom zabieraliśmy ubrania cywilne, a pozostawialiśmy nasze mundury wojskowe. Następnie po tym, w lipcu 1945 roku, w okolicach Chodla, we wsi Cuple, spotkaliśmy się z „Zaporą”, który polecił nam złożyć broń. Po złożeniu broni polecił nam ujawnić się i rozejść do domów. Część ludzi ujawniła się, i ja również. Ale, zamiast pójść do domu, w związku z tym, iż „Zapora”, „Renek” i inni nie ujawnili się, włóczyłem się w terenie. W tym czasie „Renek” chodził już z pięcioma czy sześcioma ludźmi. Nadarzyła … Groński Roman. Strona 12. … mi się możność zdobycia broni i zdobyłem, od bandytów, dwa pistolety (byli to tak zwani przez nas „pendzlarze” – rabusie). Skontaktowałem się z „Renkiem”. Jeden pistolet „Vis” oddałem mu, a rewolwer „Nagan” pozostał przy mnie. Jeszcze kilka dni włóczyłem się po terenie, razem z „Januszem” – Pawełczakiem, po czym dołączyłem się do bandy „Jagody” (około 10 ludzi). W okolicach Kazimierza banda nasza spotkała się z „Zaporą” i kilkoma ludźmi (spotkanie chyba umówione), i razem z „Zaporą” poszliśmy za „Wisłę”. Było nas około piętnastu i posiadaliśmy dwa kabeki, jednego P.P.S., jedną pepeszę i broń krótką. Za Wisłą, w okolicy Ostrowca Kieleckiego, rozbroiliśmy kilka posterunków Milicji Obywatelskiej, zabierając jeden ręczny karabin maszynowy, automaty, kabeki, granaty, amunicję. Było to już w sierpniu 1945 roku. W końcu sierpnia 1945 roku otrzymałem od „Zapory” rozkaz wyjechać na Zachód, na melinę, i tam, siedząc cicho, czekać na rozkazy. Ze stacji Kunów, koło Ostrowca, wyjechałem na Zachód, razem z „Jadzinkiem” i „Błyskiem”. Na stacji w Katowicach spotkaliśmy się z kapitanem „Wisłą”. Stąd pojechaliśmy do miasteczka Lubliniec. W Lublińcu zostali „Jadzinek” i „Błysk”, a „Wisła” zaprowadził mnie do jakiegoś majątku pod Lublińcem, do swojego znajomego – administratora tego majątku. Miałem wówczas fałszywe dokumenty na nazwisko Szczepański Roman. Groński Roman. Strona 13. W tymże majątku przebywałem około dwóch tygodni, nie będąc oficjalnie meldowany. Po tym czasie wszyscy zaczęli się mną interesować, więc zabrałem swoje rzeczy i pojechałem do Lublińca. Tam spotkałem „Terry’ego”, który poinformował mnie, iż banda została rozbita w Górach Świętokrzyskich, zaś „Zapora” i kilku innych naszych ludzi uciekli i są w tych okolicach. Razem z „Terry’m” pojechaliśmy do Katowic, gdzie koło stacji spotkaliśmy akurat „Zbyszka”, „Zaporę”, „Jagodę” i, zdaje się, „Wisłę”. Zameldowałem, iż dalej na mojej melinie siedzieć nie mogę. „Terry”, bodajże, też mówił to samo. „Zapora” stwierdził, iż w Częstochowie ma coś do załatwienia i że tam pojedziemy. Wsiedliśmy na pociąg i pojechaliśmy wszyscy do Częstochowy. W Częstochowie, czy w mieście, „Zapora” polecił mi zostać tutaj, wraz z „Jagodą”, a sam, z pozostałymi, pojechał gdzieś dalej. Dokąd i po co, nie wiem. W jakim celu ja pozostałem z „Jagodą” w Częstochowie, też nie wiem po co. Prostuję. Mieliśmy czekać na kontakcie, gdzie zgłosić się mieli ludzie z naszej bandy, rozbitej w Górach Świętokrzyskich. To był wrzesień 1945 roku – koniec miesiąca. Po jednym czy dwóch dniach „Jagoda” pojechał gdzieś do swojej żony, a ja, zamiast czekać na naszym punkcie kontaktowym, pojechałem w Lubelskie – w okolice Urzędowa. Tam spotkałem, chodzących z bronią, „Janusza” – Pawełczaka, „Cygana” – Sołdackiego, i „Czajkę”, i wraz z nimi … Groński Roman. Strona 14. … chodziłem. Po jakimś tygodniu czasu, chyba na początku października 1945 roku, spotkaliśmy „Wisłę”, „Grota” i „Wrzosa”. Zawiadomili nas, iż „Zapora” organizuje wyprawę do strefy amerykańskiej, celem dotarcia do Armii Andersa. „Wisła” i „Grot” namawiali mnie, bym poszedł z nimi. Wyprawa ta miała przejść do strefy amerykańskiej Niemiec, z bronią w ręku. Odmówiłem udziału w tej wyprawie i, wraz z „Cyganem”, „Czajką” i „Januszem”, pozostaliśmy w terenie. Jakiś czas chodziliśmy razem, w czwórkę. Po tym, w trzech i we dwóch – ja i „Czajka”. W okresie od października do końca grudnia 1945 roku zrobiliśmy trzy lub cztery „skoki”: na spółdzielnie w Dzierzkowicach i Popkowicach – zabraliśmy do 10000 złotych, na młyny państwowe i samopomocy chłopskiej w Skurczycach – zabraliśmy chyba 5000 złotych, i z gminy w Urzędowie – nie pamiętam ile tysięcy złotych zabraliśmy. Z gminy tej zabierano pieniądze szereg razy. „Cygan” robił to na swoją rękę, „Oset” również, i inni. W tym czasie ja posiadałem pistolet kaliber 7,65, zdaje się „Samerski”. Likwidacji żadnych nie robiliśmy, a tylko rabowaliśmy to, co potrzebne nam było dla utrzymania się. Przed Bożym Narodzeniem, w grudniu 1945 roku, spotkałem się z „Zaporą” i z kilku jego uzbrojonymi ludźmi („Bachus”, „George”, „Renek” i inni). Wyprawa jego nie … Skreślono: „w Kolonii Borowskiej”. Groński Roman. Strona 15. … udała się. W tym już czasie „Zapora” miał zorganizowany mały oddziałek, posiadający ręczne karabiny maszynowe i automaty, liczący około 15 ludzi. Przyłączyłem się do nich, wraz z „Czajką”. „Zapora” dał mi za zadanie zrabowanie, z młyna państwowego w Bełżycach, wszystkiej mąki i pszenicy, zdanej przez ludzi na kontyngent, celem rozdania jej między ludzi. Ja i „Czajka” otrzymaliśmy automaty. Poza tym „Zapora” przydzielił mi do pomocy czterech lub pięciu ludzi, których pseudonimów nie pamiętam. Jeszcze przed Świętami, wraz z przydzielonymi mi ludźmi, zrabowałem, z młyna państwowego w Bełżycach, mąkę i pszenicę kontygentową, razem pięć furmanek, ile to mogło wynieść wagi nie wiem, i przekazałem ją „Wrzosowi”. Mnie i „Czajce” „Zapora” dał, jako wynagrodzenie za dobrą robotę, około 50 kilogramów mąki pszennej na Święta, i polecił nam odpoczywać. Umówiliśmy wówczas kontakt w okolicach Ratoszyna, zaraz, w następne dni, po Świętach Bożego Narodzenia. Spóźniliśmy się na to spotkanie i, jak dowiedziałem się po tym, „Zapora”, wraz z oddziałem dywersyjnym, był przez dwa–trzy tygodnie na terenach za Wisłą. Co tam robili konkretnie, nie wiem. Wiem tylko, że w tym czasie jeden z naszych ludzi został zabity (ps. „Rysiek”, Duraczyński Ryszard, z Kazimierza). Kontakt z „Zaporą” ja i „Czajka” nawiązaliśmy gdzieś dopiero w połowie stycznia 1946 roku, w Kolonii Borów. Do tego czasu, … Groński Roman. Strona 16. … ani ja, ani „Czajka”, żadnych „skoków” nie robiliśmy. Po powrocie z za „Wisły” oddział „Zapory” zwiększył się do liczby około 20 ludzi. Z Borowa, wraz z oddziałem, brałem udział w rozbrajaniu posterunku Milicji Obywatelskiej w Bychawie, i rabunku spółdzielni. Ja byłem na obstawie. Akcja wykonana była na rozkaz „Zapory”. W dwa czy trzy dni później, na rozkaz „Zapory”, rozbroiliśmy posterunek Milicji Obywatelskiej w Wysokim (osada), powiat Lublin, i zrabowaliśmy spółdzielnię, choć nie pamiętam dobrze. W czasie rozbrajania posterunku, jeden milicjant, czy ubek w cywilu, został zastrzelony przez „Wichra”. Ja brałem udział w tej akcji na obstawie, z ręcznym karabinem maszynowym. Następnie, w końcu lutego 1946 roku, na rozkaz „Zapory”, i pod jego dowództwem, rozbroiliśmy posterunek Milicji Obywatelskiej w Krzczonowie, powiat Lublin, oczywiście niszcząc im akta i, kogo trzeba, bijąc. W końcu lutego lub w początkach marca 1946 roku, na rozkaz „Zapory”, urządziliśmy zasadzkę na samochód ciężarowy, w okolicy Niedrzwicy. Zasadzka nie udała się, ponieważ na nasze strzały w górę szofer nie zatrzymał się, a „Zapora” nie dał strzelać w samochód. Po tym oddział przeniósł się z powrotem w okolice Chodla i Urzędowa. W tym czasie liczył już około 40 ludzi. „Zapora” rozdzielił go na trzy grupy, i dowództwo nad grupami powierzył „Renkowi”, … Groński Roman. Strona 17. … „Jadzinkowi” i „Misiowi”. W tym czasie ja i „Zbyszek” Sochacki byliśmy przeziębieni i otrzymaliśmy zwolnienie, do chwili, gdy „Zapora” przyjdzie po nas, lub przyśle kogoś. Zamelinowaliśmy się w okolicach Radlina, w Kolonii Radlin. Do kwietnia 1946 roku nic kompletnie nie robiliśmy, pozostając na urlopie – poza oddziałem. Groński Roman. Na tym przesłuchanie przerwano. Protokół odczytałem osobiście i jest zgodny z moimi zeznaniami. Groński Roman. Przesłuchał: Jerzy Kędziora, porucznik.