Zeznania Władysława Nowickiego złożone w Sądzie Wojewódzkim dla Województwa Warszawskiego 26 września 1957 roku

Do winy nie przyznaję się i wyjaśniam. Działalność moja, po dniu 22 marca 1947 roku, nie nosiła cech przestępstwa. Nie poczuwam się do dokonania jakichkolwiek przestępstw od daty ujawnienia, tj. od dnia 22 marca 1947 roku. Podczas okupacji byłem członkiem Armii Krajowej na terenie Warszawy, jako podporucznik Plutonu Dywersji Bojowej Warszawa–Śródmieście. Brałem także udział w Powstaniu Warszawskim. W czasie Powstania dowodziłem podległym mi plutonem. W czasie Powstania, w końcu września 1944 roku, zostałem ciężko ranny. Ewakuowano mnie wówczas do szpitala w Otwocku. Składając zeznania w 1948 roku, nie mówiłbym o tym, o czym teraz, przed Sądem, chcę zeznać. Zatrzymywałem się wówczas na momentach prawnych. Przed Sądem, który wydał niesłuszny i niesprawiedliwy wyrok na siedmiu moich towarzyszy, nie mówiłbym o tym. Uważam, że organizacja „Wolność i Niezawisłość” nie powinna mieć opinii organizacji reakcyjnej. To nie była wsteczna organizacja. Dążyła ona do wolności i niepodległości, jak zresztą idee te określała sama nazwa organizacji. Dzisiaj mówi się o tym, że w tamtym okresie poczucie suwerenności narodu polskiego było deptane. My rzecz tę dostrzegaliśmy. Jasnym jest dla mnie, że do tego predestynowani byli ludzie z szeregów Armii Krajowej, którzy mieli wielkie zasługi w walce z okupantem. To nie byli ludzie wsteczni i reakcyjni. Fakt, że „Wolność i Niezawisłość” miała oparcie w społeczeństwie, że kierownictwo Rządu nie dostrzegało dążenia narodu do suwerenności i niepodległości. To popchnęło mnie i moich kolegów do wstąpienia do organizacji. W sierpniu 1945 roku zostałem członkiem „Wolności i Niezawisłości”. Doszło do tego po kontakcie z Abraszewskim ps. „Boruta” – Komendantem Obwodu Lublin–Miasto. On mnie powołał na stanowisko Szefa Propagandy w Obwodzie Lublin–Miasto. Stanowisko to zajmowałem do stycznia lub lutego 1946 roku. Stwierdzam, iż przebieg mojej działalności w „Wolności i Niezawisłości” opisany jest w akcie oskarżenia zgodnie z rzeczywistością. Po aresztowaniu niektórych osób z organizacji, znajdujących się na kierowniczych stanowiskach, Abraszewski zajął wyższe stanowisko, a ja zająłem jego stanowisko, tzn. Komendanta Obwodu Miasto–Lublin. Na stanowisku tym przebywałem do listopada 1946 roku. W lipcu 1946 roku zastępowałem Inspektora Inspektoratu Lubelskiego. Czynności zastępcy wykonywałem na zlecenie Abraszewskiego. W listopadzie 1946 roku zostałem powołany na stanowisko Inspektora Inspektoratu Lubelskiego. Na stanowisku tym pozostawałem do chwili ujawnienia, tj. do dnia 22 marca 1947 roku. Ja ujawniłem się w ramach Okręgu. Jeśli chodzi o istnienie podziemia „Wolności i Niezawisłości” na terenie Lublina, to rzeczywiście ono istniało. Działały oddziały pod dowództwem Dekutowskiego ps. „Zapora”. „Wolność i Niezawisłość” tych oddziałów nie tworzyła. Powstawały samorzutnie, rozpadając się lub tworząc. Oddziały te bezpośrednio podporządkowane były Dekutowskiemu, posiadającemu stopień majora. Organizacja oparta była na tym, że oddziały podlegały Inspektorowi. Komendantowi Obwodu oddziały te nie podlegały. Formalnie oddziały te podlegały mnie od listopada 1946 roku do 22 marca 1947 roku. Przed listopadem, w okresie od lipca do listopada, podlegały one mnie tylko na rozkaz Abraszewskiego. W poprzednim okresie nie były one mnie podporządkowane. Z tytułu podporządkowania oddziałów zasadniczo żadnych poleceń zmieniających dotychczasowe zarządzenia nie wydawałem. Poprzednio były wydane rozkazy władz Okręgu „Wolności i Niezawisłości” i Inspektorów, między innymi Abraszewskiego. Jeśli chodzi o moje polecenia, to wydawałem je w zakresie obowiązujących rozkazów. Co do treści rozkazów wydawanych przez Okręg, to szły one w kierunku ograniczania działalności oddziałów, które nie były utworzone przez „Wolność i Niezawisłość”. „Wolność i Niezawisłość” chciała oddziały te zlikwidować, bo nawet uniemożliwiały działanie „Wolności i Niezawisłości”. Władze „Wolności i Niezawisłości” dążyły do ograniczania działalności zbrojnej oddziałów partyzanckich niepodporządkowanych organizacji „Wolność i Niezawisłość”. Oddziały te żadnych akcji zaczepnych nie prowadziły. Istniały, celem samoobrony, i bytowały w terenie. Ja rozkazów nie wydawałem. Utrzymywałem rozkazy ograniczania akcji oddziałów. Cała moja działalność przygotowywała oddziały do ujawnienia. W tym czasie, gdy objąłem stanowisko Inspektora, w listopadzie 1946 roku, mówiono i pisano o amnestii. Oddziały dążyły do ujawnienia się. Okręg „Wolności i Niezawisłości” chciał akcje oddziałów ograniczyć. Okręg „Wolności i Niezawisłości” stał na stanowisku ujawnienia. Przy ujawnieniu dążył on do zwolnienia ludzi poprzednio aresztowanych. Zasadniczo przyjęto ujawnienie organizacji. W praktyce nie udało się osiągnąć całego ujawnienia. Ja się ujawniłem w ramach Okręgu, wraz z Inspektorami. Władze „Wolności i Niezawisłości” kontaktowały się z władzami Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego. Okres, w którym objąłem stanowisko Inspektora, był okresem przygotowania oddziałów do ujawnienia. Nie wszyscy chcieli się ujawnić. Kontaktowałem się z „Zaporą” i z innymi dowódcami, rozmawiając o ujawnieniu. Dowództwo naszych oddziałów znajdowało się na terenie Lubelskiego. Oddziały mnie podlegały jako Inspektorowi. Podlegała mi południowa część Lubelskiego. Władze Urzędu Bezpieczeństwa nawiązały kontakt z „Zaporą”. Przed wyjściem amnestii, w lutym 1947 roku, Urząd Bezpieczeństwa prosił o skontaktowanie z „Zaporą”. Odbywały się rozmowy „Zapory” z przedstawicielami Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego. Pierwsze rozmowy były przeprowadzane w czasie mojej nieobecności. Dekutowski zawiadomił mnie o prowadzonych rozmowach z Urzędem Bezpieczeństwa. Przyjechałem do Lubelskiego. Nawiązałem kontakt z „Zaporą” i z Urzędem Bezpieczeństwa. W końcu lutego lub marca 1947 roku rozpocząłem ja rozmowy z Urzędem Bezpieczeństwa. Bartoszewski był Szefem Sztabu Okręgu. Abraszewski został aresztowany w listopadzie 1946 roku. Rozmowy z Urzędem Bezpieczeństwa przebiegały ciężko. Amnestia była bardzo szeroka dla ludzi, którzy ujawnili się samorzutnie, natomiast bardzo wąska dla tych, którzy nie ujawnili się. Do ujawnienia doszło, pomimo trudności. Urząd Bezpieczeństwa rozmawiał z „Zaporą”, a później ze mną. Urząd Bezpieczeństwa domagał się ujawnienia wszystkich oddziałów i oddania broni. Jednak później ludzie, którzy się ujawnili, zostali aresztowani. Do zupełnego porozumienia z władzami Urzędu Bezpieczeństwa nie doszło. Wstrzymano działalność zbrojną z naszej strony i ze strony Urzędu Bezpieczeństwa. Z Warszawy przyjechał, w końcu marca, dyrektor Departamentu Urzędu Bezpieczeństwa, pułkownik Czaplicki. Prowadziłem z nim rozmowę. Był także pułkownik Hański i oficer z Urzędu Bezpieczeństwa. Przekonali się oni, że żądanie zwolnienia aresztowanych wyszło nie ode mnie, ale od żołnierzy. Na przykład w rękach Urzędu Bezpieczeństwa znalazła się sanitariuszka, która otrzymała wyrok dziesięciu lat. Po rozmowie z pułkownikiem Czaplickim w Bełżycach, dowiedzieliśmy się, że władze Urzędu Bezpieczeństwa domagają się całkowitego ujawnienia. Ja wówczas mówię, że ludzie, wskutek aresztowania niektórych osób, boją się ujawniać. Po tej rozmowie ujawnił się kapitan Aleksander Głowacki ps. „Wisła”. Ujawniły się niektóre oddziały. Ludzie ujawniali się także indywidualnie. Okręg ujawnił się 22 marca 1947 roku. Ja prowadziłem pertraktacje z Urzędem Bezpieczeństwa na temat ujawnienia. Za pośrednictwem Bolesława Piaseckiego i Horodyńskiego skontaktowałem się z Dyrektor Departamentu Bezpieczeństwa Brystigerową. Udałem się do Warszawy, do Departamentu Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego. Tutaj spotkałem Czaplickiego. Rozmawiałem z nim. Czaplicki przekazał mnie Romkowskiemu. Ja do Ministerstwa Bezpieczeństwa przyszedłem dobrowolnie. Oni rozkazali mi się ujawnić, gdyż inaczej to mnie zaaresztują. Przetrzymali mnie 12 godzin. Po pertraktacjach zwolniono mnie. Nie chciałem się ujawnić bez uprzedniego porozumienia z Okręgiem. Okręg później ujawnił się. Na szczeblu Okręgu ujawnili się Bartoszewski ps. „Wir”, Wilhelm Szczepankiewicz ps. „Drugak”. Oni prowadzili pertraktacje z Ministerstwem Bezpieczeństwa Publicznego. Wysunęli dezyderaty. W stosunku do ludzi ujawnionych, którzy zostali aresztowani, żądaliśmy ich zwolnienia. Okręg prosił o zwolnienie zaaresztowanych ludzi. Ludzie nie chcieli się ujawniać, gdyż się bali represji. Powstawały opory psychiczne. Do ostatecznego porozumienia z Urzędem Bezpieczeństwa nie doszło, ale pewną ilość osób uprzednio zaaresztowanych Władze Bezpieczeństwa zwolniły. W tej sytuacji doszło do ujawnienia Okręgu. Szczepankiewicz, Bartoszewski i ja ujawniliśmy się. Po naszym ujawnieniu jeszcze trwał amnestyjny okres ujawniania. Pułkownik „Drugak” – Szczepankiewicz i „Wir” dążyli do ujawnienia oddziałów, które się opierały. My już byliśmy ujawnieni, więc była trudność wydawania rozkazów. Po 22 marca 1947 roku ja żadnej nielegalnej działalności nie rozwijałem. Utrzymywałem kontakt z ludźmi nieujawnionymi organizacji „Wolność i Niezawisłość”. Akcja moja zmierzała w kierunku ujawnienia reszty członków „Wolności i Niezawisłości”. Akcja moja odbywała się w porozumieniu z władzami Urzędu Bezpieczeństwa. O tym poinformowani byli Dyrektor Departamentu Romkowski i Brystiger, jak i funkcjonariusze Urzędu Bezpieczeństwa w Lublinie. Ponieważ nie wszyscy się ujawnili, więc ja musiałem się z nimi kontaktować, celem nakłonienia ich do ujawnienia. Żadnej działalności nielegalnej w ramach „Wolności i Niezawisłości” nie prowadziłem. Na dzień 25 kwietnia 1947 roku ujawniło się ponad 90% ludzi z moich oddziałów. To był dzień zakończenia amnestii. Nie ujawnili się ludzie, którzy bali się ujawnienia ze względu na swoją działalność. My nie mogliśmy im tego powiedzieć, że po ujawnieniu będą bezpieczni. My sami nie byliśmy tego pewni. Szereg ludzi zajmujących odpowiedzialne stanowiska nie zostało wypuszczonych z więzienia. Nie ujawnił się Dekutowski ps. „Zapora”, Groński i pozostali współoskarżeni. Ujawnili się Miatkowski i Pelak. Zdawałem sobie sprawę, że nieujawnieni ludzie stanowią zarzewie nowej walki. Nie prowadzili oni akcji zaczepnej, ale „bytowali” w terenie. Wiedziałem, że wokół tych dowódców zaczną tworzyć się nowe oddziały. Uważałem, że trzeba teren rozładować. Po 25 kwietnia 1947 roku nadal pozostawałem z nieujawnionymi ludźmi w kontakcie. Porozumiewałem się z władzami Urzędu Bezpieczeństwa. Zwróciłem się do Dyrektor Departamentu Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego Brystiger, nawiązałem rozmowy z Romkowskim. Ludzie nieujawnieni powiedzieli, że się ujawnią wówczas, gdy władze Urzędu Bezpieczeństwa wypuszczą z więzienia ludzi zajmujących wyższe stanowiska. Chodziło nam głównie o Szefa Sztabu Okręgu – Gołębiowskiego, Szatyńskiego, Inspektora „Junga” i Abraszewskiego. Wysunęliśmy wniosek ich zwolnienia. Oświadczyliśmy Brystigerowej, że jeżeli wypuszczą tych ludzi, to uda nam się rozładować teren. Władze Urzędu Bezpieczeństwa odnosiły się bardzo poważnie do naszych propozycji i pertraktacje te trwały około miesiąca, od maja do połowy czerwca 1947 roku. Ja miałem możność nawiązania kontaktu w terenie. Jako były przełożony miałem autorytet w terenie. W toku rozmów prowadzonych z Brystigerową myślałem, że uda się zwolnić trzy osoby, wyłączywszy Gołębiowskiego, na którego już był wydany wyrok. Kiedy wydawało mi się, że pertraktacje dochodzą do skutku, w połowie czerwca Romkowski oświadczył mi, że: „Pańskie propozycje są nie do przyjęcia. My nie możemy tych ludzi wypuścić. Niech przyjedzie do Warszawy Dekutowski. Ja mu bezpieczeństwo zapewnię. Porozmawiamy na ten temat”. Ja mówię, że Dekutowski nie zgodzi się przyjechać. Pertraktacje urwały się. Po 15 czerwca ja odsunąłem się od tej akcji, widząc, że nic w terenie nie zrobię. Bezpośrednio po zakończeniu rozmów ze mną, Urząd Bezpieczeństwa zwolnił z więzienia w Lublinie Abraszewskiego ps. „Boruta” i paru ludzi nieznanych mi, którzy nie znajdowali się na czołowych stanowiskach w organizacji. Po zwolnieniu Abraszewskiego władze Urzędu Bezpieczeństwa szukały dróg nawiązania kontaktu z Dekutowskim. Chcieli się skontaktować z Dekutowskim przez Głowackiego ps. „Wisła”, gdyż on był ujawniony. Bartoszewski był także ujawniony. Szef Sztabu Tataj, ze strony władz Urzędu Bezpieczeństwa, przeprowadzał z „Zaporą” i Szczepankiewiczem burzliwe rozmowy. Podpisano akt ujawnienia „Zapory”. To było 16, 17 lub 18 czerwca 1947 roku. To przeszło z trudnościami. W rezultacie „Zapora” ujawnił się. Po upływie dwóch dni przysłano zawiadomienie z Wojskowego Urzędu Bezpieczeństwa, że ujawnienie „Zapory” nie jest ważne. Dowiedziałem się o tym od „Wisły” i Dekutowskiego. Dalszych rozmów nie ujawniono. Ludzie wycofali się w teren z bronią. W lipcu 1947 roku skontaktowałem się z Abraszewskim i rozmawialiśmy o sytuacji, jaka się wytworzyła. We wspólnej rozmowie doszliśmy do wniosku, że moje wysiłki, zmierzające do jak najszerszego i najszybszego ujawnienia, nie doszły do skutku. Że najlepiej będzie, gdy ci ludzie wyjadą zagranicę. Omawiałem tę sprawę z Abraszewskim, który powiedział, że widzi możliwość przerzucenia pewnej grupy nieujawnionej przez granicę i może mi dostarczyć fałszywe dokumenty. W połowie sierpnia 1947 roku nawiązałem kontakt z „Zaporą”, bez wiedzy władz Urzędu Bezpieczeństwa, oraz skontaktowałem się z Dekutowskim. We wspólnej rozmowie doszliśmy do wniosku, że będzie lepiej, gdy ci ludzie wyjadą. W kilku rozmowach z „Zaporą” i Abraszewskim ustaliliśmy, że pojedzie grupa licząca razem ze mną osiem osób. To byli współoskarżeni. Chcieliśmy w ten sposób rozładować teren. To była pierwsza, zasadnicza grupa do wyjazdu. Po nas jeszcze miały wyjechać inne grupy. Abraszewski oświadczył, że drogę posiada. Mieliśmy jechać grupą. Abraszewski przywiózł mi dokumenty dla wyjeżdżających. Jechaliśmy bez broni. Wyjechaliśmy po dwóch mężczyzn. W Nysie, czy w Grodkowie, nas zatrzymano. Do granicy było jeszcze daleko – około kilkadziesiąt kilometrów. Wydaje mi się, że Abraszewski odegrał tu rolę prowokatora. Abraszewski nie został aresztowany, pomimo że organizował wyjazd zagranicę. Mnie aresztowano i siedmiu moich kolegów skazano na karę śmierci. My postanowiliśmy działalność zbrojną przerwać. Wyjeżdżaliśmy zagranicę bez broni. Abraszewski powiedział, że dostarczy dowody i dostarczył 4–5 kenkart na fałszywe nazwiska. On mnie je wręczył, a ja, w jego obecności, wręczyłem je jednemu z ludzi, który wyjeżdżał. Ja dowód miałem, gdyż byłem ujawniony. Kenkarta nie była mi potrzebna. Mogłem jechać z legalnym dokumentem. Gdybym ja nie prowadził działalności zmierzającej do ujawnienia, to może bym przetrwał, ale, po rozmowach z Urzędem Bezpieczeństwa, miano do mnie pretensje, że nie wszyscy się ujawnili. Obawiałem się o swoje bezpieczeństwo. Ludzie ci sami, beze mnie, nie chcieli pojechać. Moim obowiązkiem było wyjechać z nimi. Dalsze zamiary także były omawiane. Nie mieliśmy planów dalszej działalności przeciwko państwu polskiemu. Każdy z nas miał się urządzić prywatnie. Nie byliśmy nastawieni do walki przeciwko Polsce. Nie wydawałem rozkazów odnośnie melinowania broni. Broń nie pozostawała w zakresie działalności władz Inspektoratu i Okręgu. To pozostawało w kompetencji dowódców, ludzi na szczeblu oficerskim. Władze Inspektoratu nie wydawały rozkazów w związku z przechowywaniem broni. Ja nigdy o miejscach melinowania broni nie wiedziałem. Przed okresem ujawnienia nie wydawałem rozkazów odnośnie melinowania broni, czy też przerzucania. Jak najmniej osób wiedziało o miejscu przechowywania broni. W czasie ujawnienia nie wszystka broń została oddana. Była melinowana. Żołnierz nie łatwo oddaje karabin. My dążyliśmy do oddania broni. Nawet „Zapora” nie wiedział o miejscu przechowywania broni. Wiedziałem, że, pomimo to, broń została jeszcze w terenie, ale nie byłem w stanie wydostać jej. Moja znajomość z Piaseckim i Horodyńskim datuje się z okresu okupacji. Utrzymywałem z nimi kontakt na stopie towarzyskiej, a nie politycznej. Bezpośrednio po aresztowaniu nie byłem pewien, jaką w tym rolę odegrał Abraszewski ps. „Boruta”. Nie chciałem go obciążać, dlatego wówczas o tym nie mówiłem. Teraz sprawa ta została wyjaśniona, więc mówię. Przypominam sobie, że mówiłem do Romkowskiego, że nie wszyscy się ujawnili. Rozmowy z Romkowskim nosiły charakter bezpośredni, mówienia sobie wszystkiego w oczy. Ja Romkowskiemu przekazałem, że istnieją jeszcze ludzie nieujawnieni, co stanowi pewne niebezpieczeństwo. Sprawa wyjazdu zagranicę wynikła z naszych rozmów, prowadzonych między mną i Abraszewskim, jak i też w czasie rozmów z ludźmi z terenu. Wyjazd zagranicę wynikł samorzutnie i nie mogę odpowiedzieć od kogo ta inicjatywa wyszła. Prawdopodobnie od Abraszewskiego. Po zwolnieniu Abraszewskiego nie prowadziłem rozmów z władzami Urzędu Bezpieczeństwa. Moja działalność prawdopodobnie musiała przyczynić się do faktu, że on został zwolniony. Abraszewski został zwolniony po zakończeniu moich rozmów z Ministerstwem Bezpieczeństwa Publicznego. Ostatni etap rozmów był przeprowadzany z Romkowskim, który powiedział do mnie, że „warunki pańskie są nie do przyjęcia”. Bezpośrednio po jego zwolnieniu, szukałem kontaktu z Abraszewskim. Po upływie 1–2 dni, po rozmowach ze mną, Urząd Bezpieczeństwa uwolnił Abraszewskiego. Powstała kwestia, jak ludzie ci mają się przedostać zagranicę, skoro nie mają dokumentów. W rozmowie Abraszewski powiedział mi, że ma możność zdobycia dokumentów. Abraszewski wręczył mi te dokumenty, gdy jechaliśmy razem w teren. Abraszewski mógł dać te dokumenty bezpośrednio osobom zainteresowanym. Niebezpiecznym było posiadanie dokumentów, więc wziąłem je od Abraszewskiego. Zasadniczo „Wolność i Niezawisłość” była organizacją o charakterze cywilnym, chociaż kadry „Wolności i Niezawisłości” stanowili wojskowi. Oddziałów wojskowych „Wolność i Niezawisłość” w swojej dyspozycji nie miała. Gdy organizacja „Wolność i Niezawisłość” zaczęła budować siatkę na Lubelszczyźnie, okazało się, że istnieją oddziały wojskowe, złożone z dawnych uczestników Armii Krajowej. Szereg materiałów w mojej sprawie nie odnosi się tylko do mnie, ale w ogóle do organizacji. W terenie panował nieład, nie było porządku, grasowały oddziały, które powstawały samorzutnie. Nie były nikomu podporządkowane. „Wolność i Niezawisłość” chciała te oddziały uporządkować. Największe nasilenie ich działalności datuje się w jesieni 1945 roku. „Wolność i Niezawisłość” uznała za konieczne podporządkowanie pewnych grup, gdyż na ich czele stali akowcy. „Zapora”, jako człowiek mający autorytet, podporządkować chciał część oddziałów, i w ten sposób uporządkować teren. To były takie tendencje Dekutowskiego, czy oddziały w terenie mają mieć charakter „dziki”, i w ten sposób zatracą całkowicie swoje oblicze ideowe, czy też mają być podporządkowane dowództwu „Wolności i Niezawisłości”.